czwartek, 10 września 2015

Wzdłuż Adriatyku - dzień 4 - Split, Makarska, Dubrownik

Czwartego dnia wstaliśmy wcześnie. Nie będę ukrywać, nie do końca z własnej woli, po prostu nie dało się spać. Spalona słońcem skóra piekła i bolała niemiłosiernie. Pozbyliśmy się resztek nadziei, że może uda się jeszcze wystawić ciało do słonka. Nawet stopy paliły jakby ktoś je przypalał rozżarzonym węglem. Skoro nie zatrzymujemy się po drodze na plażowanie, mamy dodatkowe 2 h, pomyśleliśmy i wyruszyliśmy na poranny spacer. Było ledwie po 8. i miasto jeszcze spało. 


Wąskie uliczki, którymi przemykaliśmy w kierunku centrum, świeciły pustkami. Nie inaczej było na Starym Mieście.


Nawet promenada, którą wczoraj ledwie można było przejść, ziewała jeszcze leniwie, budząc się po wczorajszej imprezie do białego rana.


Naszym celem była plaża Bacvice - opisywana w przewodnikach za główną plażę Splitu, najbardziej atrakcyjną, piaszczystą i ze względu na czystość oznaczoną niebieską flagą. Skoro takie cudo, warto zobaczyć, stwierdziliśmy i pokonaliśmy spacerkiem ponad 2-km odcinek. Jak się okazało, zupełnie nie warto...

Aby dotrzeć do plaży, musieliśmy obejść port, a następnie dworzec kolejowy.


O ile port dostarczył atrakcji widokowych - można było choć popatrzeć na statki, przejazd kolejowy obfitował w syf i smród. Przejście nie należało do przyjemnych. Trzeba było uważać, gdzie się stąpa i oddychać oszczędnie, gdyż wszędzie roznosił się odór uryn. Masakra :/

Nareszcie dotarliśmy do plaży i to co zobaczyliśmy zupełnie nie pokrywało się z informacjami z przewodnika. Przypomniało mi się, że nawet kelner z knajpy, w której wczoraj jedliśmy obiad, zachwalał plażę Bacvice i polecał nam tam odpoczynek. Uprzedzał, że może być zatłoczona, gdyż jest tak popularna. Gdy odparłam, że wolelibyśmy coś bardziej spokojnego, gdyż w Polsce mamy mnóstwo urokliwych, spokojnych plaż, stwierdził, że niezatłoczona plaża musi być kiepska. Boże, człowiek najwyraźniej o pięknej plaży pojęcia nie miał i takiej na oczy nie widział. Ach, jakbyśmy tylko ten sezon dłuższy i pewniejszy mieli... 
No ale wracając do tematu - strasznie się wylewna zrobiłam ostatnio - plaża Bacvice może i jest piaszczysta, ale nie jest to z pewnością piaseczek jaki możemy spotkać nad Bałtykiem. Część plaży jest betonowa i kompletnie nie potrafię tego pojąć, ale właśnie tu jest najwięcej turystów! Nie zrozumiem nigdy, jak można znaleźć przyjemność w wylegiwaniu się na twardym, szorstkim betonie??!!! Syfu nie ma, to prawda, ale i żadnych innych walorów, które przykuwałyby uwagę.

Oj przepraszam, poza jednym widokiem - przystojnych Chorwatów zawzięcie i z determinacją grających w Picigin - wodną baśkę :) .




Nieco zniesmaczeni wyruszyliśmy w drogę do Makarskiej. Przejazd  - 90 km zajął nam więcej czasu niż  planowaliśmy ze względu na spontaniczne przystanki. Po drodze tyle pięknych widoków cieszyło oczy, że nie sposób było minąć je, pozostając niewzruszonym.

Panie i panowie, wjeżdżamy do Riwiery Makarskiej - kolejnego Raju na Ziemi w jakim mieliśmy okazję być :).
Z jednej strony witają nas wysokie góry, z drugiej uśmiecha się błękitne morze. Czego chcieć więcej? Może przydałoby się odrobiny spokoju, gdyż teren ten jest najchętniej odwiedzany przez turystów.







 


Sama Makarska to dobrze zorganizowany kurort. Piękna plaża "wychodząca" z niewielkiego sosnowego lasku, w którym w godzinach szczytu można znaleźć odrobinę ochłody. Dużo atrakcji dla dzieci i dorosłych, dobrze rozwinięta baza gastronomiczna, pole do popisu dla miłośników zakupów (ogromny bazar z wszelkimi różnościami).

 

 

Do tego urocza promenada obsadzona palmami, malownicza niewielka marina, krystalicznie czysta niebieska woda i przepiękne widoki za plecami - góry Biokovo z najwyższym szczytem Sveti Jure 1762 m n.p.m.

 

 

Uwielbiam takie widoki. Należą one do moich najulubieńszych. Nic dziwnego więc, że od natłoku wrażeń i pozytywnych emocji napadła mnie głupawka :)

 

 

Życie codziennie również dostarcza wielu pozytywnych chwil. Szczególnie teraz kiedy pojawiła się w nim najjaśniej świecąca gwiazdeczka, ale takie rechoty i wzloty przytrafiają mi się głównie, kiedy eksploruję nowe zakątki pięknego świata.

Początki Makarskiej sięgają czasów rzymskich, ale że miasto ma za sobą burzliwą historię, do dziś przetrwało niewiele. Starówka skupia się wokół placu Kacicev Trg, na którym stoi Katedra św. Marka.


W Makarskiej spędziliśmy ok. 2h. Bardzo zawiedzeni tym, że nie mogliśmy wyłożyć się na tej uroczej plaży, pogoniliśmy dalej w stronę Dubrownika - 150 km. Na miejscu straciliśmy trochę czasu, błądząc i szukając adresu. Uliczka z naszym noclegiem przylegała do głównej ulicy i nawigacja, choć robiła co mogła, nie poradziła sobie z wyzwaniem. Uliczka była ok. 10 cm szersza od naszego samochodu i, co jeszcze bardziej zabawne, była dwukierunkowa!!! Przyszło nam się mijać z jadącym z przeciwka pojazdem. Nam przypadł w zaszczycie manewr cofania. Siedząc obok kierowcy pociłam się z nerwów. Podziwiam K. za opanowanie. Jak zwykle dał radę!

Spaliśmy w apartamencie Mir, który stanowił mieszkanie z sypialnią, aneksem kuchennym, łazienką oraz tarasem z widokiem na nieco odległy ale zawsze Adriatyk. I tu apeluję, chcąc wybrać się do Chorwacji, jedźcie poza sezonem! Za taką cenę (40E) noclegu w takich warunkach inaczej nie znajdziecie! Właściciele bardzo mili, pomocni, gościnni. Do centrum może nie rzut beretem, ale przyjemny 15-minutowy spacerek kamiennymi uliczkami i schodkami.

 


To tyle informacji pobocznych, a teraz wreszcie DUBROWNIK.
Perełka. Wisienka na torcie. Kwintesencja tego co się nazywa Starówką. Kiedy czytałam przed wyjazdem przewodnik i natknęłam się na te wszystkie ochy i achy nad Starym Miastem Dubrownika, mrużyłam lekko oczy z zaciekawieniem ale i wątpliwością w tle. Dziś mogę jednoznacznie stwierdzić, że ze wszystkim się zgadzam. Dubrownik mnie zauroczył całkowicie, kupił totalnie. Nie chciałam wracać i też nie opuściłam jego murów do późnej nocy.

Stari Grad otaczają gigantyczne mury obronne. Do środka prowadzą zwodzone mosty. Starówka niemal w całości została zbudowana z kamienia. Kamienne są budynki, zabytki, których jest mnóstwo i wypolerowane przez tłumy zwiedzających uliczki.

Z resztą oceńcie sami.

Bramy miasta:



Widoczki na Adriatyk z różnych stron:


 

 

 Uliczki:



Stare Miasto otoczone jest murami, na które można wejść, obejść miasto dookoła i podziwiać jego panoramę. Co więcej centrum starówki jest w dole, a dalsza zabudowa "rośnie" w stronę murów. Podejścia kamiennymi schodkami są całkiem strome. W rezultacie wychodzimy niewiele niżej niż poziom murów obronnych. Trzeba więc się zastanowić, czy warto wydawać 100 kun/os.




Przypadkowo błądząc wąskim labiryntem uliczek, natknęliśmy się na fantastyczną knajpkę z widokiem na Starówkę. Obiecaliśmy sobie, że wrócimy tu później, kiedy zmorzy nas zwiedzanie. Kiedy się namyśliliśmy i w końcu ją odnaleźliśmy ok. godziny 19.00 kolejka zawijała na kilkadziesiąt metrów. Zrezygnowaliśmy. Szkoda, że się nie udało, bo klimat panował tam świetny.

To może kilka słów o historii. Ale naprawdę kilka, obiecuję :)
Skąd taka potęga Dubrownika? Jakim cudem tak się rozwinął? I w tak idealnym stanie przetrwał wojnę? Zaraz wszystko się wyjaśni.

Sekret Dubrownika tkwił w rozbudowanej flocie. Miasto stanowiło dobrze prosperujący, wręcz wiodący prym na Adriatyku port. Nic dziwnego więc, że systematycznie interesowali się nim najeźdźcy, widząc potencjał, bogactwo i możliwość czerpania zysków. I tu objawia się zasługa umiejętnej dyplomacji. Dubrownik zamiast toczyć wojny czy stawiać opory, umiejętnie dogadywał się z wrogami, sobie zapewniając spokój, bezpieczeństwo i niezależność, a płacąc za to nieznaczną daninę. Udawało się to długo, dopóki nie odkryto szlaku do Ameryki i nowych traktów handlowych po Atlantyku. Znaczenie handlu na Morzu Śródziemnym zmalało, a Dubrownik zaczął podupadać. Od tej pory było już tylko gorzej: trzęsienie ziemi w 1667 r., okupacja francuska w 1808 r. Po II wojnie światowej Dubrownik włączono w skład Jugosławii. Zaczął się dobry pod względem turystycznym okres dla miasta. Przyjeżdżali obywatele Jugosławii i coraz więcej gości z zagranicy. Kiedy wszystko zmierzało już w dobrym dla miasta kierunku - trach - po ogłoszeniu niepodległości przez Republikę Chorwacji miasto było oblegane i ostrzeliwane przez Serbów i Czarnogórców. Oblężenie trwało ponad pół roku. Podczas działań wojennych na Starówkę spadło 425 pocisków. Zniszczenia było ogromne: 3 tyś. mieszkańców zginęło, a uszkodzonych zostało prawie 70% budowli Starego Miasta w tym główne zabytki. Do tej pory usunięto ślady wojenne. Gdzieniegdzie w bocznych uliczkach zauważyć można dziury po kulach. Spostrzegawczy dopatrzą się różnicy w dachówkach - oryginalne zostały zastąpione przez te wykonywane maszynowo - idealnie równe i nieznacznie różniące się barwą.

Na co trzeba zwrócić uwagę w Dubrowniku?
Odpowiedź jest krótka - na wszystko. Unikałabym podążania ściśle zgodnego z wytyczonym na mapie szlakiem. Nie o to chodzi. Dubrownik trzeba podziwiać, chłonąć. Dubrownikiem trzeba się delektować. Urok bowiem ma tu każda uliczka, każda kamienica.

Na Starówkę można wejść przez kilka bram. My wchodziliśmy Bramą Pile, którą wychodzi się wprost na główny deptak Placa. Wita nas fontanna Onufrego z 1438 r.


Należy napić się z każdego z kranów, aby zapewnić sobie spełnienie życzenia. Hm, tylko jak tu się napić z każdego, kiedy tylko z dwóch wypływa woda? ;) Tuż za fontanną wznosi się kościół św. Klary. Na przeciwko stoi kościół Zbawiciela, a obok kościół i klasztor Franciszkanów.

My jednak idziemy prosto, kierując się na Plac Luza, na którym stoją reprezentacyjne budowle dawnego Dubrownika: pałac Sponza, widoczna na zdjęciu wieża zegarowa, kościół św. Błażeja.


Po drodze zaglądamy w przecinające deptak uliczki, szukamy pomału lokalu - zgłodnieliśmy. Na dłużej zatrzymujemy się na placu, gdzie oglądamy zabytki i czytamy o nich w przewodniku.

Czego się dowiedzieliśmy?

Pałac Sponza - na lewo przylegający do wieży zegarowej. Jako jeden z nielicznych budowli w Starim Gradzie jest oryginałem - przetrwał nawet trzęsienie ziemi w 1667 r.

Wieża zegarowa jest dokładną rekonstrukcją tej z 1444 r., którą trzeba było rozebrać, gdyż groziła zawaleniem. Zegar wskazuje nie tylko godziny ale i fazy księżyca.


Świątynia patrona Dubrownika - kościół św. Błażeja.


Na placu stoi także kolumna Orlanda. Niegdyś łokieć był popularną miarą długości - w handlowym mieście łokieć stojącego na postumencie rycerza wykorzystywano do odmierzania np. sprzedawanej tkaniny. Kolumna służyła również jako pręgierz.

Na prawo od placu Luza odchodzi szeroka ulica Pred Dvorom, przy której zbudowano siedziby władz republiki oraz katedrę Wniebowzięcia NMP. 


Po długim wyczerpującym spacerze nadeszła w końcu pora na obiad, a właściwie kolację. Tym razem owoce morza - gdzie jak nie w Dubrowniku skusić się na perełki Adriatyku. Aby wszyscy uczestnicy wycieczki byli zadowoleni, postawiliśmy na frutti di mare w wersji współczesnej :)



Po posiłku nabraliśmy sił i wybraliśmy się na przechadzkę poza murami miasta. Kamiennymi schodkami zeszliśmy nad wodę, skąd roztaczał się przyjemny widok na Starówkę otoczoną murami i fortyfikacjami oraz niewielki port.


Kiedy ponownie wróciliśmy do miasta, było już ciemno. Zależało mi, żeby zobaczyć Dubrownik nocą. Było warto. Wyślizgana posadzka błyszczała w świetle latarni. Uliczki były jeszcze bardziej zatłoczone. Zmienili się jednak turyści - z tych w t-shirtach i szortach na takich w eleganckich sukienkach i wyjściowych koszulach.

      



Dubrownik zauroczył nas atmosferą tak, że nie chcieliśmy wracać do apartamentu. Skusiliśmy się więc jeszcze na małe co nieco. Klimat w Irlandzkim Pubie to było coś na co mieliśmy ochotę. A K. upodobał sobie bardzo litrowe kufle do piwa, które mnie ciężko było podnieść ze stolika :)




Kiedy w okolicach północy wracaliśmy do apartamentu Mir, nasza kamienna wąska uliczka była całkowicie pusta. Stari Grad jeszcze tętnił życiem, natomiast jego ulice pogrążone były w błogim śnie. Tak jak my... za parę chwil...
:)



1 komentarz:

  1. Jak tam pięknie! Byłam w Dubrowniku jako mała dziewczynka i z tego co widzę, absolutnie nic nie pamiętam! Muszę tam wrócić :)

    OdpowiedzUsuń