środa, 16 października 2019

Gotlandia cz.1


 

Gotlandia

Największa wyspa Morza Bałtyckiego.
Niektórzy mówią, że najciekawsza...
Postanowiliśmy to sprawdzić.



Miało być klimatycznie, tajemniczo, wyjątkowo. Czytałam o nieskażonej cywilizacją przyrodzie, wikińskim duchu, średniowiecznych fortyfikacjach, wszechobecnych wiatrakach, skalnych raukarach, wszędobylskich ptakach, pięknych piaszczystych plażach oraz surowych klifach.
I wiecie co? Wszystko się sprawdziło!

 

Wyruszycie ze mną w podróż po Gotlandii? Ostrzegam, po tym, co przeczytacie i zobaczycie, możecie nie oprzeć się pokusie przeżycia tego samodzielnie... :)

Na Gotlandię przybyliśmy promem Destination Gotland z Nynashamn. Rejst trwał ok 4h. Do portu przybyliśmy wczesnym popołudniem i od razu poszukaliśmy miejsca na obiad. Znaleźliśmy idealną miejscówkę kilka kilometrów od Visby - Gustavsviks Havsbad.

 
 

Była to niewielka piaszczysta plaża, z pomostem, małym pacem zabaw, ławeczką, ba, nawet toaletą. Pozostaliśmy tam przez około 2h, aby odpocząć i odgrzać jeden z naszych słoików. Pogoda nam dopisała. Pierwsze wrażenia z Gotlandii były bardzo dobre i pobudzające apetyt na więcej.





Po jedzeniu wsiedliśmy na rowery i wyruszyliśmy na przejażdżkę po stolicy - Visby.

 
 

W czasach średniowiecza Visby było jednym z najważniejszych ośrodków handlowych Hanzy. Rozkwitło, wzbogacało się. Do dziś przetrwał imponujący mur obronny o długości 3,5 km i wysoki na 11 m, 27 dużych i 9 mniejszych wież, a wewnątrz piękna starówka z ruinami kościołów, z tradycyjną zabudową oraz ryneczkiem.

 



 

 


Wszystko dostojnie prezentuje się na tle morza. Pod murami starego miasta znaleźliśmy fajny plac zabaw, na którym dzieci poszalały, a dorośli odpoczęli. Tym samym wszyscy zadowoleni ruszyliśmy w kierunku klifów. Tym razem na czterech kołach.
 
 
 

Aby dotrzeć do słynnych 45-metrowywch klifów, wpisujemy w GPS Hogklint. Na miejscu znajdziemy ścieżkę spacerową po wierzchołkach klifów, ławeczkę, ba, nawet grilla. Zarzucamy kurtki i czapki, bo wieje konkretnie i wyruszamy na przechadzkę, wgapiając się w surowe, zimne ale jakże imponujące i zachwycające krajobrazy zarazem.





Bałtyk po tej stronie jest jakiś inny, złowrogi. Bardziej surowy, jakby obrażony. A może to tylko kwestia pogody? Słońce schowało się za mgłą, przebija przez chmury, wiatr smaga po twarzy, chwilami miota nami jak kukiełkami. Dzieci nie bardzo są zachwycone takimi warunkami, do tego zewsząd urwiska, trzeba trzymać mocno za rękę, bo nie wiadomo co małolatom przyjdzie do głowy. To za motylkiem pobiegną czy będą chcieli zerwać kwiatka... Nie możemy zostać zbyt długo,. Złości mnie to, rozczarowuje. Bo ja w takiej atmosferze usiadłabym najchętniej na półce skalnej i patrzyłabym, gapiła się to na klify, to na morze, to w niebo. A z każdym podmuchem wiatru czuję, że głowa staje się lżejsza.
Och, Gotlandio, czuję, że będzie mi u Ciebie dobrze...



Zmykamy, późno się robi, wszyscy jesteśmy zmęczeni, dzieci padają. Kolację by się zjadło, poleniuchowałoby się, ze szklanką gorącej herbaty w ręce. Ciekawi nas nasz czerwony domek, który tak pięknie prezentował się na airbnb. Wreszcie dojeżdżamy, otwieramy keybox, przekręcamy klucz i.... ogarnia nas zachwyt. Nic dodać, nic ująć. Jest idealnie...



 

I choć przed chwilą wydawało się mi, że baterie się rozładowały, wsiadam na rower, pakuję Kajetana do fotelika. Z boku jedzie Krzyś z Lusią. Jej kask błyszczy w słońcu, oczy się śmieją, a chwilę temu już ledwie widziały na oczy. Jedziemy nad Bałtyk! Zobaczymy wioskę rybacką w Frojel, wysepkę Lilla Karlso na horyzoncie. Krzyś mówi, że to 3 km w jedną stronę, po przejechaniu 5 km czuję lekki niepokój i widzę znany mi cwany uśmiech na jego twarzy. Wykiwał mnie, to pewne. Wiedział, że gdyby powiedział prawdę, nie pojechałabym, a ja nie mogę się złościć w obliczu przygody...





Na miejscu jesteśmy ok. 20.00. Jest już po zachodzie słońca. Niebo zasnute jest chmurami, wyspa maluje się na horyzoncie. Brzeg Bałtyku w tym miejscu jest zupełnie nie taki, jaki znamy. Czuję się, jakbym była nad stawem, tylko że drugiego brzegu nie widać. Brzeg porasta trawa, na wodzie kołyszą się łodzie rybackie. Spacerujemy, chłoniemy i ruszamy w drogę powrotną.

To był udany dzień. Intensywny, ciężki, pełen dobrych wrażeń. Odpoczywamy w naszym małym, idealnym, skandynawskim domku i nabieramy sił na jutro!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz