czwartek, 3 września 2015

Wzdłuż Adriatyku - dzień 2 - Park Narodowy Plitwickie Jeziora


 

Następnego dnia rano postaraliśmy się wcześnie zebrać do wyjazdu. Do pokonania mieliśmy ponad 250 km. W Bled nadal padało, więc nie było nam żal opuszczać tej urokliwej miejscowości. Za to pogoda wskazywała, że w PN Jezior Plitwickich pogoda ma być zdecydowanie lepsza, choć i opady wchodziły w grę.

 

Pełni nadziei na słońce i ciepełko pędziliśmy słoweńską autostradą w kierunku Lublany (ostatecznie decydując się ominąć stolicę), a następnie minęliśmy chorwacki Karlovac (to tu ma siedzibę słynny chorwacki browar o tej samej nazwie) i dotarliśmy do parku. Dystans jaki mieliśmy do pokonania przez Chorwację nie był długi, myślę, że ok. 100 km, ale czas przejazdu okazał się dość długi ze względu na lokalne drogi. Ta podróż dała nam wiele do myślenia i wzbudziła mnóstwo przykrych emocji, bo właśnie przez te kilka chwil mieliśmy okazję poznać prawdziwą Chorwację, noszącą jeszcze żywe wojenne rany. Wojna w Chorwacji skończyła się pod koniec lat 90. To przecież tak niedawno. I to widać. Puste, opuszczone domy. Często nowo wybudowane - gdzie ktoś chciał rozpocząć nowe lepsze życie, ale przez konflikt zbrojny się nie udało. Trzeba było uciekać, a potem wracać nie było do czego. Spalone gospodarstwa. Ślady po kulach. Pustka i bieda. Starość. 3 gęsi i babulinka w grubych skarpetach i chuście mimo upału. Albo dwóch dziadków siedzących pod ścianą bez dachu. W zgliszczach. 2 owce pasące się na łące. 1 krowa w oborze - a z obory ostało się tyle co 3 ściany i kilka belek. Bywało, że pustych domów naliczyliśmy 10. A 2 zamieszkane. Żadnych dzieci, żadnej młodzieży. Cóż mieliby tam robić, z czego żyć. Tylko staruszkowie pozostali. Bo cóż trzeba im więcej na starość. Przeżyli wojnę, przesadzania starych korzeni pewnie by nie przeżyli...

Wstrząsnęła mną ta podróż. Dojazd do parku, a potem droga na wybrzeże mijała w melancholii, zamyśleniu, ciszy. W Polsce tak dobitnie i naocznie skutków wojny się nie zobaczy. Tam człowiek docenia, że szczęściem jest żyć w wolnym kraju.

Dla Chorwatów temat wojny do dziś jest bolesny. Rany są na tyle świeże, że przywoływanie wspomnień nie należy do chętnie podejmowanych tematów. Unikają rozmowy, odpowiadają półsłówkami. W wojnie każdy stracił kogoś bliskiego - ojca, brata, syna. Każdy z nich do dziś nosi swoją osobistą żałobę.

Kiedy dojeżdżaliśmy do wybrzeża, znikły opuszczone chaty, zrujnowane gospodarstwa. Krajobraz zaczął się zmieniać. Wyraźnie rozbudowała się industrializacja. I na twarzy ludzi malowały się inne emocje. Wybrzeże żyje własnym życiem. Turystami i pieniędzmi, jakie zostawiają. Tam liczy się słońce, morze i zabawa. Jest tłoczno, gwarno i radośnie. Zupełnie dwie Chorwacje zobaczyliśmy tego dnia...

Ale wróćmy do tematu, bo wspomnienia odwiodły mnie od Jezior Plitwickich całkowicie...

 

Park otwarty jest w godzinach 7.00-19.00. Za wstęp zapłaciliśmy 180 kun od osoby (ok. 90zł). Bilet upoważnia do wstępu oraz korzystania z środków transportu - autobusy oraz statki.  Do tego parking 7 kun/h. Szczegółowe informacje tutaj. Do tanich atrakcji Jeziora Plitwickie nie należą, ale to jedno z top miejsc w Chorwacji. W takich sytuacjach na koszty się nie patrzy. Tym bardziej w tym przypadku, gdzie naprawdę przyjechać warto.

 

Będąc już na miejscu, po opłaceniu biletów, kiedy stajemy przed wielką tablicą z mapą i dostępnymi szlakami, rodzi się pytanie: co dalej? Którą trasę wybrać? Na jaki odcinek się zdecydować? Moja odpowiedź jest prosta: najdłuższy. Nie można pojechać do parku i obejść 1/3 trasy. Albo stanąc na tarasie widokowym i wyjść. Się nie godzi!!! Każda trasa jest inna i warta przebycia.

 

Kiedy więc pojawią się przed wami następujące możliwości, wybierzcie opcję co najmniej H (tak jak my). Dzięki temu że część trasy pokonacie autobusem, uda się wam zamknąć się w 6h, a park poznacie cały. Na więcej nie mogliśmy sobie pozwolić. 
Dla jeszcze bardziej zapalonych, trasa K. do pokonania cała na piechotę, jednak ominie was rejs stateczkiem, a to też przyjemne przeżycie.

 
 plitwickie mercedesy

 przystań - czekamy na stateczek

Park powstał w 1949 r. a 30 lat później został wpisany na listę UNESCO. Powierzchnia parku to 19,5 ha. Jeziora zajmuję zaledwie 1% jego powierzchni! Reszta to lasy, wąwozy, pastwiska i łąki. Brzmi komicznie, ale  w rzeczywistości wcale tak nie jest. Trasa zwiedzania to naprawdę multum przepięknych widoków. Jezior jest łącznie 16, a łączą je 92 wodospady. To brzmi już bardziej przekonująco :).

 

My zaczęliśmy od wejścia nr 1. Krótki spacer zaprowadził nas do stacji kolejki nr 2. Stamtąd dojechaliśmy do jezior górnych i spokojnym krokiem schodziliśmy do jezior dolnych, mijając po drodze jeziora, wodospady, kaskady, strumyki.

 

 

Część trasy wiedzie ścieżkami, część należy przejść po drewnianych podestach. Turystów jest sporo, bywa, że ruch nieco zwolni lub się zatrzyma - każdy chce mieć zdjęcie na tle któregoś z wodospadu a najlepiej wszystkich :) Jednak nie o to tu chodzi, żeby się spieszyć. Trzeba patrzeć pod nogi, a jednocześnie podziwiać widoki. Tego nie da się zrobić na czas...




1 komentarz:

  1. Piękne zdjęcia i piękne miejsce (zdążyliśmy z Chorwacji wrócić:)).Nas niestety w połowie sześciogodzinnej trasy C złapała potężna burza, ale widoki nadal powalały z nóg. Miło też czytać nowe posty :)

    OdpowiedzUsuń