wtorek, 20 sierpnia 2013

Kenia 2013 - MASAJOWIE




Masajowie - najbardziej znane i wzbudzające największe zainteresowanie plemię afrykańskie.
Co ich wyróżnia? Dlaczego są tacy wyjątkowi i charakterystyczni? Jaką skrywają tajemnicę, że przyciągają turystów i badaczy, chcących zrozumieć ich kulturę?

Masajowie uchodzą za lud dumny i broniący swej godności. Posiadają silne poczucie odrębności kulturowej i etnicznej i strzegą swej tożsamości, pozostając obojętnymi na postęp zachodnich cywilizacji. Trzymają się z daleka od osiągnięć technologii czy medycyny, skupiając się na pielęgnowaniu własnej tradycji, kultury i religii. Mimo że w dzisiejszym świecie trudno jest uchronić się przed wpływem jaki niesie cywilizacja, u nich widać go w bardzo niewielkim stopniu. Pozwalają na ingerencję zachodu jedynie w minimalnym stopniu, pozostając wiernymi własnym ideałom od wieków.

Podczas wizyty w wiosce masajskiej pojawiły się różne spekulacje dotyczące prawdziwości tego, co nam pokazano. Za wstęp każdy z nas zapłacił 25 $. Mnożąc to przez 25 osób uzbierała się całkiem spora sumka. Sezon w Kenii trwa przez cały rok. Turyści zostawiają więc tu ogromne pieniądze. Co Masajowie robią z taką kasą? Być może po "spektaklu" zdejmują kolorowe szaty, zakładają garnitury od Armaniego, wsiadają do Rolls-Royce'ów i jadą do swoich wypasionych posiadłości nad brzegiem oceanu... Przewodnik podał nam wytłumaczenie - podobno Masajowie dzielą się pieniędzmi z biednymi plemionami, takimi, które nie czerpią zysków z turystyki i przeznaczają je np. na lekarstwa. I choć nam, ludziom z cywilizowanego świata, uzależnionych od prądu, bieżącej wody, komórki i internetu, trudno w to uwierzyć, taka wersja zdecydowanie bardziej nam się spodobała i taką woleliśmy przyjąć...

Masajowie przyjęli nas bardzo serdecznie. Czemu tu się dziwić - nawet masajska duma i godność zostaje odsunięta na bok, gdy w grę wchodzą pieniądze (bo nie sądzę, że odgrywanie przedstawień przed białymi sprawia im - dumnym wojownikom, przyjemność). Najpierw gęsiego śpiewając i przytupując ustawili się przed nami i odegrali taniec wojowniczy, któremu akompaniował śpiew. Masajowie wydają bardzo ciekawe gardłowe dźwięki, i aby były bardziej donośne, odchylają głowę do tyłu. Śpiewają mężczyźni, kobiety i dzieci, tańcząc do tego i poruszając ramionami w bardzo specyficzny sposób - zawieszone na ramionach ozdoby to dodatkowy dźwięk zbliżony do grzechotek. Każdy w tym tańcu ma swoją rolę, każdy doskonale wie, kiedy nadchodzi jego kolej.





W trakcie tańca najważniejsi są wojownicy, których podstawowym krokiem jest skok. Masajowie są szczupli i wysocy, przy tym wyjątkowo skoczni. Następnie podbiegają do widowni i zarzucają włosami uplecionymi w warkoczyki. Ma to wzbudzić lęk i podziw.



Masajowie noszą mnóstwo biżuterii. Szczególnie popularne jest rozciąganie małżowin usznych. Kolczyki, naszyjniki najczęściej uplecione z koralików to nieodłączny ich atrybut. Ponadto zdobią twarz malunkami. U dzieci zauważyliśmy blizny na czole i policzkach.


Społeczeństwo masajskie jest silnie patriarchalne, co oznacza, że najważniejsze decyzje podejmuje starszyzna. Jest też wódz - przedstawiciel plemienia. Turysta, chcąc obdarować masajskie dzieci smakołykami czy zabawkami, powinien pamiętać, że należy wszelkie prezenty przekazać wodzowi, aby nie rozpętała się wśród dzieci walka, tak jak to miało miejsce podczas naszej wizyty. 



Dzieci w wiosce masajskiej są bardzo serdeczne. Chętnie rozmawiają z turystami, choć niewiele z nich zna podstawy języka angielskiego. Oblegają turystów, pozują do zdjęć. Wiedzą doskonale, że turyści przynoszą prezenty...


My, podążając za radą pani z biura podróży, podarowaliśmy dzieciom balony. Nie było to ich pierwsze spotkanie z balonami, bo doskonale wiedzieli, co z nimi robić. Kiedy w moich dłoniach zaszeleściła paczuszka z balonami, dzieciaki rzuciły się na mnie, o mało mnie nie przewracając. Szybko przypomniały mi się zasady obowiązujące w wiosce - przekazałam zawiniątko starszemu Masajowi, który zaprowadził wśród dzieciaków porządek i spokojnie podzielił balony między wszystkich. Euforia trwała długo.




Nie przewidziałam tylko sytuacji, że mniejsze dzieci mające problem z nadmuchaniem, będą przychodzić do mnie z prośbą o pomoc...
Pamiętam jak mój mąż syknął z boku " Tylko nie bierz tego do ust".  :) Oczywiście, że bym nie wzięła, choć początkowo rzeczywiście poczułam naturalny odruch, żeby pomóc... :)

 

Masajowie pokazali nam wioskę. Pozwolili nam wejść do domostw. Uprzednio przewodnik opowiedział nam, jak budowane są masajskie chaty. Manyatty budowane są przez kobiety z lokalnie dostępnych materiałów: szkielet tworzą drewniane splecione tyczki oblane mieszanką z błota, trawy i krowiego łajna. O dziwo w wiosce nie unosił się zapach gnoju - chaty po wyschnięciu tracą nieprzyjemny zapach, jednak tuż po zbudowaniu takiej manyatty musi być ostro...


 

 Pokazano nam, jak rozpalić ogień. My również mogliśmy spróbować.




Następnie podzielono nas na grupy i każdej przydzielono osobistego Masaja, który zaprowadził nas do "sklepiku". Mogliśmy zaopatrzyć się w oryginalne ozdoby masajskie. Trzeba przyznać, że Masajowie nieźle przystosowali się do biznesu turystycznego i znają swoją wartość, bo ceny nie należały do niskich...

W wiosce, którą odwiedzaliśmy, znajdowała się też szkoła. Mogliśmy zajrzeć do niej w momencie, gdy odbywała się lekcja. Chciałabym zabrać do takiej szkoły moich uczniów - tam dzieci uczą się w lepiance bez okien pokrytej blachą (jaka temperatura panuje w środku, kiedy ostre promienie padają wprost na blachę, każdy może sobie wyobrazić), bez podręczników, laptopów, projektorów. Nauka odbywa się poprzez powtarzanie. Metody dydaktyczne ograniczają się do minimum, a jednak dzieci uczęszczają do szkoły z chęcią. To dopiero ewenement...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz