Pojechaliśmy. I cało i zdrowo wróciliśmy do domu. Pojechaliśmy, choć wyjazd stał na włosku do samego końca. Pakowałam walizkę, choć nie byłam przekonana, czy uda się wyruszyć. Czy dam radę zostawić Córcię w ramionach Babci na całe 8 dni. Ach, dni jak dni, ale te długich 7 nocy... Przecież do tej pory każdą zaczynałam buziakiem w małe ciepłe czółko i kończyłam dotykiem małej delikatnej rączki na mojej twarzy... Do tego uporczywy kaszel i katar Lusieńki. Zostawić chore dziecko? Te wszystkie wątpliwości nie opuszczały mnie do samego końca, aż do momentu kiedy Babcia wygoniła nas z domu, zamknęła za nami drzwi i kazała jechać ostrożnie i bawić się dobrze. A więc pojechaliśmy, przypominając trzy razy o MMSach na dzień dobry i dobranoc.
15 czerwca w godzinach popołudniowych wyjechaliśmy z Lipnicy, kierując się najpierw na Berlin, potem na Monachium, następnie przecięliśmy Austrię. Gdzieś na trasie ucięliśmy sobie 3-godzinną drzemkę, by w godzinach przedpołudniowych dotrzeć do wąwozu Vintgar w Słowenii - pierwszego punktu na naszej mapie, który na plan naniesiony został tuż przed wyjazdem zupełnie spontanicznie.
Wąwóz Vintgar to część Tringlavskiego Parku Narodowego. Znajduje się kilka kilometrów od miejscowości Bled. Trasa o długości ok. 1,5 km wiedzie wzdłuż rzeki Radovna, która swoim silnym nurtem wydrążyła skały sięgające nawet 300 m wysokości.
Na trasie kilkukrotnie przecinamy rzekę, stąpając po wąskich drewnianych mostkach. Wiele z nich zawieszonych jest na skalnych półkach.
Po drodze mijamy liczne uskoki, kaskady i wodospady. Aby wrócić do parkingu, pokonujemy tę samą drogę.
Zdecydowanie warto zahaczyć o to miejsce, będąc w okolicy. Mimo że jest dość tłoczno (a byliśmy przed sezonem), bywa, że ruch odbywa się 1-kirunkowo, widoki są wspaniałe i wynagradzają wszelkie niedogodności. Nam zdecydowanie wynagrodziły paskudną pogodę. Siąpił deszcz, było chłodno i ponuro. Jedyne czego żałuję to kiepskiej jakości zdjęcia - światło nie sprzyjało, ale reszta była na 5+ :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz