czwartek, 15 kwietnia 2021

Tajlandia - Khao Sok

  

3 dni w dżungli...

Kto nie marzył o takiej atrakcji?!

No, pewnie wielu... 😂

Ja jednak marzyłam bardzo. Ale wszystko z głową. W dżungli oswojonej. Ucywilizowanej. Blisko natury, dzikich odgłosów, dziewiczych widoków, ale z prysznicem, lodówką i klimatyzatorem ;)... a raczej wiatrakiem nad głową, bowiem podczas naszych podróży celujemy raczej w tę niższą półkę cenową. Najniższą :)

  


Khao Sok jest parkiem narodowym położonym, z resztą, co ja będę tłumaczyć, o tu:

 

Źródła podają, że znajduje się tu najstarszy na Ziemi las deszczowy liczący ponad 160 milionów lat! Turyści cenią to miejsce za dziewiczą naturę oraz walory znajdującego się pośrodku ogromnego jeziora Cheow Lan, które zostało sztucznie utworzone po wybudowaniu tamy i zalaniu terenów leśnych i rolniczych. 

 

 

Jak się dostać do Khao Sok? 

Tajlandia jest ogromna, niewielka odległość na mapie to w rezultacie godziny spędzone na drodze. Do Khao Sok najlepiej polecieć, choć park położony jest 100 km od najbliższego lotniska Surat Thani, więc na miejscu konieczny jest transfer drogowy.

Za bilety lotnicze Bangkok - Surat Thani zapłaciliśmy 120 zł od osoby. Na miejscu udało nam się zorganizować transport przez aplikację Grab - tę samą, która tak sprawnie działała w Bagkoku. Dzięki temu sporo zaoszczędziliśmy. 

 

Wioska Khao Sok to w rezultacie zorganizowany ośrodek turystyczny. Mnóstwo tam hoteli, resortów, restauracji. Są sklepy, kawiarnie, apteki, salony masażu. Na pierwszy rzut oka niewielka osada, jednak oferuje wszystko, co potrzeba. 


Zatrzymaliśmy się na 2 noce w Khao Sok Morning Mist Resort, gdzie zapłaciliśmy 100 zł za dobę za naszą czwórkę, mieliśmy otoczony roślinnością domek, a w nim dwa duże łóżka z moskitierami, sporą przestrzeń, taras oraz łazienkę en suite. Obiekt dysponował restauracją oraz basenem, z którego szczególnie chętnie korzystały nasze dzieci. Nie spędziliśmy tam wiele czasu, ale wystarczająco, by obejść wioskę wzdłuż i wszerz, wybrać się na spacer celem eksplorowania okolicy, nasłuchać się nocnych odgłosów dżungli i zachwycać się egzotyczną roślinnością. Samo otoczenie, wsłuchiwanie się w zmieniające się względem pory dnia i nocy dźwięki, obserwowanie biegających po suficie jaszczurek było już egzotycznym przeżyciem, a najlepsze dopiero przed nami...

  

Khao Sok jest wart odwiedzenia, choć to zdecydowanie zbyt wąskie słowo. Khao Sok należy przemierzyć. A najlepszym na to sposobem jest łódź. Tradycyjny tajski longboat. Mknący po spokojnych i czystych wodach jeziora Cheow Lan. Jest to wyprawa całodniowa, podczas której niemal bez przerwy zapierają nam dech widoki, które dotąd widywało się w filmach przyrodniczych. Z resztą co ja się będę produkować, kiedy zdjęcia mówią same za siebie?

 

 

Wycieczkę po jeziorze zaczęliśmy o 8.00, kiedy to podjechał po nas bus turystyczny. Zabrano nas nad jezioro, posadzono do łodzi. Longboat prezentował się wspaniale, lecz burczał niesamowicie. Jednak po kilku minutach i do hałasu można było się przyzwyczaić. Widoki od samego początku rysowały uśmiech na twarzy, ale po 30 minutach sprawiały, że serce zdecydowanie mocniej biło, a krew w żyłach płynęła szybciej. Z wody wyłoniły się pierwsze skały. Porośnięte bujną roślinnością kontrastowały z kolorem nieba i wody. 


 

 

Nagle ććć. Długo nic. Cisza. Błoga cisza. Idealna. W miejscu doskonałym. Przerwa na zdjęcia. Jak zwykle za krótka. Jednak nie ty razem... 


Czy można doświadczyć awarii w lepszy miejscu? Na pewno nie! Wiadomo, że właśnie my mogliśmy mieć takie pecho-szczęście. W tym malowniczym zaułku spędziliśmy prawie godzinę, czekając na holowanie. Jednak nikt nie narzekał, nikt nie grymasił. I patrząc na zdjęcia, pewnie wcale cię to nie dziwi... :)


 

Kolejny przystanek - Frog Island. Mała wysepka, z której każda szczelina w egzotycznej bujnej roślinności walczy o tytuł najlepszego viewpoint. Można usiąść na mostku i patrzeć bez końca. Stroniąc od przygód, za to napawając się widokami. Można zażywać kąpieli, ani trochę orzeźwiających, bo woda ciepła niczym zupa. Można skorzystać z kajaków i popływać po jeziorze. Lub udać się na trekking wokół wyspy i przekonać się, że w tym miejscu każdy widok jest doskonały. A można nie rezygnować z niczego i zrobić wszystko i to bez pośpiechu i nie skarżąc się na intensywne tempo.

Zgadniesz, którą opcję wybraliśmy?

Bingo! :)

 

 

 

Jednodniowa wyprawa po jeziorze Cheow Lan z rejsem, postojem na wyspie Frog Island, obiadem i wizytą w jaskini kosztowała 1800 bht (220 zł). Za dzieci nie płaciliśmy. Grupa liczyła ok. 10 osób. W recepcji hotelowej mogliśmy skorzystać z darmowych plecaków wodoodpornych, ale... mądry Polak po szkodzie... 😂


Rejs po jeziorze to punkt obowiązkowy wizyty w Khao Sok. Właśnie z wody okolica prezentuje się najbardziej imponująco. Sunąc longboatem po szmaragdowych wodach jeziora, mijamy pionowe wapienne skały porośnięte egzotyczną roślinnością. Próbuję choć minimalnie oddać słowami gotujące się wtedy we mnie zachwyty, jednak przychodzące mi na myśl słowa wydają się tak banalne. Płytkie. Trywialne. Tu opisać można jedynie fakty, całą resztę trzeba po prostu zobaczyć, a jeszcze lepiej doświadczyć...


 

 Z Khao Sok wiąże się największa wtopa naszej podróży do Tajlandii...

 

 

 

 

Podczas pobytu na Frog Island postanowiliśmy skorzystać z darmowych kajaków. Oboje płynęliśmy już nie raz, zaliczyliśmy niejedną wywrotkę, wiemy już co i jak i czego nie robić, żeby zachować równowagę. Wszyscy założyliśmy kamizelki i z plecakiem z zawartością wszystkiego, co mieliśmy najcenniejsze, bo gdzie to zostawić, powiosłowaliśmy, nie oddalając się oczywiście zbytnio od brzegu Pech chciał, że zapomnieliśmy o jednym - sprawdzić kajaki zanim do nich wsiedliśmy. Okazało się, że Krzysia kajak miał otwarte wieko od skrytki, przez które powoli sączyła się woda. Kajak nabrał wody, czego rezultatem było niespodziewane plum! Tata i Kajetan w wodzie, kajak do góry nogami, plecak przemoknięty, a wraz z nim paszporty, pieniądze, telefon, ubrania, ręczniki i lustrzanka, która służyła nam dzielnie przez kilka ładnych lat...

Ku przestrodze, moi drodzy, wodoodporny plecak to podstawa. Pamiętam te chwilę, gdy, stojąc w recepcji patrzyliśmy na te wodoodporne worki i oboje pokręciliśmy głowami, mówiąc 'eee, zbędne'. No, przyznaję, to nie była dobra decyzja...

Na szczęście Kajetan potraktował ten wypadek jak przygodę. Nie spanikował, nie ma traumy, ale kąpiel wspomina do dziś 😂



1 komentarz:

  1. Piękne miejsce! Ja jednak stęskniłam się za polskimi górami i powiem szczerze, że sprawdzam właśnie noclegi w Karpaczu, aby wybrać się w wakacje. Szukam jakiegoś fajnego pensjonatu i powiem Wam, że spodobał mi się http://www.lesnydwor.karpacz.pl/

    OdpowiedzUsuń