wtorek, 11 lutego 2014

Włochy 2013 - Rzym

Na trasie Florencja - Neapol, mniej-więcej w połowie drogi, znajduje się Rzym. Początkowo nie zamierzaliśmy o niego zahaczać, ale gdy okazało się, że będziemy przejeżdżać tuż obok, nie mogliśmy nie wstąpić choć na jeden dzień, by powspominać. Takim oto sposobem dokładnie po roku odwiedziliśmy Rzym ponownie i szczerze wierzę, że to za sprawą maleńkiej monety, która przed rokiem osiadła na dnie fontanny di Trevi...

Do Rzymu zawitaliśmy ok. 12.00, zakwaterowaliśmy się tuż za murami Starego Miasta w niewielkim, ale przyjaznym motelu Real Paradise, któremu do Raju co prawda było daleko, ale lokalizacja i cena zdecydowanie przemawiały na jego korzyść.

Nie mieliśmy konkretnego planu, nie kierowały nami sprecyzowane oczekiwania. Nie spieszyliśmy się, nie gonił nas czas. Zaczęliśmy od Watykanu, spędzając tym razem więcej czasu na placu św. Piotra - czekaliśmy na Asię i Michała, którzy wybrali się na taras widokowy, aby zobaczyć panoramę miasta z góry. Pogoda dopisała, więc odpoczywaliśmy w słońcu, czytając przewodnik i przypominając sobie fakty.
Plac świętego Piotra otacza kolumnada, na której ustawiono posągi 140 świętych - wśród nich jest jeden Polak św. Jacek Odrowąż. Plac może pomieścić 300 tyś. osób. Na jego środku wznosi się egipski obelisk. W kuli na jego szczycie mieszczą się relikwie Krzyża Świętego.
I choć cały Watykan z muzeami, bazyliką, placem wywarł na mnie ogromne wrażenie, i tak najmilej wspominam przepyszne lody... :)




 

Z Watykanu udaliśmy się nad Tyber, minęliśmy Castel Sant' Angelo i udaliśmy się w kierunku Piazza Navona.


Nic nie zmieniło się tu od roku. Graficiarze nadal wykonywali swoje arcydzieła na papierze, komicy bawili turystów, malarze eksponowali swoje prace, a z fontanny Czterech Rzek znajdującej się na wprost kościoła św. Agnieszki tryskała woda. Plac Navona był tak samo oblężony i uroczy jak przed rokiem...



Panteon stał w tym samym miejscu, równie dostojny i potężny. W rzeczywistości budowla jest jeszcze bardziej niedostępna niż się wydaje. Mury Panteonu stanęły w tym miejscu w 121 r. n.e. a sama budowla doczekała się wielu sławnych kopii. W 609 r. świątynię przemianowano na kościół Matki Boskiej od Męczenników i zapewne dzięki zmianie funkcji Panteon uniknął rozbiórki. 

Korpus budowli stanowi rotunda o średnicy 44 m, a najwyższy punkt kopuł znajduje się także 44 m nad posadzką. Rotunda jest pozbawiona okien - światło pada przez okulus - okrągły otwór w sklepieniu o średnicy 9 m ( na żywo wydaje się mniejszy). Odpływ wody w czasie deszczu zapewniają otwory w posadzce. Ściany budowli mają 6 m grubości. W głównym ołtarzu możemy doszukać się rodzimego akcentu - widnieje tu bowiem portret Matki Boskiej Częstochowskiej. 
W Panteonie znajdują się groby m.in. Rafaela oraz Wiktora Emmanuela II.


Nieco przyspieszyliśmy kroku, mijając Kapitol, przechodząc wzdłuż Forum Romanum, aż dotarliśmy do Koloseum.





To miejsce chyba zawsze przyprawiać mnie będzie o szybsze bicie serca. Nie wydaje mi się, żebym, odwiedzając po raz drugi Koloseum, była mniej podekscytowana niż przed rokiem. Tym razem jednak nie wchodziliśmy do środka, nie traciliśmy czasu na stanie w kolejkach. Spędziliśmy czas po prostu napawając się widokiem tej wspaniałej budowli, pozwalając sobie na odpoczynek, kontemplację i odrobinę szaleństwa...





 

Czas leciał nieubłaganie, Wieczne Miasto rozbłysło w promieniach zachodzącego słońca i powoli zaczęło układać się do snu. Jako że zależało nam na nocnym spacerze, a do zmroku pozostało jeszcze trochę czasu, pozwoliliśmy sobie na kulinarną ucztę, zamawiając tradycyjnie makaron (damska część ekipy) i pizzę (męska).
Kiedy zwiedzam, poznaję, przezywam, nie muszę jeść, ani spać, dziwne, że o oddychaniu pamiętam. Ale dla mężczyzn był to już ostatni gwizdek. Gdy kelner pojawił się z zamówieniem, w ich oczach rozbłysła chłopięca radość. Tak niewiele potrzeba, żeby wzbudzić w nich pełnię szczęścia...


Po obiadku (kolacji?) najpierw odwiedziliśmy fontannę di Trevi, która rzeczywiście pod osłoną nocy prezentuje się jeszcze wspanialej niż za dnia.


A oto jej drugie oblicze - najlepiej przyjść już przed południem, aby zarezerwować sobie dobre miejsce na wieczorne podziwianie... ;)


Spacerkiem zahaczyliśmy o plac Wenecki i z pięknie oświetlonym pałacem i Ołtarzem Ojczyzny po przeciwnych stronach.



Nie mogłam też ominąć Koloseum, mimo, że doskonale wiedziałam, czego się spodziewać i widok ten miałam w pamięci z dokładnymi szczegółami.


Prostopadle odchodzącą od Koloseum uliczką wróciliśmy do hotelu, więc jeszcze długo mogłam odwracać się i rzucać okiem na malejący amfiteatr. I mimo że pora była późna, nogi bolały, plecy dawały o sobie znać, a świadomość wczesnej pobudki wzmagała poczucie zmęczenia, żałowałam, że droga do hotelu nie jest dłuższa... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz