Będąc na Cyprze, trudno określić, czy jesteś bardziej w
Grecji czy jednak w Turcji. Powiedziałabym, że jedną nogą tum, drugą tam. Cypr
od wieków jest krajem, w którym toczą się polityczne i demograficzne spory.
Turcja, mając za swoich sprzymierzeńców Rosję, domagała się przysposobienia
części północnej. Natomiast Grecja walczyła o zwierzchnictwo nad częścią
południową. Toczyły się wieloletnie wojny, podpisano niezliczone ilości
porozumień i traktatów, jednak wszelkie umowy były notorycznie łamane, a porozumienia
kończyły się kolejnymi konfliktami. W rezultacie na wyspie funkcjonują 2
państwa: w pełni uznawana i akceptowana Republika Cypryjska oraz samozwańcza
Turecka Republika Północnego Cypru, z którą świat nie prowadzi stosunków
dyplomatycznych oraz której lotniska nie są dopuszczone do międzynarodowego
ruchu powietrznego.
Buyuk Han - Stary zajazd z XVI wieku, a obecnie centrum
handlowe z butikami, kawiarniami i dziedzińcem.
Nikozja nie zachwyca architekturą. Wjeżdżamy do miasta.
Witają nas zaniedbane budynki, gruz, pochylone płoty, pomazana sprayem ściany.
Znajdujemy parking, pytamy, czy aby na pewno możemy się tu zatrzymać. Spotykamy
się z uprzejmością i pomocą tubylców. Mimo niekoniecznie zachęcających warunków
wizualnych, jest miło. Przyjaźnie i gorąco. Idziemy w stronę granicy. Mijamy
kolejne rudery. Idziemy za tłumem. Główny trakt prowadzi do przejścia
granicznego. Na ulicach centrum porządek, spokój. Kawiarenki, ludzie odpoczywający
przy stolikach. Siesta. W oddali zauważymy punkt kontroli granicznej.
Przygotowujemy paszporty. Przechodzimy przez granicę Cypru Południowego.
Bezproblemowo. Jest szybko a strażnicy graniczni uśmiechają się na widok
naszych dzieci. Kroczymy w kierunku części tureckiej. Jakieś 50 m. To strefa
niczyja. Pozamykane sklepy, pozaciągane rolety. Tu nikt nie mieszka, tu nikt
nie sprzedaje. Pustka. Dziwnie. Miasto widmo. Gdzie jesteśmy? Nigdzie. Nie
robię zdjęć. Boję się, że mogą zabrać mi aparat. Kto ich tam wie... Jest i
granica turecka. Kontrola przebiega równie sprawnie. Jeszcze kilka kroków i...
znajdujemy się na typowym tureckim bazarze! Luis Vuitton wita nas z manekinów!
Za nim wdzięczy się Dolce Gabbana. Ręką macha Givenchy. Literówki? Ups, przepraszam.
Nie jestem specjalistką w tym temacie. Sami rozumiecie, albo torebka od Zienia
albo bilet na samolot. W życiu nie można mieć wszystkiego! W części tureckiej
jest o wiele bardziej gwarno, o wiele bardziej tłoczno i taniej! Od natłoku
kolorów i dźwięków kręci mi się w głowie. I od upału. Bardzo tu gorąco.
Spacerujemy uliczkami, bo uwielbiamy ten klimat, ale nie robimy zakupów.
Zmierzamy do katedry św. Zofii. A raczej do meczetu Selima.
Nikozja była naszym przystankiem na trasie z zachodniej
części Cypru na wschodnią. Spędziliśmy tam popołudnie. Nie zwiedzaliśmy miasta
z mapą w ręce. Spacerowaliśmy, zaglądaliśmy w zakamarki centrum. Jest to miasto
sprzeczności. Z jednej strony witają nas gwarne kramy, a tuż za rogiem walą się
budynki. Miasto, które dla mnie stało się symbolem konfliktu, gdzie ściana w ścianę
mieszkają obywatele dwóch różnych kultur, wyznawcy dwóch zupełnie odmiennych
religii, porozumiewający się innym językiem, płacący inną walutą. Miasto o tak
barwnym wizerunku i z tak ponurym zapleczem historycznym jednocześnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz