wtorek, 4 lutego 2014

Rzym 2/3

 

Watykan dwa tysiące lat temu był wzniesieniem oddzielonym od Rzymu rzeką i Polami Marsowymi. Teren ten należał do członków rodziny cesarskiej, w pobliżu znajdowały się cmentarze, a na zboczu wybudowano cyrk, który stał się miejscem pierwszych prześladowań chrześcijan - wyznawców nowej religii oskarżonych o podpalenie Rzymu rzucano przebranych w skóry dzikich zwierząt na pastwę psom.

Dziś Watykan to najmniejsze pod względem powierzchni państwo świata i siedziba władz kościelnych. Jego obywatele to głównie dostojnicy kościelni, księża, zakonnice. Mimo niewielkiej powierzchni, bogactwo jakie kryje Watykan jest imponujące. W watykańskich muzeach mieszczą się arcydzieła gromadzone przez biskupów rzymskich przez wieki.

Aby dostać się do wnętrza Muzeów Watykańskich, trzeba nastawić się na długie oczekiwanie w kolejce. My dotarliśmy pod bramy muzeum ok. 10.00. Do wejścia oczekiwał już tłum turystów. Do środka udało nam się wejść po 12.00. Można uniknąć kolejki, przychodząc w godzinach popołudniowych, jednak niewiele można zobaczyć na 2 h przed zamknięciem.

Watykan otoczony jest wysokim murem. Oczekując w kolejce do wejścia, mur towarzyszy nam przez cały czas. Nie można zajrzeć do środka, jest za wysoki. Przed nieproszonymi gośćmi teren jest chroniony gęstą siecią monitoringu. Można powiedzieć, że Watykan stał się swoistą twierdzą, do której wstęp mają jedynie upoważnieni, a turyści, aby doświadczyć bogactwa kulturowego i historycznego stolicy apostolskiej muszą słono zapłacić, gdyż bilet nie należy do tanich. Podczas oczekiwania w kolejce mieliśmy dużo czasu, mogliśmy się wszystkiemu dobrze przyjrzeć i na wiele spraw wykreować własną opinię. Mimowolnie pojawił się pewien niesmak i rozczarowanie, tym bardziej, że do muzeów można wejść poza kolejką po zapłaceniu dwukrotnie droższego biletu. Nie jest nowością, że dzisiejszym światem rządzi mamona, jednak w stolicy chrześcijaństwa takie rzeczy zwyczajnie nie przystoją...

Muzea Watykańskie z lotu ptaka. 

Wejście do muzeów.

Kiedy wreszcie dotarliśmy do bram, czuliśmy już nie lada znużenie, a przygoda przecież dopiero tu miała swój początek. Przechadzając się wzdłuż watykańskich korytarzy, otwieraliśmy szeroko oczy i buzie na widok niezliczonej ilości eksponatów. Można tu zobaczyć dzieła słynnych malarzy: Giotta, Rafaela, Leonarda da Vinci, Caravaggia, kolekcję starożytnej rzeźby, arrasy, mapy, reprezentacyjne pokoje pałacu papieskiego. Pomieszczenia przepełnione są bogactwem, złotymi zdobieniami, wykończeniami z marmuru. Eksponaty ledwie wyróżniają się na tle lśniącej wszystkimi kolorami palety barw. Miałam okazję spacerować po apartamentach Wersalu, zwiedzałam sale Luwru, ale nigdy wcześniej nie byłam tak oszołomiona ilością zbiorów i bogactwem wnętrz jak w Watykanie...




Zwiedzanie zwieńcza wizyta w Kaplicy Sykstyńskiej, która na mnie zrobiła zupełnie inne wrażenie, niż się wcześniej spodziewałam. Zupełnie nie tak sobie wyobrażałam to miejsce, tym bardziej cieszę się, że miałam okazję zweryfikować swoją wiedzę ( a raczej niewiedzę). Kaplica przede wszystkim okazała się mniejsza, jednak bogactwo zdobień przerosło moje oczekiwania. Wizyta w kaplicy trwa chwilę, gdyż pilnujący domagają się, aby pozostawać w ciągłym ruchu. Przez tą chwilę można zobaczyć jedynie skrawek tego arcydzieła, rzucić okiem na całość, skoncentrować się jedynie na kilku szczegółach, odnaleźć słynny motyw stworzenia świata. Obowiązuje zakaz robienie zdjęć (jakby czemukolwiek zrobienie zdjęcia bez flesza miałoby zaszkodzić), ale mnie się udało uwiecznić choć słynny sufit.


 Z muzeów wychodzimy znanymi z przewodników okrągłymi schodami.


Pobyt w Muzeach Watykańskich to niewątpliwie niesamowite przeżycie i bardzo wartościowe doświadczenie. Nieczęsto ma się okazję spędzić kilka godzin w towarzystwie dzieł największych artystów ludzkości. Trzeba jednak się nastawić na popłoch i gwar, bo 2-godzinna kolejka przed wejściem to nie koniec, a jedynie początek tłumu, którego wewnątrz jest jeszcze więcej...

 

    
Dziedziniec Szyszki

Po kilku godzinach spędzonych w watykańskich wnętrzach cieszyliśmy się, że wychodzimy na powierzchnię. Przyjemnie było pooddychać świeżym powietrzem, jednak niekoniecznie ucieszył nas fakt, że będziemy się nim delektować znacznie dłużej niż byśmy tego chcieli. Do bazyliki czekał tłum turystów, który zawijał  niczym rogal wzdłuż Pacu św. Piotra.

Bazylika św. Piotra uważana jest za największy kościół na świecie - nie ma dłuższego i bardziej pojemnego. Powierzchnia jaką zajmuje budowla liczy ponad 2 ha. Świątynia może pomieścić do 60 tyś. ludzi.


Pierwsza świątynia w tym miejscu stanęła już w II w. - chrześcijanie zbudowali na cmentarzu watykańskim kapliczkę wskazującą miejsce pochówku św. Piotra. Około roku 324 cesarz Konstantyn ufundował wspaniałą pięcionawową bazylikę, która przetrwała kolejne 1200 lat. W 1506 r. Juliusz II zdecydował się zastąpić ją nowym kościołem, którego budowa była bezpośrednim powodem wprowadzenia w Kościele sprzedaży odpustów - zabrakło pieniędzy na dalszą budowę, więc kolejny cesarz wymyślił sposób na ich uzyskanie.


Właściwie wszystko we wnętrzu bazyliki zachwyca - i jej wielkość, i zdobienia, i rzeźby. Jednak oczy zwiedzających najpierw kierują się ku słynnemu ołtarzowi - 28 m. baldachim ze złoconego brązu wzniesiony jest nad grobem św. Piotra.


Nie mniej oblegana jest figura św. Piotra, którą podobno należy dotknąć bądź pocałować w stopę - stopy figury są już całkowicie zniekształcone.


Wśród ołtarzy bocznych znajduje się grób Papieża Jana Pawła II, do którego ciągną przede wszystkim polscy wierni, by choć przez chwilę pomodlić się i złożyć hołd wielkiemu Polakowi.

 

Tuż przy wejściu natomiast wyeksponowana jest Pieta - jedno z najwspanialszych dzieł Michała Anioła. Dlaczego Pieta jest tak adorowana? Eksperci zwracają uwagę na odmienność rzeźby - artysta zrezygnował z podkreślenia rozpaczy, a zaznaczył nastrój skupienia i łagodnego smutku oraz znakomicie oddał bezwład ciała.
Po ataku na rzeźbę (szaleniec podając się za Jezusa, rzucił się na rzeźbę z młotkiem i poważnie ją uszkodził) jest ona chroniona pancerną szybą.


Zwieńczeniem wizyty w Watykanie jest wejście na kopułę, która już od wewnątrz za sprawą swej wielkości i bogactwa zdobień, robi ogromne wrażenie.
Wejścia na kopułę trzeba szukać z zewnątrz świątyni. Już sama podróż na górę dostarcza niesamowitych emocji. Dopiero z tarasu rozciągającego się dookoła kopuły widać ogrom budowli. Mozaiki zdobiące ściany przyciągają wzrok swym kunsztem.


Na górze natomiast czeka na nas nagroda w postaci widoku na żywo dotychczas podziwianego jedynie na zdjęciach...


Po całym dniu intensywnego zwiedzania poczuliśmy potrzebę odpoczynku. Natychmiast. Znacie to uczucie, kiedy wydaje wam się, że jeżeli natychmiast nie odpoczniecie, wasz kręgosłup rozsypie się na milion kawałków? Przerabiałam to już nie raz. Na szczęście tuż przy Watykanie, zaledwie kilka schodków w dół w kierunku metra, znajdują się najlepsze lody, jakie kiedykolwiek jadłam. I jeśli jeszcze kiedyś los przywiedzie mnie w te strony, lody pod Watykanem znajdą się jako numer 1 na liście miejsc do ponownego odwiedzenia...



I mimo że w tamtej chwili wydawało nam się, że opadamy z sił, tracimy świadomość i trzeźwość umysłu, a jedyną czynnością na jaką nas stać jest położenie się do łóżka, po kilku godzinach, po obiadokolacji i 15-minutowej drzemce postanowiliśmy wyruszyć w miasto jeszcze raz i tym razem zachłysnąć się jego widokiem pod osłoną nocy. Dziś mogę powiedzieć, że to była szalenie trafna decyzja...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz