poniedziałek, 19 listopada 2012

USA z zachodu na wschód - Dolina Śmierci



Death Valley National Park to gigantyczna skalna szczelina w kształcie rowu o długości 230 km otoczona łańcuchem górskim o wysokości 3000 m n.p.m. To pustynne i wydawałoby się martwe miejsce na pozór niczym się nie wyróżnia, jednak stanowi jedną z głównych atrakcji przyrodniczych Stanów Zjednoczonych. Dolina Śmierci to przede wszystkim największa depresja zachodniej półkuli - najniższy punkt położony jest na wysokości 86 m p.p.m. Ponadto obszar ten stanowi jedno z najgorętszych miejsc na Ziemi, gdzie upały przekraczające 50 stopni C nie są niczym wyjątkowym...

Do wyprawy w okolice Death Valley trzeba się przygotować, szczególnie jeśli jest to środek sezonu. Najpierw należy sprawdzić, czy wypożyczalnia nie zastrzegła sobie zakazu wjazdu do Doliny Śmierci. Wysoka temperatura sprzyja awariom. Niektóre pojazdy po prostu nie wytrzymują warunków pogodowych. Następnie należy uzbroić się w kilka litrów wody, jedzenie i paliwo. Przed wjazdem do parku można napotkać tablice ostrzegawcze, sugerujące, aby mieć jedzenia i picia na 4 dni. W razie awarii  najlepiej nie opuszczać pojazdu i czekać na pomoc, która, trzeba mieć nadzieję, dojedzie prędko. Nie ma mowy o wezwaniu pomocy - po kilku godzinach jazdy w dół możemy zapomnieć, że nasza komórka złapie zasięg...

Najlepiej zaplanować pobyt w Dolinie Śmierci na wczesne godziny poranne. Wtedy temperatura, mimo że i tak jest zabójcza, pozwala na krótki spacer. Im bliżej południa, tym słońce bardziej praży, a temperatura staje się tak wysoka, że trudno złapać oddech. My zawitaliśmy do Death Valley o 6.00. Było przyjemnie ciepło. Od momentu kiedy wstało słońce, temperatura wzrastała z każdą chwilą. Około 10. woda przestała gasić pragnienie, okulary przestały być przeciwsłoneczne, a wdychane powietrze rozgrzewało od środka. Trudno w takich warunkach wytrzymać choćby kwadrans na powietrzu, a i w samochodzie nie jest dużo lepiej, bo klimatyzacja zwyczajnie nie nadąża z chłodzeniem...

Naszą przygodę zaczęliśmy od Badwater - najniższego miejsca Death Valley.


Miejsce to z daleka w blasku słońca wygląda jak wielkie jezioro. Jednak wody w nim bardzo niewiele, a ta, która jest i tak nie nadaje się do picia, gdyż jest słona.



 

Złudne wrażenie spowodowane jest warstwą soli, która lśni w słońcu sprawiając wrażenie tafli wody.


 Osad z soli miejscami tworzy przeróżne wzory na ziemi:



Przy Badwater spędziliśmy około pół godziny. O poranku miejsce to znajduje się w cieniu, można więc swobodnie przypatrzeć się temu ciekawemu zjawisku. Kiedy wyszliśmy na słońce, poczuliśmy natychmiastowe uderzenie gorąca. Miałam wrażenie, że skóra zaczyna płonąć. Jestem raczej ciepłolubną istotą, ale to była już przesada...


Niedaleko Badwater znajduje się Devils Golf Course - tu w wyniku deszczu i wiatru powstały słone skorupy ziemi. Skąd nazwa? Bo na takim nierównym terenie jedynie diabeł dałby radę zagrać w golfa.


Lepiej poruszać się po wyznaczonych ścieżkach. Zbaczanie z tras grozi skaleczeniem a nawet złamaniem. Wbrew pozorom podłoże jest ostre i kruche. Nie trudno się pośliznąć.


Krystalizująca się sól tworzy białe skorupki. W ciepłe dni można usłyszeć trzskanie, kiedy skorupki pod wpływem temperatury powiększają się i pękają.


Warto wybrać się na przejażdżkę Artist's Drive do Artist's Palette. Jest to jednokierunkowa,  licząca 9 mil droga, która prowadzi przez malownicze krajobrazy.


Największym jej atutem są mieniące się przeróżnymi kolorami skały - od fioletu przez błękit, zieleń aż po żółcie i czerwienie. Gdzieniegdzie barwy są ledwie widoczne lub całkiem intensywne.



Najpiękniej jest w miejscu Artist's Palette, gdzie kolory są bardzo mocne i wyraźne. Bardzo nietypowy widok. Warto zobaczyć!


Dodatkowym atutem jest to, że nie trzeba wychodzićna zewnątrz. Trasę można podziwiać z samochodu. Kilka minut po 9.00 temperatura wynosiła 38 stopni C, jednak my i tak nie odmówiliśmy sobie krótkiego spaceru, koniecznie z kapeluszem na głowie i butelką wody w ręce.


Kolejny punkt to Zabriskie Point - punkt widokowy, z którego rozciąga się widok na zastygłe w fale skalne grzbiety. Aby tam dotrzeć, trzeba pokonać 15-minutowy dystans pod górkę. Widoki jednak wynagradzają wysiłek, a droga powrotna mija zdecydowanie szybciej, bo z górki.


I ostatni przystanek, według mnie drugi pod względem atrakcyjności po Badwater, Dante's View. Przewodnik mówi, że jest to najbardziej zapierające dech w piersiach miejsce w całej Dolinie Śmierci. Nie ma tu ani odrobiny przesady. Można tam wjechać samochodem, więc upał nie stanowi zbyt wielkiej przeszkody, a widoki z pewnością na długo utkwią w pamięci.

Z Dante's View mamy widok na całą dolinę. Możemy na własne oczy przekonać się, jak złudne wrażenie w słońcu robi Badwater Basin. Mimo prażącego słońca oraz zabójczo wysokiej temperatury, mogłabym tak siedzieć i patrzeć bez końca. 
Niesamowite miejsce...



Wyprawy do Death Valley bałam się najbardziej. Obawiałam się przede wszystkim temperatur. Mógł przecież zawieźć samochód, co zdarza się tam podobno na masową skalę. Już sama droga do Doliny Śmierci nie nastrajała mnie optymistycznie. Jechaliśmy 3 godziny przez pustynię, stopniowo zjeżdżając w dół. Nie minęliśmy po drodze żadnego samochodu, komórki straciły zasięg. Pojawił się jedynie lis pustynny. Na szczęście przejmowałam się zupełnie niepotrzebnie. Wyprawa okazała się fantastyczną przygodą. Temperatury wysokie, to fakt, ale dzięki temu, że wybraliśmy się o świcie, było do wytrzymania. A widoki... eh... Mogę powiedzieć bez wahania, że z Death Valley zostały mi jedne z najcudowniejszych i najbardziej zapadających w pamięć wspomnień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz