poniedziałek, 24 maja 2021

Muzeum Emigracji - Gdynia

 

 

Muzeum Emigracji. Nazwa chyba niezbyt chwytliwa. Wymowna. Rzeczowa. Ale czy przyciągająca uwagę? No bo cóż można przeżyć w muzeum. Emigracji na dodatek. Mamy mylny obraz muzeów. To jeszcze z dawnych czasów, kiedy wyjście do muzeum kojarzyło się z nudą. Z lekcją obowiązkową. Kazali wsiąść do autobusu, zawieźli pod drzwi, kazali słuchać, nie pozwalali niczego dotykać, a na koniec trzeba było z tego napisać wypracowanie. Jedyny z tego pożytek, że lekcji nie było. I w autobusie, siedząc na tyłach, można było poszaleć ;)


Ale te wyobrażenia to już dawno i nieprawda! Więc porzućmy stereotypy, zmieńmy nastawienie i testujmy nowe miejsca! Warto! Zapytałam na instagramie moich znajomych, kto Muzeum Emigracji już odwiedził. Można by policzyć na palcach jednej ręki, kto przytaknął. Ja sama o tym miejscu nie wiedziałam. Do czasu.


Muzeum Emigracji mieści się w gdyńskim porcie. Google sprawnie prowadzi na miejsce. Tak daleko, aż droga się kończy. Dalej już tylko Szwecja (choć po linii prostej to bardziej Kłajpeda). Muzeum mieści się w dużym zwyczajnym budynku. Niepozornym. Gdyby nie wiodło mnie tu polecenie znajomej, w tym miejscu, przed wejściem, jeszcze miałabym wątpliwości, czy wchodzić...

 

 

Wszelkich informacji technicznej najlepiej szukać na stronie muzeum (uważaj, na stan z 2021 w poniedziałki muzeum nieczynne). Wszak ceny biletów, godziny otwarcia się zmieniają (my płaciliśmy 15 zł od osoby, a nasze dzieci 5 i 6 lat weszły za darmo). Jednak jedno pozostaje niezmienne. Wyjdziecie stamtąd bardzo zadowoleni i wzbogaceni o ogromne pokłady nowej fascynującej wiedzy.


 

Wystawa zaczyna się od czasów historycznych. Z dużych plakatów na ścianie patrzą na nas postaci - pierwsi emigranci. Moją uwagę przyciąga Świętosława - córka Mieszka I, która wyszła za mąż za szwedzkiego król Eryka Zwycięskiego i przyjęła imię Gunhilda. Oglądaliście Wikingów? Brzmi znajomo? 'Już mi się podoba' - pomyślałam wtedy. Uwielbiam takie  ciekawostki. Potem było już tylko lepiej. Muzeum atakuje rozmaite zmysły - odkrywamy wzrokiem, słuchem, dotykiem. Prowadzi nas przez rewolucję przemysłową, emigracje przez transatlantyk, zahacza o migracje między- i powojenne. Dostarcza ogrom faktów, o których się słyszało (albo i nie) na lekcjach historii, ale człowiek zbyt młody wtedy był, by zrozumieć, przejąć się, zapamiętać.


 

Muzeum Emigracji na popołudnie? Polecam! Na przedpołudnie z resztą też. Na co dzień i w weekendy. Jako dodatek, przystanek i cel sam w sobie. A czy można do muzeum zabrać dzieci? A kto nam zabroni! :) Dzieci nie wczytają się, nie zrozumieją, ale znajdą dla siebie wiele atrakcji, a jeśli poświęcimy im chwilę i przystępnym językiem opowiemy o wystawach, i one się zainteresują. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz