poniedziałek, 21 października 2013

Irlandia 2013 - Dublin nocą

Za oknem jest już całkiem ciemno.
Na mojej wsi głucho, cicho i ponuro. Zupełnie inaczej niż w rozśpiewanym o tej porze Dublinie. Odpoczywając w domu po ciężkim dniu, mam ochotę na to, aby zawinąć się w koc i poczytać książkę. W Dublinie natomiast właśnie budzi się życie! Ludzie zaczynają wylegać na ulicę, Temple Bar, taki zwyczajny za dnia, teraz rozbrzmiewa muzyką na żywo i promienieje tysiącem kolorowych żarówek...

Zanim wpadniemy jednak w wir zabawy, zanim popłyną w naszych uszach pierwsze dźwięki gitary, zanim zakręci się nam w głowach po kilku łykach Guinnessa, przejdźmy się uliczkami Temple Bar za dnia i sprawdźmy jak Dublin szykuje się na przyjęcie wieczornych gości...

Spacer zaczynamy na Grafton Street w godzinach popołudniowych. Z daleka dobiegają dźwięki muzyki. Mieszają się. Tylu jest tu wykonawców, że ledwie zostawimy za plecami jedną melodię, do naszych uszu dobiega już kolejna...


Najczęściej słychać covery. "Gdybyśmy śpiewali swoje utwory, nie słuchalibyście nas" - rozbrzmiewają słowa wokalisty w przerwie między piosenkami. Ma chłopak rację. Covery wpadają w ucho, przyciągają tłum. A do tego niejednokrotnie bywają lepsze od oryginałów...

Skręcamy w ulicę Temple Bar. W knajpkach jeszcze cicho, za to ulice niosą dźwięki znanych nam wszystkim melodii. Nie trzeba wiele - gitara, mikrofon, głośnik, żeby niewyróżniający się z tłumu przeciętny chłopak stał się artystą...


Po drodze mijamy liczne bary. Każdy idealnie wpisany w krajobraz a jednocześnie niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju.







Warto zobaczyć je za dnia, żeby potem zauważyć ich całkowicie inne nocne oblicze. Rozmowy przechodniów, śmiech imprezowiczów, brzęk silników, nawet odgłosy padającego deszczu - wszystko idealnie komponuje się z rozlegającą się po całej dzielnicy muzyką. Króluje gitara, którą raz po raz zagłusza niesamowicie donośny i czysty głos wokalistów. Ich energia i zaangażowanie sprawia, że chce się na nich patrzeć bez końca. Szkoda, że Irlandczycy nieskorzy są do tańców. Dla mnie tupanie do taktu i kiwanie głową do rytmu było męczarnią - porywające rytmy nie pozwalały mi usiedzieć spokojnie na miejscu...



 


I choć nie pozostawiłam serca w Dublinie, jego nocnego oblicza bardzo mi brakuje. To miasto, jak żadne inne, sprawiło, że zwyczajnie nie chciało mi się spać...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz