środa, 24 lutego 2016

Grecja - Ateny i okolice w praktyce

 

Ta wyprawa wyskoczyła nam dość nieoczekiwanie. Nie było jej w planach, ale w zamysłach owszem i to od dawna. Już 6 lat temu, kiedy dopiero łapaliśmy podróżniczego bakcyla, zastanawialiśmy się, wybierając podróż poślubną: Egipt czy Grecja? Wtedy zwyciężyła ojczyzna faraonów, a teraz w końcu nadszedł czas by odwiedzić ojczyznę wielkich filozofów.


Do realizacji planu zachęciły nas linie lotnicze Ryan Air, które wystosowały bardzo korzystną promocję na listopad. Loty dla dwóch osób z Modlina do Aten w obie strony kosztowały 400 zł. Nie zastanawialiśmy się długo. Rzadko planujemy wyjazdy z takim wyprzedzeniem - był sierpień - ale tym razem w razie czego stracilibyśmy te jedyne 400 zł. Kupiliśmy i zapomnieliśmy o sprawie na kilka miesięcy.

 

Lato minęło szybko, w międzyczasie Włochy, Zakynthos. Kiedy nadszedł listopad, zdaliśmy sobie sprawę, że czas pakować walizki i kreślić plan! A to lubię najbardziej, więc szybko wzięłam się do roboty. I tak powstał zarys naszego 4-dniowego pobytu w stolicy Grecji.

 

Dzień 1. Wylot w godzinach wieczornych, przylot na miejsce ok. 23.00, podróż do hostelu, sen.
Tu nie miałam pola do popisu :)
Dzień 2. Ateny: Biblioteka Hadriana, Agora Rzymska, Akropol, Agora Grecka, Anafiotika, Plaka, Keramikos, Monastiraki
Dzień 3. Delfy, wzgórze Likavitos
Dzień 4. Kanał Koryncki, Korynt, Przylądek Sounion.
Dzień 5. Targ rybny, Targ mięsny, Świątynia Zeusa, wylot w godzinach południowych.

Pierwotny plan był o wiele bardziej obszerny, zakładał ponad dwukrotną ilość kilometrów do przebycia, zawierał Termopile - z wąwozem, pomnikiem Leonidasa i dzikimi gorącymi źródłami, klasztor Ossios Loukas - jeden z najcenniejszych bizantyjskich zabytków w Grecji ze słynnymi freskami, Epidauros - z najlepiej zachowanym antycznym teatrem w całym kraju i Mykeny - z grobem słynnego Agamemnona. Stopniowo jednak pozbywaliśmy się kolejnych punktów z harmonogramu, stawiając na spokojne, bezstresowe zwiedzanie dostosowane do sił i możliwości ciężarówki z 5-miesięcznym brzuszkiem :)

 

Odrobinę Aten mieliśmy okazję zobaczyć jeszcze w nocy po przyjeździe z lotniska. Autobus dowiózł nas do Placu Sintagma, przy którym znajdują się budynki rządowe oraz postój taksówek - jedna z nas zawiozła nas na Omonię - dzielnicę, w której nocowaliśmy.

Dlaczego Omonia? Odpowiedź prosta - tu znalazłam najtańszy nocleg, który znajdował się od centrum w odległości 15-minutowego spaceru. Nie zgłębiłam tematu, nocleg zarezerwowałam. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że jest to dzielnica imigrancka, zamieszkała przez ludzi różnych narodowości, zaniedbana, z mnóstwem opuszczonych i zniszczonych budynków. Mimo że okolica nie wzbudzała sympatii i zaufania, nie natrafiliśmy podczas naszego 4-dniowego pobytu na sytuację, która wywołałaby w nas strach czy niepewność. Wręcz przeciwnie - ludzie uśmiechnięci, rodziny z dziećmi, mnóstwo knajpek, kawiarni, sklepów.

Sam plac Omonia również nie szczyci się dobrą sławą. To stąd zaczynają się wszelkie demonstracje i strajki. I nie inaczej było podczas naszego pobytu w Atenach. Odbywał się całodzienny strajk z pochodem. Już dzień wcześniej wokół naszego hostelu roiło się od wozów policyjnych. Ale mimo wszystko nie mogę na tę okolicę narzekać, bo niczego podejrzanego nie doświadczyliśmy. Wręcz przeciwnie, zachwycił nas piękny targ kwiatowy, czynny nawet po zmroku.

 


Nocleg? Ten temat najchętniej bym pominęła. Celowaliśmy w taniochę i pod tym kątem obiekt spełnił nasze oczekiwania. Cała reszta była jednak, powiem bardzo dyplomatycznie, niezadowalająca. Ale czego się spodziewać za 80 Euro / 2 os / 4 noce? W stolicy? Pokój mały, ściany brudne, łóżko niewielkie, pościel średniej estetyki... Dwie toalety, dwa prysznice, w pierwszym brak ciepłej wody, w drugim tylko ukrop. Kuchnia dostępna, jednak z wyposażeniem w postaci dwóch kubków i połowy łyżeczki. Jednakże będąc w Atenach nie polecam gotowania na własną rękę - śniadania to rozkosz dla zmysłów. Mogłabym godzinami delektować się ich aromatyczną kawą i pysznymi wypiekami.
Nocowaliśmy w hostelu, który mimo wdzięcznej nazwy Athens House, nijak nie przynosi stolicy dobrego wizerunku :)

Wybierając się do Aten - co warto wiedzieć?

Komunikacja
W stolicy najlepiej poruszać się na piechotę. Centrum jest tak kompaktowe, że w ciągu kilku godzin można obejść je w całości. Zabytki są blisko siebie, łączą je zatłoczone ale urokliwe uliczki Plaki. Zwiedzając Ateny, nie korzystaliśmy z taksówek ani autobusów, co najwyżej z metra, ale głównie po to, aby obejrzeć wystawę archeologiczną zlokalizowaną na stacji metra Sintagma.
Aby wyruszyć gdzieś dalej, najprościej jest wynająć samochód. Ceny różne - w lokalnych biurach taniej, ale stan techniczny pojazdów jak i warunki umowy gorsze. My jednak zdecydowaliśmy się zaryzykować - z dużą korzyścią dla portfela i na szczęście bez niechcianych przygód.

 

Jeżdżąc po Grecji - przynajmniej po tej części, gdzie się poruszaliśmy - dziwi fakt, że nie ma fotoradarów! Jesteśmy do nich bardzo przyzwyczajeni. A tu my na trasie spotkaliśmy jeden. I to nieczynny. Nie minęliśmy ani jednego wozu policyjnego i nie trafiliśmy na ani jedną kontrolę. A trochę kilometrów zrobiliśmy. Ograniczenia są podobne jak w Polsce, jednak mało kto je przestrzega. Jadąc w wężyku samochodów, trzeba się dostosować, więc nie zdziwcie się, gdy przez obszar zabudowany przejedziecie z prędkością 80 km/h. Drogi są niezłe, widoki ciekawe. Krajobraz górzysty, porośnięty zaroślami, polami bawełny, winoroślami. Szczególnie przyjemnie jedzie się wzdłuż linii brzegowej. Można natrafić na wrak statku, port lub ruiny świątyni Posejdona, jeśli zabrniecie w okolice Sounion...


Zwiedzanie
Planując dzień, trzeba uwzględnić godziny otwarcia atrakcji turystycznych, a to w Atenach jak i w całej Grecji niemile zaskakuje. Trudno sobie wyobrazić, że największe atrakcje, miejsca, które gromadzą tłumy, zamykane są o 15.00! Zasada jest prosta - wykopaliska należące do państwowych zabytków czynne są w godz. 8.00-15.00.
Zwiedzając Ateny, dobrym rozwiązaniem jest zakup jednego biletu za 12 Euro, który upoważnia do wejścia do 6 miejsc: Agora Grecka, Agora Rzymska, Biblioteka Hadriana, Akropol wraz z Teatrem Dionizosa znajdującym się na zboczu wzgórza, Nekropolia Keramikos oraz Olimpejon czyli Świątynia Zeusa. Bilet zachowuje ważność przez 4 dni.
A, i jeszcze jedna rada. Będąc w Grecji, dobrze jest się zorientować, czy nie ma w planach akurat jakiegoś strajku. Podczas naszego pobytu trafiło się tak feralnie, że strajkowali urzędnicy państwowi i wszystkie atrakcje turystyczne były pozamykane! Wyobrażacie to sobie? Zamknięty Akropol! O zgrozo! Przesadzili, oj grubo przesadzili, no ale cóż, toż to Grecy właśnie...

Kuchnia
Szukając noclegu, zawsze wybieram ten oferujący wyposażoną kuchnię, by móc zrobić sobie śniadanie czy wypić herbatę. Tym razem kuchnia okazała się zupełnie zbędna. Kto parzyłby sobie herbatę, kiedy w Atenach piłam jedną z najlepszych w życiu kaw.

 

Tam kawa jest aromatyczna, pachnie obłędnie i smakuje wyśmienicie. A do tego kosztuje od 1 Euro! Śniadanie? Grzechem jest jeść je w hostelu.

 

W Atenach trzeba delektować się świeżymi wypiekami, których wybór przyprawia o zawroty głowy. Można stać przy ladzie od rana i wybierać do południa :)

 

Rozkoszowaliśmy się greckimi specjałami każdego poranka, wybierając menu na dzień następny. Niebo w gębie!

  

 

Wspomnieć też trzeba o pysznych pralinach, które smakują jeszcze lepiej jak wyglądają. Przeróżne smaki, kształty, dekoracje. Pralinki w kształcie reniferów i bałwanków - byliśmy w połowie listopada, temperatura codziennie przewyższała 20 stopni, my w sandałach a w kawiarniach świąteczne czekoladki.

 

 

Restauracji i kawiarni jest mnóstwo. Omonia, Plaka, Monastiraki. Ceny w normie, ba, nawet powiedziałabym, że niskie. Za 15 Euro kupiliśmy sobie wielki talerz mięcha dla dwojga z frytkami i odrobiną zieleniny.

 

Z pozycji obowiązkowych - Mussaka, którą zjeść tzreba, aczkolwiek mnie nie zachwyca (nie przepadam za beszamelem) oraz powszechnie znany gyros podawany z sosem tzatziki i chlebkiem pita.

  

 

Baklawa, czyli ciasto filo skąpane w słodkim syropie też mnie nie powaliło na kolana - o wiele bardziej smakowały mi różne buły wypełnione serem na słodko lub słono, za to galaktoboureko - ciasto filo przełożone gęstym kremem (coś w stylu naszych kremówek) mogłabym pałaszować na okrągło :). Poza tym zapiekane warzywa w różnych postaciach, sałatka grecka oczywiście i pyszne tzatziki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz