sobota, 8 lutego 2014

Włochy 2013 - dookoła buta

Włochy urzekły nas i zachwyciły na tyle, że swego czasu wracaliśmy tam co rok, za każdym razem wydłużając trasę i docierając dalej, głębiej. Plan ostatniej wyprawy był imponujący. Gdy mieliśmy za sobą północ i stolicę, zapragnęliśmy zobaczyć też południe, podobno najbardziej intrygującą i zachwycającą część kozaka. Plan obejmował Innsbruck jako pierwszy przystanek po całonocnej trasie, nocleg w Alpach - w końcu mieliśmy zatrzymać się w nich na dłużej, a nie jedynie na przerwę w trasie i rozprostowanie kości, Florencję, Rzym, Neapol, odpoczynek nad Morzem Tyreńskim, Pompeje, Alberobello, plażowanie w Rimini i San Marino. Do przebycia mieliśmy 5000 km w 8 dni, co wywołało małe poruszenie - kto usłyszał o naszym pomyśle, kiwał głową z niedowierzaniem. A nam na przekór wszystkim i wszystkiemu się udało i tę wyprawę mogę określić jako jedną z naszych najlepszych. Nie dość, że plan zrealizowaliśmy w 150%, znaleźliśmy czas na zabawę, imprezę, plażing. Było intensywnie, to na pewno, ale nie po to jedzie się w świat, żeby spać do 12... to można robić spędzając nudny zimowy weekend w domu, jak dziś ;) Zobaczyliśmy tyle, że jeszcze długo po powrocie układaliśmy wrażenia i wspomnienia w naszych głowach, a będąc jeszcze w trasie, nie byliśmy w stanie podać prawidłowej kolejności odwiedzanych miejsc i atrakcji. Krajobrazy, zabytki i atrakcje turystyczne zadziwiały nas każdego dnia i zachwycają do dziś, a ekipa jaką stworzyliśmy naszą czwórką, nie miała sobie równych...


Do Innsbrucka zawitaliśmy przed południem po całonocnej podróży. Spacer po centrum pośród uroczych kamienic w otoczeniu ośnieżonych Alp - tego było nam trzeba. Rozprostowaliśmy kości, wdychając rześkie górskie powietrze.



Najciekawszą ulicą Starego Miasta jest Friedrich Strasse. To tu znajduje się słynny Złoty Dach - kamienica z loggią pokrytą ponad dwoma tysiącami złotych płytek. W loży zasiadał cesarz Maksymilian, by obserować turnieje rycerskie czy spektakle dworskie na placu. Warto zwrócić uwagę na wieżę ratuszową z XV w. łuk triumfalny, Hofburg - jedna z ulubionych rezydencji Habsburgów, Hofkirche - kościół dworski, Katedrę św. Jakuba. W skrócie - aby poznać najbardziej urokliwe zakątki Innsbrucka, warto przespacerować się wzdłuż rzeki Inn, następnie przejść się Friedrichstrasse wśród najważniejszych zabytków miasta i zataczając okrąg wrócić Maria-Theresien-Strasse. Taka przechadzka powinna zaspokoić ciekawość, nie męcząc jednocześnie zbyt bardzo, gdyż koniecznie trzeba zostawić siły, czas i chęci na Bergisel - słynną austriacką skocznię narciarską.


Skocznia jest udostępniona dla turystów. Wjazd na górę kosztuje ok. 10 E. Na miejscu można zjeść w restauracji z widokiem na miasto deser, wypić coś ciepłego, co przydaje się bardzo, bo u góry mocno wieje i po kilku minutach spędzonych na zewnątrz gorąca kawa to coś, do czego mimowolnie biegną myśli...


Skocznia, będąc u jej podnóża, wywiera ogromne wrażenie, ale widok z góry całkowicie odbiera mowę. Od razu człowiek nabiera szacunku dla skoczków narciarskich, którzy swoje skoki oddają z taką lekkością i swobodą. W rzeczywistości musi być to nie lada wyczyn, bo ja jedynie stałam na tarasie widokowym, bez presji oddania skoku, a nogi uginały się pode mną.
Skocznia pod wpływem wiatru delikatnie się kołysze, a stojąc na jej środku, widok pada bezpośrednio na cmentarz. Niezła motywacja dla sportowców, nieprawdaż? ;)


Wspomniany cmentarz jest jednak ledwie dostrzegalny, a wzrok w rzeczywistości błądzi po otulonych śniegiem szczytach, po dolinie w której ukryty jest Innsbruck, po dachach zabytków, wśród których spacerowaliśmy jeszcze przed godziną. Widok ze skoczni jest przepiękny, więc warto wjechać na górę i spędzić tam wystarczająco dużo czasu, aby nasycić się panoramą.


Ok. 50 km od Innsbrucka w maleńkiej miejscowości Gschnitz znajdował się nasz nocleg - gospodarstwo agroturystyczne z kilkoma apartamentami znajdującymi się na poddaszu. Nasze lokum zawierało 2 sypialnie, wyposażoną kuchnię i łazienkę. Według opisu na booking zapewniało jeszcze mnóstwo innych rozrywek, ale że byliśmy poza sezonem, ominęła nas większość atrakcji. Było jednak tak urokliwie, że wybaczyliśmy gospodarzom wszelkie braki, rozkoszując się krótkim pobytem w sercu Alp.


Następnego dnia daliśmy sobie trochę czasu na rozeznanie po okolicy, gdyż poprzedni deszczowy wieczór nie pozwolił nam wędrówkę. Odwiedziliśmy pobliski wodospad. Wybraliśmy się na krótki spacer - doskonale przystosowani do górskich warunków, w odpowiedniej odzieży, a przede wszystkim idealnych na górskie ścieżki butach... :D

:*

1 komentarz:

  1. Podczas wakacji jeżeli chcecie zwiedzać i uda się zrealizować ten plan, to na pewno wspomnienia zostaną na długie lata. Na naszym portalu publikujemy wpisy z uwzględnieniem hoteli i ośrodków narciarskich i w przypadku Alp jest ich sporo. Jak ktoś lubi górskie tereny, to znajdzie odpowiedni dla siebie.

    OdpowiedzUsuń