czwartek, 10 października 2019

O tym jak 3-latek i 5-latka nie marudzili w Sztokholmie :) - Sztokholm z dziećmi, Sztokholm tanio

Sztokholm - Wenecja północy, perła Szwecji, miasto na wodzie, miasto, które tętni ciszą...  Na temat stolicy znajdziemy w internetach przeróżne ochy i achy. Robiąc plan na to miasto, sama naczytałam się o atrakcjach 'must see', jednak gdy członkami wyprawy jest 3-latek i 5-latka, nie ma czegoś takiego jak podróżnicze 'musisz'...


Jak więc zachęcić, aby maluchy cieszyły się zwiedzaniem?


1. Wybrać atrakcyjny, przez wszystkich lubiany środek transportu.

Włóczenie się samochodem po mieście, stanie w korkach, marnowanie czasu na szukanie parkingów to chyba największa zmora wspólnego wyjazdu. Rodzice się denerwują, dzieci się nudzą. Wszyscy się męczą. W rezultacie już na starcie pojawiają się negatywne emocje, a to przecież wspólne wakacje, nie o to chodzi!

 

Zmieńmy auto na transport publiczny. Metro, tramwaj, autobus, przesiadki - toż to dla dzieci nie lada atrakcja! Oszczędzamy czas, a dzieciom dostarczamy wrażeń - rozwiązanie idealne!
Sztokholm to raj dla rowerzystów. Infrastruktura jest wprost genialna. Rowerzyści mają do dyspozycji sieć dróg, mostów, parkingi. Jeździ się wybornie! Ponadto wszyscy amatorzy dwóch kółek wiedzą, że z roweru świat wygląda piękniej. Można poczuć się bliżej otoczenia, można się jemu lepiej przyjrzeć, można poczuć zapach, usłyszeć gwar. Nasze dzieciaki były zachwycone. Nie było czasu na nudę! Ciągle się coś działo, widoki się zmieniały: to most, to kanał, zamek, plac, ulica, marina. My byliśmy w swoim żywiole. Zwiedzanie i pedałowanie zarazem. Dużo kultury i sporo sportu.
Rada nr 1 zatem - Jeśli do Sztokholmu to tylko na rowerze!


 

2. Dostarczyć dzieciom takich wrażeń, które będą dla nich atrakcyjne.

Niestety, nie uda się nam snuć po muzeum przez 4 godziny, żeby kontemplować przy dziełach sztuki. Szczerze? I tak nie bardzo to lubię. Najważniejsze dla mnie muzea już zwiedziłam, więc nie ubolewam, że w Sztokholmie o żadne nie zahaczyliśmy.

Za to zabraliśmy dzieci na plac zabaw, z czego były bardzo szczęśliwe. My mogliśmy odpocząć po podróży i po pedałowaniu, zrobiliśmy tam sobie piknik, a dzieci wybiegały się, a potem chętnie odpoczęły na siedzonku rowerowym podczas dalszej części podróży.

 

Pokazaliśmy dzieciom statki na kanałach, zamek królewski ze zmianą warty. Posłuchaliśmy koncertu lokalsów, którzy grali na akordeonach i chętnie powitali w swoich szeregach przyglądające się im z zaciekawieniem nasze ciekawe świata dzieci.

  

 

Zabraliśmy je, na wzgórze Skinnarviksberget, skąd roztaczał się wspaniały widok na miasto.

 

 

Dojechaliśmy tam na rowerach, pokonaliśmy stromy podjazd, który z nas wycisnął siódme poty, a dzieciom zapewnił ogrom wrażeń ("Dawaj mama, dawaj, jeszcze trochę, dasz radę! :) )
Na Gamla Stan zjedliśmy lody. Wybraliśmy takie miejsca, które cieszyły nas wszystkich.


 

 

3. Odwiedzane miejsca okrasić ciekawą historią...

Małe nóżki muszą pokonać podwójny dystans. Szybciej się męczą. Nic dziwnego więc, że dzieci marudzą, podczas pieszych wędrówek. Jednak równie szybko jak się zniechęcają, zapominają o zmęczeniu. Wystarczy tylko odwrócić ich uwagę, skupić ją na czymś ciekawym, niesamowitym, owianym tajemnicą, wzbudzającym zainteresowanie. Opowiadamy więc historie niemalże bez przerwy. Opowiastki powiązane z odwiedzanymi miejscami. Najczęściej najpierw się doszkalamy nieco, co by nie opowiadać farmazonów, jednak gdy sytuacja tego wymaga, pozwalamy sobie popuścić wodze fantazji i .... ściemniamy po prostu, byle zająć czymś dzieciaki i dotrzeć do celu :)
Kiedy pomysły się kończą, zawsze ratuje nas to: "A chcecie posłuchać historii z dzieciństwa?" Zawsze działa!


W Sztokholmie spędziliśmy jedno popołudnie. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy ulicy. Zapłaciliśmy aplikacją EasyPark - trzeba pobrać taką na telefon i połączyć ją z kartą kredytową. Do centrum wyruszyliśmy na rowerach. Zahaczyliśmy o fajny plac zabaw Bryggartapan - który doskonale odzwierciedlał ideę skandynawskiego wychowania: zbudowany z drewna, będący repliką fabryki w miniaturze, zawierający przedmioty domowego użytku. Wjechaliśmy rowerami na skaliste wzgórze Skinnarviksberget, skąd rozpościera sie wspaniały widok na masto. Wzdłuż kanału Riddarfjarden dotarliśmy do Gamla Stan. Przy Zamku Królewskim zostawiliśmy rowery, tam też jest toaleta. Dalej wyruszyliśmy na nogach. Przeszliśmy ulicami starówki, zatrzymaliśmy się na lody, dzieci mierzyły hełmy Wikingów, a ja marzyłam, co był tam robiła, mając 3-krotnie większy budżet... :)

 

 

Podsumowując, czy warto odwiedzić Sztokholm?
Och, głupie pytanie. Pewnie, że warto! Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo - w każde miejsce, w którym się nie było, warto pojechać. Jednak czy czuję potrzebę, aby Sztokholm dogłębnie eksplorować? Znacie mnie już, mnie aglomeracje nie kręcą. Podobało mi się, owszem, ale to jedno popołudnie zupełnie mi wystarczyło.
To, czego mi zabrakło, to spacer oświetlonymi uliczkami Gamla Stan po zmroku, romantyczna kolacja w jednej z uroczych knajpek schowanych w wąskich uliczkach, lamka wina, czerwone usta i sukienka w kolano. I wcale nie mówię, że kiedyś właśnie po to do Sztokholmu jeszcze wrócę :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz