piątek, 10 lipca 2020

Maroko - As-sawira - Essaoira

Kiedy u nas spada pierwszy śnieg, tam świeci słońce. Kiedy my zakładamy zimowe kurtki, oni ubierają T-shirt, a podczas gdy my wyciągamy zmarznięte stopy z kozaków, oni śmigają w sandałach. Czy wizyta w marokańskim kurorcie As-Sawira (Essaoira) w zimie to dobry pomysł? Hm, i tak i nie...




Zapowiadało się dobrze. Miały być piaszczyste plaże, piękna pogoda, 3-dniowy wypoczynek w typowym nadmorskim kurorcie. Zatrzymaliśmy się w pięknym obiekcie. Willa w marokańskim stylu z basenem, widokiem na okolicę z tarasu, położona wśród lokalsów, prowadzona przez miłych Francuzów. Co więc poszło nie tak?


 



Niestety Maroko w grudniu nie uraczyło nas taką temperaturą, jakiej się spodziewaliśmy. Było słonecznie, ładowaliśmy akumulatory, ale stroje kąpielowe trzeba było pozostawić na dnie torby. Plaże okazały się rozczarowaniem. Nie można im odmówić uroku - piaszczyste, szerokie, z poświatą przywodząca na myśl Saharę... jednak pełne śmieci, plastikowych opakowań, papierków, starych opon, różności. Czy zawsze tak tam wygląda? Może to jedynie pozostałość po sztormie? A może na sezon sprzątają i przygotowują teren, by zachwycał turystów?




 

Grudzień to zdecydowanie czas poza sezonem w As-Sawirze. Są tego wielkie plusy. Plaża była nasza. Jak okiem sięgnąć plażowiczów można było policzyć na palcach jednej ręki. Oprócz tego przewijał się jeden lokals na wielbłądzie i zachęcał nas ciągle w kółko do przejażdżki. Nie zniechęcały go nasze odmowne odpowiedzi. Nad oceanem mieliśmy zatem pełen komfort i prywatność. Prawie. Spokój zakłócała jedynie zgraja bezpańskich psów, szwendających się tu i ówdzie. Bezpańskie psy. Głodne, w grupie, a na plaży my i nasze dzieci. No nie było to komfortowe. Gdy pojawiały się na horyzoncie, dla bezpieczeństwa zmienialiśmy miejscówkę.


 

Sama miejscowość spodobała nam się. Promenada u brzegu oceanu, Stare Miasto z wielkim bazarem, lokalsi siedzący na murkach, w progach, na posadzce z bulgoczącym tadżinem i ciepłą strawą w glinianych miseczkach. Paru żebraków, kilku włóczęgów, niewielu turystów.

 





A na bazarze? Wszystko! Ubrania, biżuteria, zabawki. Zepsuły ci się sandały, żaden problem! Potrzebujesz bluzki, chustki, pamiątki? Dobrze trafiłeś! Jest rękodzieło, lokalne przysmaki, przyprawy. Jest ciasno, gwarno i kolorowo. Uwielbiam takie miejsca i mogłabym się szwendać między straganami bez końca. A Łucja, jak na młodą damę przystało, podziela moje zamiłowanie. Problem w tym, że ekscytujemy się zupełnie innymi artykułami :)







Jak z jedzeniem? Ze znalezieniem lokalu w As-Sawirze nie będzie problemu. Knajp jest wiele, choć trudno zaręczyć o jakości i świeżości podawanych potraw. Zjedliśmy, przeżyliśmy. Ba, nawet nam smakowało i rewolucji żołądkowych nie było. Jednak w okolicznych wioskach, które odwiedziliśmy w poszukiwaniu widoków, przygód i wrażeń wszystkie lokale były pozamykane na cztery spusty.

No właśnie... Widoki, przygody, wrażenia. Były? A jakże!







Mijaliśmy lasy, w których wolno pasły się wielbłądy. Przystanki autobusowe, które tych bynajmniej nie przypominały. Taksówki przewożące ilość pasażerów dwukrotną do wskazanej. Spotykaliśmy nastolatków na osiołkach, ale ze smartfonem w ręce. Wsłuchiwaliśmy się w nawoływanie muezinów z pobliskiego meczetu. Muzułmański cmentarz również stanowił dla nas osobliwy widok. Znaleźliśmy mnóstwo wielkich muszli na plaży, klify z widokiem na okolicę, gaje oliwne pełne kóz.






 



 No i trzeba przyznać, że zachody słońca w As-sawirze należą do tych najpiękniejszych...




Ale obrazek typowej marokańskiej wsi uświadczyliśmy na ostatku, w drodze powrotnej. Co to za widok? Oczywiście oblepione kozami drzewa, które raczą się swoim ulubionym przysmakiem - liśćmi. Czytałam, że hodowcy celowo wpędzają te kozy na drzewa, by wabić turystów. Kto to wie, jak jest naprawdę... Choć, rzeczywiście, kiedy się zatrzymaliśmy, by zrobić zdjęcie, dopadli nas niczym hieny, wyciągając ręce po drobne. W Maroko to normalne, że za dzień dobry płacisz. Wystarczy, że ktoś machnie ręką, już wyciąga rękę po pieniądze, za to, że rzekomo podpowiedział ci drogę. Nawet jeśli nie chcesz, będą towarzyszyć. Gdy udajesz, że nie słuchasz, opowiedzą ci historię. A gdy chcesz odejść, będą biec przy boku, domagając się zapłaty. Trudny to dla nas aspekt ich kultury. Wszak nauczeni jesteśmy powściągliwości i dystansu...




 

 Miło mi, że dotarłaś / dotarłeś aż tutaj, ale będzie mi jeszcze milej, gdy zostawisz jakiś ślad. Choćby kciuka w górę, emotkę lub pierwszą literę imienia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz