poniedziałek, 23 listopada 2020

Kreta - gdzie na plażę - zachodnie wybrzeże

 

Och, ile ja mam dziś do opowiedzenia! 

Przez 7 dni ciągłego przemieszczania się po zachodniej części Krety znaleźliśmy tyle pięknych plaż! Każda miała swój urok, wszystkie pozostawiły w nas wyjątkowe wspomnienia. Nie mogę pominąć żadnej z nich! Tylko jak to ogarnąć w jeden wieczór? 

[Dla wyjaśnienia, pisałam ten post 5 wieczorów 😅]

Zacznijmy chronologicznie.

1. Loutraki Beach

  

 Na pierwszy dzień w nowym miejscu, o ile warunki sprzyjają (pogoda, odległość, pora przylotu), mamy już swój patent. Wysiadamy z samolotu, odbieramy bagaże, wypożyczamy auto i pędzimy na plażę! Jaką? Ładną! Wybraną na google maps. Klikam po kolei te położone najbliżej lotniska i na podstawie zdjęć i opinii wybieram! Przebieramy się w aucie, zabieramy prowiant (zazwyczaj na ten pierwszy dzień mam w zanadrzu przekąski home-made, żeby nie tracić czasu na szukanie restauracji), na miejscu kupujemy zimne piwko dla ochłody i relaksujemy się. 

 

 

 

Te pierwsze emocje, bieg do wody, zachwyt nad plażowym piaskiem, budowlą z kamieni, lokalną roślinnością, rybkami skubiącymi  w duży palec u stopy - tego nie da się opisać i nie da się przeżyć dwa razy (na jednym wyjeździe, bo na kolejnym jest powtórka z rozrywki, ale tylko jeden raz). 

 

Wylot mieliśmy wcześnie, więc pomimo zmiany czasu +1h na Krecie wylądowaliśmy jeszcze przed południem, co pozwoliło nam dość szybko dotrzeć na plażę. Spośród wielu znajdujących się na półwyspie Akrotiri wybrałam Loutraki Beach. To był dobry wybór! 

 

 

Plaża Loutraki jest oddalona od lotniska zaledwie 10 km. Drogi są wąskie i kręte, więc czas przejazdu wyniósł około 20 min.Na miejscu zastaliśmy niemalże pustą plażę z ratownikiem i barem. Spędziliśmy tam pierwsze beztroskie godziny naszej wizyty na Krecie. I po 12 godzinach w podróży było nam to bardzo potrzebne!

 

 2. Balos Beach

Plaży Balos Beach przedstawiać nie muszę, ale nie mogło jej zabraknąć. Więcej o Balos Lagoon w osobnym poście, o tutaj.



Na zachodnim wybrzeżu Krety są 3 najsłynniejsze plaże. Pierwsza to Balos Beach, zachwycająca szczególnie z punktu widokowego, z którego rozciąga się widok na nią w całej okazałości. Aby do niej dotrzeć, trzeba się trochę wysilić: najpierw 40 min samochodem szutrową drogą z prędkością 20 km/h, a potem pół godziny spaceru wyboistą ścieżką. Jednak bez dwóch zdań - warto.

3. Falassarna

Druga to plaża Falassarna. Położona całkiem niedaleko, po drugiej stronie tego samego masywu górskiego. Jest o wiele większa niż Balos, zdecydowanie łatwiej dostępna. Do samej plaży prowadzi asfaltowa droga. Widoki są nieprzeciętne - podziwiamy ją, długo zjeżdżając krętymi drogami z gór. Przy plaży jest restauracja i sanitariaty. Nieopodal stanowisko archeologiczne. Plaża słynie też z różowego piasku. Nam niestety nie udało się go doświadczyć. Przytrafiły się nam takie fale, którymi nie pogardziłby niejeden surfer. Dzieciaki szalały w wodzie, która przewracała je i targała na wszystkie strony. Trzeba było na nich uważać, bo morskie fale bywają naprawdę niebezpieczne. Przekonałam się o tym ja - szukając pod wodą stanika, ratująca dryfującą bejsbolówkę i bezskutecznie próbująca odnaleźć okulary przeciwsłoneczne, które btw. przywiozłam sobie z Ukrainy shit!









 4. Elafonissi

Trzecia z TOP 3 to Elafonisi - plaża położona na południowym-zachodzie. W katalogach przedstawiana jako niebo na ziemi. Z drobnym piaseczkiem, przejrzystą wodą, urokliwą laguną. I pewnie tak jest, o ile nie wieje wiatr, który dosłownie zwala cię z nóg... Taki się właśnie nam przytrafił...




Jechaliśmy tam godzinę. Przejechaliśmy przez masyw Gór Białych. Pokonaliśmy niezliczone ilości serpentyn i wiele różnic wysokości. Cudem nikt nie puścił pawia. Gdy wreszcie zaparkowaliśmy tuż przy plaży, wręcz rzuciliśmy się w kierunku wody. Wiatr był tak intensywny, że mieliśmy wrażenie, że zderzyliśmy się ze ścianą. W ciągu kilku sekund piasek czuliśmy wszędzie - w nosie, we włosach, w zębach. Od strony pełnego morza było wyjątkowo nieprzyjemnie, więc naiwnie skierowaliśmy się ku lagunie, licząc, że uda się nam tam znaleźć miejsce osłonięte od wiatru. Niestety takich optymistów jak my było wielu. Spróbowaliśmy, rozłożyliśmy koc, który mimo obciążników z krzysiowych adidasów omal nie odleciał. Wykąpaliśmy się, ale woda chlapała nam do oczu, a że jest dość słona, szybko się nam odechciało.

Porażka.

Odpuściliśmy. Ale nie do końca. My nie poddajemy się tak łatwo.

5. Aspri Limni

Spakowaliśmy się i pojechaliśmy na łowy. Na poszukiwania innej plaży. Położonej w zatoczce. Osłoniętej skałami. Oto i ona - Aspri Limni. 


Ta plaża była naszą prywatną. Poza nami pośród skał kryło się jeszcze kilka osób. Było spokojniej, choć mocniejsze podmuchy wiatru docierały i tutaj. Dzieci zatraciły się w zabawie, czyniąc z poszarpanych skał swoje tajemnicze skrytki. Zakamarki okazały się tak tajemne, że na koniec nie udało się nam pozbierać wszystkich skarbów.. :)




Nie wyszło nam tak jak zakładał plan, ale rozwiązanie w niczym nie było gorsze. Na plaży Aspri Limni spędziliśmy cudowny czas i polecam, aby tam zajrzeć, będąc w okolicy.

Podpowiadam tylko, że to plaża dzika. Nie ma tam baru, przebieralni ani toalety.



 6. Drapanias Beach

Plaży Drapanias Beach nie ma w katalogu, a i tak stała się moją ulubioną. Tu najpiękniej zachodzi słońce, tu najgłośniej szumią fale. Na tej plaży plażowaliśmy najmniej, za to przy niej spędziliśmy najwięcej czasu...


Przy plaży Drapanias położóny jest Camping Mithimna, na którym spędziliśmy 3 noce w namiocie. To są moje najpiękniejsze wspomnienia z Krety, a więc i tę plażę darzę największym sentymentem.



Spójrzcie na te kamienie. No nie jest to typowe katalogowe miejsce. Do pływania warto założyć plastikowe buty, a pod tyłek trzeba podłożyć miękki kocyk. Ale gdybyście zobaczyli te zachody... ach, co tu wiele mówić, zobaczcie sami!

Na campingu spaliśmy w dużym, wieloosobowym namiocie. Do dyspozycji mieliśmy lodówkę w przedsionku oraz meble ogrodowe. Kilkadziesiąt kroków dzieliło nas od sanitariatów. Wypożyczonymi naczyniami mogliśmy ugotować owsiankę w ogólnodostępnej kuchni. Camping był zadrzewiony, poza sezonem i w czasach Covida turystów niewielu. Na miejscu mały sklepik i restauracja. Plac zabaw. 

Ale najlepsze rozgrywało się tuż za płotem...

Gdy słońce schowało się za horyzontem, cichły rozmowy, milkł ruch na drodze, który i tak był niewielki, zaczynała rozbrzmiewać muzyka. Wygrywały ją fale uderzające o brzeg. Miarowo. Intensywnie. Te fale kołysały mnie do snu. Wsłuchiwałam się w nie, oddychając do rytmu. Te fale budziły mnie w nocy i były to piękne przebudzenia. Z przyjemnością pozwalałam wyrwać się ze snu, by ponownie pozwolić się ukołysać. Wreszcie przy akompaniamencie tych fal zaczynałam dzień i gdy reszta jeszcze spała, chodziłam się przywitać, popatrzeć, posłuchać, pooddychać i pomyśleć - o wdzięczności, o szczęściu, o życiu i o miłości do życia...

Tak, plaża Drapanias to najlepsze kreteńskie wspomnienie...



7. Plaża Frangokastello

Jadąc do następnej plaży, musieliśmy przeciąć wyspę z północy na południe. Przebrnęliśmy przez masyw Lefka Ori, bujaliśmy się na serpentynach z lewej na prawą niczym na siedzeniach kolejki górskiej. Z wiadomym uczuciem w żołądku pokonywaliśmy różnice wysokości. Aż wreszcie dotarliśmy do zbocza, z którego rozpościerał się widok już nie na Morze Śródziemne, a Libijskie, chociaż tak właściwie, who cares? 


 

Frangokastello to w rzeczywistości większa wioska. Gdy tam przyjechaliśmy i ochłonęliśmy po zjeździe z serpentyny (sam zjazd z wioski Imbros do tawerny Orthi Ammos, w której spaliśmy trwał 40 min, a do pokonania jest tylko 20 km), zauważyliśmy, że słynne Frangokastello to po prostu kilka tawern i hoteli, dwie cukiernie i zamek, który właśnie był w trakcie renowacji. Jednak szybko zaczęliśmy odkrywać uroki tego miejsca: przepyszne jedzenie w klimatycznych knajpkach, rodzinna atmosfera w naszej tawernie, piaszczysta szeroka plaża, którą mieliśmy niemal na wyłączność i bliskość do niesamowitych kanionów. Jeden z nich nawet pokonaliśmy w całości z naszymi maluchami!



Do Frangokastello nie przybyliśmy plażować, a zbierać przygody! Ale dzieci nam nie odpuściły. Pierwsza kąpiel odbyła się już po zachodzie słońca. Powietrze było wtedy ciepłe jak w południe naszego polskiego lata. Księżyc leniwie wznosił się ponad horyzont. Fale miarowo rozbijały się o brzeg. Atmosfera była sielska. Taka, co to myślisz sobie, że nic ci teraz nie jest w stanie przeszkodzić. I tak było...



Opuszczaliśmy pustą plażę w ciemności, świecąc sobie telefonami. Trudno było znaleźć drogę powrotną, która wiodła tuż obok starego drzewa. Okazało się, ze jest ono schronieniem dla nietoperzy, które latały nam nad głowami. Ich cienie przesuwały się na tle wschodzącego księżyca. Ot, zwykła chwila, a jakże magiczna...


 

 8. Plaża Stavros

Ostatni dzień na wyspie. Ostatnie plażowanie. Ostatni Mythos nad brzegiem morza. Ostatnie szczypnięcie agresywnej ryby w duży palec u stopy. Ciężko było się pożegnać z Kretą, z wakacjami, z latem, które sobie przedłużyliśmy dzięki temu wyjazdowi. Nie nastawiałam się, że to się uda, nie karmiłam się emocjami związanymi z oczekiwaniem, więc kiedy to wszystko się zdarzyło, radość była nie do opisania, a gdy się kończyło, pojawił się ogromny żal. I pewnie byłby jeszcze większy, gdym wiedziała, że nadejdzie druga fala, lockdown i znów na dłuższy będzie trzeba zapomnieć o świecie...

Na pożegnanie z wyspą wybraliśmy plażę Stavros na Półwyspie Akrotiri. Była to niewielka zatoczka z piaszczystą plażą, osłonięta od morza, więc spokojna, idealna do pływania. Z przejrzystą wodą. Parking i przebieralnie na miejscu.

Plaża Stavros jest blisko miasta Chania, niedaleko lotniska. A my w ten ostatni dzień lubimy być blisko...



To nie koniec moich kreteńskich wspomnień. O czym teraz? Kuchnia? Architektura? Przyroda?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz