czwartek, 10 września 2020

Islandia w 4 dni - co zobaczyć

Gdybyś mógł przenieść się w jakieś miejsce... Tu i teraz. Pstryknąć palcami. Szepnąć. Zamknąć oczy. I otworzyć je zupełnie gdzie indziej. Gdzie by to było? Na co byś właśnie patrzył? Kogo byś trzymał za rękę? Jakie dźwięki dochodziłyby do twoich uszu? 

Bo wiesz... Ja tak właśnie robię. Przenoszę się. Gdzie chcę i kiedy chcę. Włączam laptopa, odpalam bloga i im szybciej stukam o klawisze tym bardziej czuję, że tam jestem.

Dziś naparzam wyjątkowo szybko. Taką mam potrzebę, bu ten wrześniowy wieczór spędzić gdzieś indziej. Bo dawno nie byłam, bo wieczory coraz dłuższe, bo pogoda coraz gorsza, bo pracy coraz więcej. Więc stop, pauza, czas na przerwę! Niech wspomnienia niosą. Do tamtych obrazów, dźwięków i przeżyć. Jak ja to lubię!

A Ty jak sobie radzisz z jesiennym przesileniem?

 

 Þingvellir (Thingvellir)

Tu stykają się dwie płyty kontynentalne - euroazjatycka i północnoamerykańska, zatem będąc w jednym miejscu, można jednocześnie stanąć na dwóch kontynentach. Ponadto jest to miejsce wyjątkowo ważne dla Irlandczyków pod względem historycznym - tu w 930 roku  po raz pierwszy zebrał się islandzki parlament Althing. Tu zdecydowano o przyjęciu chrześcijaństwa przez wyspę w 1000 roku i ogłoszono niepodległość państwa w 1944.


Jezioro Keiro 

pewnie nie byłoby niczym nadzwyczajnym gdyby nie jego otoczenie -  czerwony krater wulkaniczny.


Vígðalaug Hot Pot

piszą, że tu chrzczono pierwszych chrześcijan. Znajduje się w miejscowości Laugarvatn, nad jeziorem o tej samej nazwie. W tym źródełku się nie wykąpiesz - jest za płytkie i woda zbyt chłodna, ale w miejscowości funkcjonują baseny termalne, tyle że odpłatne.


Pole gejzerów z głównym, największym na czele - o nazwie Strokkur. 

Srrokkur jest jednym z kilku gejzerów znajdujących się na tym polu geotermalnym. Jest największy, a jego wybuch najbardziej spektakularny, jednak aby go zobaczyć, trzeba być cierpliwym, gdyż strzela raz na kilka, kilkanaście minut i wyrzuca wodę tylko przez kilka sekund. Jeśli jednak już uda ci się to zobaczyć. zachwycisz się słupem wody o średnicy 3 m strzelającym w górę na wysokość 30 m. 

Poza gejzerami w dolinie Haukadalur zobaczysz też bulgoczące źródła, bąble błotne, usłyszysz przeróżne dźwięki: bulgoty, syki, wystrzały oraz skrzywisz się od zapachu zepsutych jaj. Wrażenia gwarantowane! :)




Wodospad Gulfoss

Składa się z dwóch kaskad. Pierwsza o wysokości 11 m, druga 21 m. W każdej sekundzie przepływa nim 400 kubików wody. Będąc blisko, trudno się komunikować. Szum szalejącej wody skutecznie tłumi rozmowę. Stojąc tuż przy barierce, warto zaopatrzyć się w palto przeciwdeszczowe. Inaczej czeka cię kąpiel niczym po letniej gwałtownej burzy.  


Dzikie gorące źródło 💗

Położone gdzieś pośród łąk i pagórków. Dotarliśmy tam z mapą. Nie było łatwo. Krążyliśmy wokół, nie wiedząc, że cel kryje się za pagórkiem. Dobrze, że jesteśmy uparci. Nie poddaliśmy się. To było nasze pierwsze dzikie źródło na Islandii. Pierwsze spotkanie z dzikim basenem geotermalnym. Przebieranki w drewnianej szopce, obawa, czy ktoś aby nas stąd nie przegoni. Wreszcie fala gorąca, gdy na dworze chłód. Tego nie da się opisać, ale można to przeżyć, więc... na co jeszcze czekasz :)






   
Plaża Reynisfjara
 
niezupełnie taka jak w katalogach. Ani trochę rajska, sielska i niebiańska, ale jakże egzotyczna. Czarna - nie nasza pierwsza, ale żadna inna nie przywitała nas tak złowrogo. Fale uderzały o skały z taką siłą, że miałam wrażenie, że lada chwila roztrzaskają się w drobny mak. Wiatr wiał z takim pędem, że trudno było stawić mu czoła. Szalejąca woda i padający deszcz utworzyły mgłę, przez którą trudno było dojrzeć, co jest dalej. Krople wody szybko obkleiły lustro aparatu. Wróciliśmy przemoczeni i zziębnięci, a przecież wydawałoby się, że w sierpniu pogoda będzie sprzyjać... Obraziłam się wtedy trochę na Islandię, a dziś sądzę, że mieliśmy szczęście zobaczyć jej prawdziwe oblicze...
 
 
 







 
Skogafos 
 
Wodospadów na Islandii jest tyle, że po kilku dniach przestajesz na nie zwracać uwagę. Pierwszego dnia zachwycaliśmy się najmniejszymi, ostatniego potrzebowaliśmy nieco więcej bodźców, by się zdziwić. Skogafos położony jest na klifach dawnego wybrzeża. Mierzy 60 m. Często wita odwiedzających tęczą. Zaprasza na kładkę, skąd można podziwiać jego okazałość z góry.
 
 
Seljalandsfos
jest podobnej wysokości, co jego kumpel, ale za to węższy. Ku uciesze odwiedzających pozwala zajrzeć do położonej za nim jaskini. 
 




Basen Seljavallalaug 
Darmowy opuszczony basen, najstarszy na Islandii, bo z lat 20. XXw. Aby do niego dojść, trzeba odbyć około 30-minutowy spacer urokliwą doliną. Otoczenie jest malownicze, warunki dobre, bo na miejscu jest duża, choć okropnie zaśmiecona przebieralnia, jednak woda w basenie jest zimna. Przy rurze, z której leci wrzątek miło, ale basen jest sporych rozmiarów i gorąca woda chłodzi się błyskawicznie.
Czy zatem warto? A jakże! Zawsze warto! Dla widoków, przygód o doznań. A te Islandia zapewnia, gdziekolwiek się ruszysz!

 




Gunnuhver

Południowo-zachodni kraniec Islandii z polem geotermalnym, kamienistym wybrzeżem, widokiem na klify, latarnią morską, porywistym wiatrem i szumem morza zagłuszającym własne myśli... 

Dobre miejsce na przystanek, jeśli kręcisz się wokół lotniska w Keflavik.








Krysuvik

Pole geotermalne z błotnymi źródłami, pośród których poprowadzono kładki dla turystów. Idziesz po drewnianym chodniku jak po Central Parku, tylko krajobraz dookoła jakiś taki księżycowy, sfilmiony, jakby ktoś smażył na wielkiej patelni tysiąc zgniłych jaj. Uwielbiam!





Jezioro Kleifarvatn

Jezioro z czarną plażą, położone pośród czarnych pagórków, przyozdobione czarnymi głazami kontrastuje z zielenią porastającej klify trawy. Księżycowy krajobraz, na tle którego wieziona z Polski kiełbasa śląska upieczona na jednorazowym grillu smakowała niczym najbardziej wykwintne danie.





Gorąca rzeka Reykjadalur

Aby się do niej dostać trzeba podejść godzinnym spacerkiem w górę. Nie jest to trasa wymagająca, o ile nie idziesz w deszczu i wietrze, co się nam oczywiście przytrafiło, bo mając nasze szczęście musisz trafić na najgorszą pogodę w sezonie. Mimo trudu, chłodu i momentów zrezygnowania, gdy dotarliśmy na miejsce, zrozumieliśmy, że warto było! Wyobraź sobie co to za uczucie, gdy z gorącej wody wyskakujesz na wiatr, chłód i deszcz (10 stopni), bo nie możesz już wytrzymać, jak źródlana woda pali cię w receptory. Petarda!




Na Islandii byliśmy zdecydowanie za krótko, ale może i dobrze. Przynajmniej wrócimy i będziemy mogli zafundować sobie taką albo i jeszcze większą dawkę emocji. Jeszcze raz! Wrócimy lepiej przygotowani. Mądrzejsi. Doświadczeni. Po nowe! Po swoje! Po to, czego nie udało się zrobić wtedy. 

Jedziesz z nami?



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz