czwartek, 12 maja 2022

Kolumbia - pustynia Tatacoa

Z jakim krajobrazem kojarzy Ci się Kolumbia? 

Gdyby zadano mi to pytanie pół roku temu, odparłabym, że z Puszczą Amazońską. To moje pierwsze skojarzenie. Po krótkiej lekturze poszerzyłabym wyobrażenia o góry. Wszak tu kończą się Andy Południowoamerykańskie (swoją drogą dlaczego google twierdzi, że się kończą, a nie że się zaczynają 🙎) Kolumbia to też Karaiby, więc region nadmorski łączę z obrazem rajskiej plaży. Jednak na pewno nie powiązałabym Kolumbii z pustynią! 

Och, Kamila, jak ty mało wiesz o świecie ;).

 

 

 

Tatacoa. Plama na mapie. Skrawek gruntu pomiędzy Kordylierą Wschodnią a Środkową. Jedyne 300 km2 jałowej powierzchni. Jedna z dwóch pustyń na terenie Kolumbii. Niebywale fotogeniczna i wprawiająca w osłupienie. Co to za miejsce, trudno opisać. Trzeba zobaczyć! Poczuć palące słońce na twarzy. Wciągnąć gorące powietrze głęboko do płuc. Spróbować objąć wzrokiem totalną nieziemskość marsjańskiego krajobrazu. 


  

Leży w odległości niecałych 300 km od Bogoty. Te 300 km jechaliśmy 7 godzin. Częściowo drogą szutrową, bo google pokazał, że będzie szybciej ( a, cholerka, nie było!). 


Taką drogą prowadził nas google. Szutrówką, przez dziury, wyrwy, koleiny, ale jednocześnie pośród łąk i zarośli. W towarzystwie śpiewu ptaków i cykania świerszczy. Przez wioski. Niesamowita była to podróż i stresująca bardzo. Szczególnie gdy przyszło nam przejechać przez most, któremu nie ufałam ani trochę...

 

  

Ten most wyrósł nam na drodze mniej-więcej w połowie drogi. Za daleko by zawracać. Łączył brzegi rzeki. Na dużej wysokości. Widok rozciągał się z niego niesamowity. Dźwięki natury były oszałamiające. Byliśmy pośrodku niczego. Po drodze minęliśmy może 2 motory i pick-upa. Niezakłócony koncert ptaków i  świerszczy. Cisza. Głusza. Szelest wiatru. Z osłupienia wyrwał mnie stukot mojego serca. Waliło jak młot. A nogi trzęsły się ze strachu. Niesamowita to była chwila. Podekscytowanie mieszało się z przerażeniem. Właśnie to pcha mnie w świat. Ciekawość i adrenalina...

Pojechaliśmy. Obraz przejeżdżającego przez most samochodu pamiętam przez łzy. 


Tatacoa warta jest każdej minuty z tej podróży. Z resztą, oceń sam!

Na pustynię wjechaliśmy od północnej strony przez Dolinę Życzeń. Tu pustynia jest szara i surowa. Zatrzymaliśmy się, by ułożyć nasz rodzinny kopczyk. Przy okazji uważnie patrzyliśmy pod nogi. To pustynia. Tu mieszkają stworzenia, które wiedzą, jak się bronić przed intruzami...

Pustynia Tatacoa to z geologicznego punktu widzenia wyschnięty las deszczowy. Teren ma różne oblicza. Część jest szara i równinna. Natomiast jej najbardziej spektakularne oblicze znajdziesz na mapie pod nazwą Desierto Roho (Czerwona pustynia). Tu skały mają ognisty, czerwony kolor i przybierają niesamowite formy: wąwozy, grzbiety, korytarze skalne. Pomiędzy skałami (które uformowała woda, mimo ze deszcz na pustyni zdarza się bardzo rzadko, a temperatury 50 stopni są normą), wiodą szlaki, którymi można eksplorować teren. Jednak na próżno szukać cienia lub schronienia, wiatr również jest tu produktem deficytowym. Stąd podczas trekkingu konieczny jest zapas wody i nakrycie głowy.

 

 

Gdy przybyliśmy na pustynię ( a był poranek, więc temperatura nie zdążyła się jeszcze rozhulać), na niebo nie było ani jednej chmurki. Żar lał się na nas niczym wrzątek. Dzieci odmawiały wyjścia z klimatyzowanego samochodu. Wyłoniliśmy się na kwadrans na punkcie widokowym i był to dla wszystkich ogromny wysiłek. Serio. Jesteśmy z tych, co kochają ciepełko, ale na wizytę w piekle się nie pisaliśmy. To było samobójstwo! Na szczęście po chwili zachmurzyło się. I ta cienka warstwa chmur uratowała ten dzień. Udało się wyjść i powędrować po okolicy. Ale dla wszystkich to był ogromny wysiłek...



  

A po wysiłku musi być nagroda! Dla wszystkich! Wszystkim się należy. I taką też odebraliśmy w miejscu Piscilodo!

Najpierw zapłaciliśmy równowartość 30 zł za wstęp dla naszej 4-osobowej rodziny. Następnie przebraliśmy się w stroje kąpielowe, by wreszcie zanurzyć się w cudownej termalnej wodzie w naturalnym termalnym basenie. Że co???


Otóż na terenie pustyni są baseny termalne. Dwa z nich z termalną ciepłą wodą (ciepłą? w takiej temperaturze? Uwierz, było bosko!): jeden głęboki i jeden płytki. Do tego błotko mineralne do tarzania się i prysznic na powietrzu, by zmyć z siebie bajoro przed kąpielą. Spędziliśmy tam 3 godziny, a dzieci i tak nie miały dość.


 

Na terenie basenów termalnych funkcjonuje tylko biedny sklepik, więc lepiej mieć prowiant ze sobą.

Pobyt w Piscilodo przy okazji wizyty w Tatacoa obowiązkowy!

Tatacoa słynie też z przejrzystego powietrza i świetnej widoczności w nocy (ze względu na oddalenie od aglomeracji). Stanowi ośrodek obserwacji astronomicznej. W okolicy obserwatorium znajduje się też najwięcej opcji noclegowych (hotele, campingi).

Punktem wypadowym na pustynię jest miejscowość Villavieja: noclegi, gastro, wycieczki. Większe miasto w pobliżu to Neiva - tu można dostać się samolotem lub autobusem z Bogoty.

Na koniec jeszcze usłyszcie moje brawa dla tych dwóch dzielnych podróżników. W najtrudniejszym momencie tej przygody, gdy żar z nieba kapał nam na głowy niczym kipiący z garnka rosół, było mi ich żal i było mi przykro, że targamy ich w miejsca dzieciom zupełnie nieprzyjazne. Ale daliśmy wszyscy radę. Zdaliśmy ten egzamin wzajemnej mobilizacji i wyrozumiałości, a na koniec w termalnych basenach wszyscy taplaliśmy się jak dzieci. I te chwile zostaną z nami na długo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz