wtorek, 25 czerwca 2013

Wyobraź sobie, że jedziesz ulicą, a tu nagle wyskakuje ci stado bawołów... czyli idzie luty, podkuj sandały :) Kenia 2013


Kenia...

Pomysł, który narodził się w głowach, i to wcale nie naszych, zupełnie przypadkowo. Nie myśleliśmy o tym kierunku wcześniej. Ktoś kiedyś rzucił hasło. "Czemu nie" - pomyśleliśmy oboje, nie napalając się jednak jakoś specjalnie. Czas mijał, a myśl o Kenii zaczepiła się w głowie jak rzep psiego ogona. Mimochodem rzucona stawała się marzeniem...
Nie bardzo wierzyłam, że się uda, starałam się nie nastawiać. Mieliśmy plan B - Teneryfa, Tunezja, Maroko. Cokolwiek, byle ciepło. Czasowo byliśmy dość ograniczeni - w grę wchodziły tylko ferie zimowe, a w tym czasie, wiadomo, ceny rosną, ilość miejsc w samolotach maleje w błyskawicznym tempie. Postanowiliśmy, że będziemy czyhać na opcję last minute. Ryzykowne bardzo, ale za to jakie ekonomiczne!

Jeśli do Kenii to tylko na safari! Jaki sens mają wczasy na kenijskiej plaży??? Być w Kenii i nie zobaczyć chociaż jednego okazu ze słynnej BIG FIVE? Eeee, snobizm... W końcu jesteśmy poszukiwaczami przygód a nie amatorami leżenia plackiem! Po intensywnych poszukiwaniach udało się znaleźć coś, co trafiło w samo sedno - Afryka Dzika . To coś dla nas! Idealne rozwiązanie. 1 dzień na aklimatyzację, 3 dni safari oraz kolejne 3 na odpoczynek. W momencie kiedy znaleźliśmy tę ofertę, zachorowałam na Kenię już na poważnie... Nie mogło się nie udać. Taka opcja nie wchodziła w grę! I nie musiała :)

Za wycieczkę 3 dni przed wylotem  zapłaciliśmy 3999zł od osoby. Była to najniższa oferta, jaką znaleźliśmy, a śledziliśmy intensywnie wszystkich możliwych tour-operatorów. Na miejscu doszły dodatkowe opłaty: 50$/os za wizę oraz 170$/os za bilety wstępów, przewodnika itd. Cała wycieczka uszczupliła nasze konto bankowe o jakieś 11 tyś. zł, ale czymże są pieniądze w porównaniu do przeżyć, których nie odbierze nam nikt??? No właśnie... :)

Program wycieczki Afryka dzika biura Itaka wyglądał następująco:
1 dzień - niedziela            4.00 - wylot, ok. 18.00 - zameldowanie w hotelu, posiłek
2 dzień - poniedziałek      czas wolny w hotelu
3 dzień - wtorek              po śniadanie przejazd do parku narodowego Tsawo West, safari
4 dzień - środa                źródła Mzima, safari w Tsavo East
5 dzień - czwartek           safari, wioska masajska (dodatkowo płatna 25$/os.), powrót do hotelu
6-8 dzień                         pobyt w hotelu na wybrzeżu
9 dzień - poniedziałek      przylot do Polski

Cena zawierała następujące świadczenia:
noclegi, 3 posiłki na safari, 2 posiłki w hotelu na wybrzeżu, przelot, transfery, ubezpieczenie.

Co, lecąc do Kenii, wiedzieć trzeba???? 

szczepienia

Do wyjazdu trzeba się przygotować. Kenia jest krajem z podwyższonym ryzykiem wystąpienia bardzo nieprzyjaznych Europejczykowi chorób. O wszystkim informuje Wojskowy Instytut Medyczny, trzeba się koniecznie zapoznać z zagrożeniem i podjąć świadomą decyzję - szczepić się czy nie? Jeśli tak - na co? Warto zrobić to z rezerwą czasową. Na 3 dni przed wylotem raczej nie zdążymy tego załatwić, a jeśli zdążymy, okaże się, że szczepionka wymaga kilku dawek lub odpowiedniego czasu na aktywację. My podjęliśmy świadomą decyzję, acz niekoniecznie odpowiedzialną, o nieszczepieniu się. Żyjemy, mamy się dobrze, jednak nie namawiam, aby ktokolwiek się sugerował naszym przykładem...

krem UV

Koniecznie musimy wziąć do Kenii krem do opalania, ba, nawet bloker! Pomyślcie o nim już teraz, planując wyprawę zimą, gdyż w lutym nie znalazłam nic lepszego jak krem z filtrem 10!!! Lepsze to niż nic, pomyślałam, płacąc przy kasie, jednak na miejscu okazało się, że nic byłoby tak samo skuteczne :). Po pierwszym dniu paliło mnie całe ciało, po drugim nie czułam karku, po piątym wyglądałam, jakbym miała na sobie maseczkę peel off...

(nie)bezpieczeństwo

Kenia nie jest krajem w 100% bezpiecznym dla turystów (btw. a który jest???), więc należy zachować podstawowe środki ostrożności. Nie obnosić się z drogocennymi gadżetami, nie poruszać się samotnie po zmroku, nie wybierać się na spacery po plaży późnym wieczorem. Nawet w hotelowym ogrodzie całą noc czuwał strażnik z kałachem, trzymając się blisko nas dopóki nie skończyliśmy imprezować.

dokumenty

W Kenii obowiązuje paszport, który musi być ważny min. przez kolejnych 6 miesięcy. Ponadto na lotnisku kupujemy wizytę za 50$. Urzędnicy są mili, uśmiechnięci, nie spieszą się, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość.

odzież

"Wybierając się na safari, trzeba zabrać kilka par długich spodni i koszul, gdyż wieczorami może być zimno, a poza tym tylko tak unikniemy ugryzień komarów bla bla bla..."
Taaa, jasne! G...uzik prawda! Wzięłam spodnie, leginsy, bluzę x2, bo mężowi ten sam zestaw (no, bez leginsów może) i co? Zabrałam buty trekkingowe, bo naczytałam się, że tylko w takich na safari, a najlepiej, żeby były wysokie minimum do kostki, bo węże i skorpiony... I efekt tego taki, że natargałam się walizy, a wyżej wspomniane rzeczy w takim stanie w jakim przywiozłam, z Kenii do domu zabrałam z powrotem... Na safari panuje taki upał, że kto się wciśnie w długie spodnie i bluzę, tego podziwiam, a kto w tym opakowaniu wytrzyma w godzinach 10. - 12. temu gratuluję wytrzymałości i ... głupoty ;) Krótkie spodenki i koszulki na ramiączkach, sandały na nogi i w drogę! W ciągu dnia komarów nie ma, a na safari z busa się nie wysiada, więc ryzyko nadepnięcia na skorpiona mamy co najwyżej w toalecie, dokąd raczej w meindlach się nie wybierzemy... Owszem, jeden zestaw zakrywający nogi i ręce się przyda - kiedy się siedzi na tarasie do 24. wyczekując lamparta, może zrobić się zimno, ale bez paniki, więcej po prostu mieć nie trzeba.
Bardzo ważne jest, żeby wziąć mniejszą walizkę na safari. Duża zostaje w hotelu, zabieramy małą, spakowaną specjalnie na safari. W busie miejsca jest niewiele, duże podróżne walizy po prostu się nie zmieszczą.

komary

Kenijski postrach - komary. Są zagrożeniem, bo przenoszą malarię. Malaria zauważona w porę i leczona prawidłowo nie jest śmiertelna, ale mimo wszystko z taką pamiątką nikt wrócić nie chce... O czym więc należy pamiętać:
- stosować preparaty przeciwko komarom - solidne preparaty. Takie zwykłe za 5 zł nic nie dadzą. Ważne jest, aby zawierały deet - składnik, który skutecznie je odstraszy.
- nie należy się perfumować, a zamiast perfum używać właśnie preparat na owady. To on musi stać się na czas pobytu w Kenii naszym ulubionym zapachem... Po kilku dniach można się przyzwyczaić, naprawdę :) Oczywiście w porze suchej komary są zagrożeniem jedynie o poranku i wieczorem, a i w tym czasie ja widziałam może dwa, więc bez paniki, więcej jest zamieszania wokół komarów niż ich samych...
- nie zostawiać otwartych drzwi do pokoju wieczorem - po co kusić los? W oknach są moskitiery, ale przez otwarte drzwi komary przedostaną się bez trudu. W razie czego nad łóżkiem można rozciągnąć moskitierę. Będzie bezpiecznie i jak romantycznie zarazem! Zawsze marzyłam o łożu z baldachimem :)
- zasłonić odkryte części ciała po zachodzie słońca - założyć skarpetki, spodnie. Jest już chłodno, a więc dodatkowa odzież nie będzie nam przeszkadzać.
- fora rozpisują się o różnych środkach przeciw malarii, np. malarone. Podobno można kupić podobny środek w Kenii w aptece, ale za 5$, a nie 200zł. Nie wiem jednak, nie próbowałam. Po wyczerpującej literaturze zdecydowaliśmy się nie zażywać nic. Zniechęciła nas wątpliwa skuteczność tych wszystkich medykamentów. Nie żałujemy decyzji.

pieniądze

W Kenii możemy płacić walutą krajową, a więc szylingiem kenijskim bądź dolarami. My mieliśmy trochę jednych trochę drugich. Ceny znośne, dla turystów, wiadomo, wywindowane. Na miejscu kupowaliśmy ciastka, słone przekąski i alkohol: piwo dla męża - najbardziej smakował nam Tusker oraz driny dla mnie - Smirnoff. Ich smak już zawsze będzie kojarzył mi się z bielutkim, drobniutkim, cieplutkim piaskiem kenijskich plaż...

małpy

Są wszędzie - w hotelowym ogrodzie, w lobby, na korytarzach, w pokojach. Pojawiają się niespodziewanie i znikąd i potrafią narobić niezłego bałaganu. Nie należy ich głaskać czy karmić - mimo że wyglądają na oswojone, są dzikie i atakują. Trzeba pamiętać o zamykaniu balkonu - nie tylko gdy nas nie ma. Wchodzą nieproszone, nie przejmując się, jeśli w pokoju są lokatorzy. Zabierają, co im się podoba. Mogą to być ciastka, biżuteria czy bikini. Potrafią wyrwać jedzenie z rąk, drapiąc czy kąsając. Lepiej więc ich unikać. Chyba nikt nie chciałby przez kilka dni urlopu zaglądać co chwilę na ślad ugryzienia na palcu i zastanawiać się, czy małpa przypadkiem nie miała wścieklizny... ;)

I kilka informacji ogólnych:

 

Kenia leży na wschodnim wybrzeżu Afryki w jej środkowej części. Klimat jest równikowy - wilgotny i upalny, co sprawia, że temperatura, mimo że bardzo wysoka, nie jest uciążliwa, a przeciwnie - bardzo przyjemna (dla tych, którzy kochają słońce). Kenia leży nad Oceanem Indyjskim. Jej plaże są przepiękne: piaszczyste, bielutkie, a woda przejrzysta i ciepła.



Kenia graniczy od północy z Somalią. Jej północne tereny uważane są za najbardziej niebezpieczne ze względu na ciągłe konflikty w Somalii i nielegalne migracje somalijskich uchodźców.

Odradza się też wyprawy do Nairobi - żadne biuro nie organizuje tam wycieczek fakultatywnych. Zbyt duże ryzyko.


Kenia to kraj bardzo zróżnicowany plemiennie. Urzędowym językiem jest angielski i suahili, jednak plemiona mają swoje odrębne języki, a w j. somalijsim czy angielskim nie znają ani słowa. Plemiona żyją w buszu, na sawannach, bez elektryczności, bez dostępu do wody pitnej, nie mówiąc już o bieżącej. 

 

Kenia to kraj sprzeczności. Można go błyskawicznie pokochać za jego bogactwo przyrodnicze, a potem równie szybko znienawidzić za niesprawiedliwość polityczną i społeczną - biedę, brud i przemoc. 

Jedno jest pewne - wrażenia po Kenii są bardzo intensywne i zostają w pamięci na długo. O wiele dłużej niż opalenizna...

W Kenii zachwyca nie tylko fauna lądowa ale i morska:


W przerwie między słonecznymi a wodnymi kąpielami można uzupełnić płyny mlekiem kokosowym - prosto z kokosa:


Pierwszy niesmak pojawia się, kiedy po wyjściu z ekskluzywnego hotelu, gdzie leją się hektolitry wody, bo turysta zapomniał zakręcić kurek i marnują się tony jedzenia, bo "kurczak był kiepsko przyprawiony"...

                                                                              
... a 200 m od hotelu ludzie mieszkają w barakach, nie mają co do gara włożyć i żebrzą na ulicy o stare skarpetki...


 ... albo wyruszają codziennie o świcie na wielkie śmietnisko w Mombasie i szukają pożywienia, walcząc z krukami, kto będzie pierwszy...


Te obrazki pozostają w pamięci, bywa, że trudno zasnąć, bo pojawiają się za każdym razem, kiedy zmrużymy powieki...

Jednak w momencie wyjazdu na safari wrażeń jest tak wiele, natłok przeżyć tak ogromny, że trudno nadążyć. O niczym innym się nie myśli. Patrzysz, podziwiasz i chłoniesz.



Tu zwierzęta - przedstawiciele różnych gatunków spotykają się przy wodopoju. Nikt nikomu nie wadzi, nie wchodzi w drogę. Żyją osobno, ale zmuszone są też współpracować. Jedne żyją obok siebie, nie zauważając siebie nawzajem, inne w symbiozie, bo okazało się, że tak łatwiej przetrwać.



Ich życiem rządzi natura. Giną, bo takie są prawa dżungli. Naturalna selekcja. Jedyne zagrożenie, z którym nie mogą sobie poradzić, które weszło nieproszone, podobno jest rozumne i inteligentne, a w rzeczywistości jest niejednokrotnie sto razy głupsze od nich, jest człowiek...




Mimo że szereg instytucji dba o bezpieczeństwo zwierząt w Kenii, dużym problemem są kłusownicy. Niestety argumenty, że odbudowa gatunku trwa kilkadziesiąt a nawet kilkaset lat, a nieodwracalne zniszczenia mogą powstać w ciągu kilku chwil do nich nie trafiają. Dlatego powstały w Kenii specjalne służby do ochrony dzikich zwierząt w parkach narodowych. Funkcjonariusze mają pozwolenie na użycie broni palnej bez żadnych ostrzeżeń zawsze, gdy zauważą kogokolwiek stanowiącego zagrożenie... Pamiętajmy więc o zasadach bezpieczeństwa obowiązujących w parkach. Przebywanie na terytorium dzikich zwierząt to wielka frajda ale nie zabawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz