środa, 27 lutego 2013

USA z zachodu na wschód - Chicago



Wyjeżdżając z Blach Hills, górskie krajobrazy pozostawiliśmy za sobą na dobre. Stany centralne i wschodnie to tereny nizinne, gdzie króluje rolnictwo. Jest o wiele bardziej zielono, a pola co jakiś przeplatają lasy. Aby dojechać do Chicago, musieliśmy pokonać ok. 1500 km. Był to nasz najdłuższy przejazd, którego bardzo się bałam. Droga minęła jednak szybko, sprawnie i bez problemów.

W Chicago byliśmy 7 sierpnia w godzinach popołudniowych. Mieliśmy piękny, ciepły, słoneczny dzień, więc zanim jeszcze zameldowaliśmy się w hostelu, uruchomiliśmy nawigację w poszukiwaniu plaży. Okazało się, że wcale nie łatwo jest znaleźć plażę z darmowym parkingiem, w końcu jednak się udało i do wieczora odpoczywaliśmy, podziwiając wieżowce z jednej strony a załamującą się na horyzoncie taflę wody z drugiej.


Wieczór spędziliśmy w jednym z pubów, pijąc lokalne piwo i zagryzając hamburgerem z frytkami. Będąc w Chicago, stolicy bluesa i jazzu, nie można nie rzucić się w wir nocnego szaleństwa choćby na chwilę. Miasto nocą przybiera zupełnie inne oblicze.

Do centrum wybraliśmy się następnego dnia.

Skupiliśmy się na the Loop - dzielnicy stanowiącej centrum finansowe i biznesowe "wietrznego miasta", gdzie na każdym kroku natrafić można na ślady wielkich architektów. Trudno było jednak skupić się na architekturze, zatykając jednocześnie uszy... Pierwsze wrażenie, jakie wywarło na nas Chicago, nie należało do najbardziej pozytywnych. Zamiast podziwiać wieżowce, skupiliśmy się na metrze, które w Chicago powinno zostać przekwalifikowane na "overground" - mieści się bowiem nad jezdnią, czyli nad głowami przechodniów jednocześnie. W momencie, kiedy przejeżdża, rozlega się przeraźliwy huk, skutecznie zagłuszając myśli, słowa i pozytywne wrażenia...
Boże, jak można tam pracować???



Ewakuowaliśmy się stamtąd jak najszybciej i zupełnie przypadkiem dotarliśmy do Grant Park z jego centralnym punktem - Cloud Gate.


Jest to eliptycznie zaokrąglona brama, licząca 11 m wysokości , 22 m szerokości i 14 m głębokości, wykonana z polerowanej stali. Na jej powierzchni malowniczo dobijają się drapacze chmur i światła Loop.



Dalszy spacer po centrum Chicago upłynął zdecydowanie w przyjemniejszej atmosferze. Podążaliśmy przez park,  z dala od wielkomiejskich hałasów, podziwiając architektoniczne perełki.


Później wybraliśmy się jeszcze na przejażdżkę w poszukiwaniu polskich akcentów i na tym zakończyliśmy przygodę z miastem Ala Capone, podążając dalej na wschód, w kierunku Kanady...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz