czwartek, 4 kwietnia 2013

USA z zachodu na wschód - dobranoc!


Planując podróż po Stanach, prędzej czy później pojawi się pytanie - gdzie spać? Przy 3-tygodniowym pobycie i trasie liczącej 15 tyś. km nie sposób zarezerwować noclegów. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Wystarczy jedna awaria, wypadek na trasie, a nawet złe warunki atmosferyczne i plan legnie w gruzach, a wraz z nim przepadają pieniądze.

O ile nasza wyprawa była solidnie zaplanowana i zapięta na ostatni guzik, w kwestii noclegów pozwoliliśmy sobie na improwizację, pokładając swe nadzieje w amerykańskich filmach, gdzie podróżnicy suną po szerokich, niemalże pustych i niemających końca autostradach, aż w końcu zatrzymują się w pierwszym lepszym motelu, bez problemu otrzymują wolny pokój i beztrosko spędzają noc, po której posiliwszy się typowo amerykańskim śniadaniem, ruszają dalej w drogę... A jak było w rzeczywistości? Bywało, że motele wyrastały nam na trasie jak grzyby po deszczu. Zdarzało się, że miejsce noclegowe znajdywaliśmy ostatkiem sił po 2-3 godzinach gonitwy od recepcji do recepcji. A i było też tak, że noc spędzaliśmy na parkingu w parku narodowym albo przed McDonaldem. I mimo że mieliśmy parę perypetii, podczas których wcale nie było nam do śmiechu, dziś wspominamy je z sentymentem. Motele to również część amerykańskiej kultury. Jeśli chcemy poznać jej wszystkie strony, trzeba przeżyć i to...

Miejsca noclegowe w USA dzielą się ze względu na standard i koszty oczywiście.
Szerokim łukiem omijaliśmy obiekty, które w nazwie miały RESORT. Z wiadomych powodów... Podobnie jest z B&B - niech nas nie zmylą pozory, nocleg tutaj jest w USA kosztowną przyjemnością. Po kilku krótkich wizytach w przeróżnych obiektach, a właściwie jedynie w ich recepcjach, okazało się, że nabardziej dogodne dla nas miejscówki to tzw. Inn oraz motele i hostele. 

Pierwszą noc w USA spędziliśmy w najbliżej położonym od lotniska J. F. K. Inn. Za nocleg zapłaciliśmy 110$, przy czym nieco zrzedły nam miny. Spaliśmy w piwnicy, światło dzienne dostarczało nam małe okienko pod sufitem. Pokój przypominał bardziej norę, ale za prysznic i łóżko po ponad 24 godzinach podróży byliśmy w stanie zapłacić te ponad 300zł. Pokój miał w cenie śniadanie (muffiny, donutsy i inne mega słodkie ciacha) i transfer z  i na lotnisko.


W San Francisco zatrzymaliśmy się w najtańszym hoteliku, jaki oferował booking.com - Europa Hotel. Nocleg tam kosztował nas 52$, więc nie zastanawialiśmy się długo. W cenie mieliśmy pokój 2-osobowy z mikrofalówką. Łazienka była wspólna, ale gości było niewielu, więc nie przeszkadzało nam to. Nie spodziewaliśmy się wysokiego standardu, więc nie przeraziła nas nawet okolica - hotel znajduje się tuż obok baru, przy wejściu koczowała grupka pijaczków, a razem z nami na klatkę schodową wpakowała się jakaś zalana kobieta. W nocy obudził nas przeraźliwy hałas - słyszeliśmy pukających do drzwi policjantów. Szczerze mówiąc w tamtej chwili spodziewałam się wszystkiego, oczami wyobraźni widziałam wpadającego do naszego pokoju bandytę razem z drzwiami i skierowaną w nas spluwą. Nic takiego jednak się nie stało i szczęśliwie dotrwaliśmy do rana...
Mimo tych wszystkich przebojów zaletą hotelu jest jego położenie - blisko centrum, tuż przy głównej ulicy. Do dziś się zastanawiam, jakim cudem szukaliśmy go w środku nocy 1,5h!!! Pewnie dlatego, że był niesamowicie czytelnie oznakowany:


W niewielkim miasteczku Bridgeport znajdującym się w okolicach Yosemite National Park znaleźliśmy uroczy motelik Bridgeport Inn. Nie mieliśmy zbyt dużego wyboru, gdyż miejscowość była niewielka, my jeszcze niedoświadczeni, a poza tym noc nadchodziła wielkimi krokami. Przywitał nas uroczy "take-it-easy" siwy, brodaty staruszek ze skrętem w dłoni. Sprzedał nam pokój za 77$. Facet był totalnie wyluzowany, dał nam wszystkie klucze, jakie miał i ochoczo pozwolił wybrać pokój. Na piętrze byliśmy jedynymi gośćmi, więc wspólną łazienkę mieliśmy właściwie tylko dla siebie.W cenie pokoju przysługiwała nam kawa i herbata na śniadanie. Miło wspominamy to miejsce, m.in. ze względu na uroczy wystrój wnętrz.



Kiedy dojeżdżaliśmy do LA, w końcu przyszło nam zatrzymać się w typowym amerykańskim motelu - Motel 6. Takim, jakie widzi się na filmach. Zakwaterowaliśmy się tuż przed 24.00, więc nie mogliśmy skorzystać z basenu, który był w ofercie. No trudno, chodziło nam tylko o przenocowanie, co też uczyniliśmy za 79$. Nie dostaliśmy tu niestety śniadania.


Widok telefonu sprawił, że mit o wysoce rozwiniętej technologicznie Ameryce nieco podupadł. Zdziwiła nas też Biblia leżąca na stoliku nocnym...



Po tygodniu w Stanach, 4 noclegach w hotelach/motelach i dwóch nocach spędzonych w naszym "Hyundai m1", zasłużyliśmy na odrobinę luksusu. Podążaliśmy do Miasta Grzechu, tu trzeba pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Tym bardziej jeśli to szaleństwo kosztuje niecałe 30$...

Rezerwując nocleg w Las Vegas, nie mogłam uwierzyć. Okazało się, że tańszego noclegu nie znajdziemy w całych Stanach! Nocowaliśmy w Golden Gate Hotel&Casino. Po tym jak podjechaliśmy pod drzwi wejściowe, szofer zabrał od nas kluczyki i zaparkował samochód. Wzbudziło to we mnie pewne podejrzenia i całkiem poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze sprawdziłam cenę - bałam się, że z 27$ zrobi się 270$. Niepewnym głosem zapytałam w recepcji o wysokość rachunku i z ulgą usłyszałam oczekiwaną odpowiedź. Za niecałe 30$ spędziliśmy uroczą noc w przytulnym pokoiku. Pod nosem mieliśmy jedną z największych imprez w całym Vegas. Ech, szkoda, że spędziliśmy tam tylko 1 noc...


Jadąc z Wielkiego Kanionu do Zion National Park, zatrzymaliśmy się w Royal Inn & Suites w Kanab. Hotelik z zewnątrz sprawiał bardzo pozytywne wrażenie, pokoje w środku może już nieco mniej... Za nocleg zapłaciliśmy 72,50$, mając w cenie śniadanie. Serwowano co prawda tosty z dżemem i naleśniki, ale mimo wszystko przyjemnie było wypić herbatę i zjeść coś innego aniżeli kurczakburgery z Maca...

W połowie trasy między Zion NP a Bryce Canyon zatrzymaliśmy się w Mountain Ridge Hotel & RV Park. Zapłaciliśmy 65$ za nocleg bez śniadania. Był to bardzo przyjemny motelik z wielką mapą świata na ścianie w recepcji, która od razu mnie zaciekawiła. Podążając za innymi turystami, przypięłam pinezkę mniej więcej w okolicach pustego jeszcze Pomorza, zabierając ją jakimś Holendrom :)



Po całodniowej wędrówce w Bryce Canyon chcieliśmy dojechać jak najbliżej Monument Valley, aby zawitać do tego miejsca jak najwcześniej. Niestety nasz plan nie do końca się sprawdził. Okazało się, że w Kayenta znajduje się niewiele miejsc noclegów, w dodatku wszystkie obsługiwane przez Indian, którzy, mając monopol, nieźle wywindowali ceny. Po kilku próbach, które kończyły się znienawidzonym przez nas komunikatem "no vacancy" zawróciliśmy jakieś 20 km i zatrzymaliśmy się w niezbyt przyjemnym, ale za to na tamte warunki najtańszym motelu Anasazi Inn. Trudno mówić o zaletach tego miejsca - brak śniadania, obskurny wygląd, wysoka cena - 107 $, niezbyt przyjacielska obsługa, ale kiedy nie ma innego wyjścia, człowiek decyduje się na to, co jest...



W drodze do Grand Teton NP zahaczyliśmy o Rocky Mountain NP. Zatrzymaliśmy się w malowniczym miasteczku Frisco, którego urok zobaczyliśmy dopiero rano. Wieczorem, a właściwie w nocy, bo na miejsce dotarliśmy o 23.30, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że znajdujemy się pośród pięknych gór Rocky Mountains. Nocleg w Snowshoe Motel kosztował nas 83 $ wraz ze śniadaniem (płatki z mlekiem i słodkie ciacha). Na korzystanie z sauny niestety nie mieliśmy czasu...
Ciekawostką jest, że motel jest własnością Polaków, a w recepcji pracował Czech.



W pobliżu Grand Teton NP oraz Yellowstone NP znajduje się jedynie Jackson Hole. Jest to główna baza wypadowa do tych dwóch parków, nic więc dziwnego, że motele są przeładowane, a ceny nieźle wywindowane. Zatrzymaliśmy się w Teton Gables Motel, płacąc 126,50 $ za nocleg bez śniadania...



Kolejną noc spędziliśmy w samym Yellowstone - na parkingu. Pamiętam jak okropnie wtedy zmarzliśmy. Nie spodziewaliśmy się takich wahań temperatury. W dzień paliło słońce, a w nocy były zaledwie 4 stopnie. Obudzić się jednak razem ze wschodzącym na tle gejzerów słońcem, to dopiero przeżycie! :)

W drodze do Mount Rushmore zatrzymaliśmy się w malutkim moteliku. Udało nam się znaleźć nocleg, na co powoli traciliśmy nadzieję. Nie patrząc na warunki, za to ciesząc się niską ceną (40$), od razu kupiliśmy pokój. Był to maleńki drewniany domek ze skrzypiącymi drzwiami. Moja mina na widok tego miejsca musiała być bezcenna... Zajrzałam pod łóżko, pod szafkę, do łazienki, odetchnęłam z ulgą, gdyż nie znalazłam karaluchów. Sprawdziłam pościel - okazało się, że czysta. Ostatni test - po kilku minutach oczekiwania z kranu poleciała ciepła woda. Ba, mieliśmy nawet łącze internetowe!
Jest to jedyna miejscówka, której nazwy nie pamiętamy. Szkoda...



Jednym z nielicznych wcześniej zarezerwowanych noclegów był IHSP Chicago Hostel - akademik składający się z dwóch budynków, oferujący darmowy parking, śniadanie oraz zniżkę na piwo i hamburgery w pobliskim pubie. Bardzo miło wspominam to miejsce. Pokoje w porządku, wspólna łazienka, naleśniki z syropem klonowym na śniadanie, które zjedliśmy w towarzystwie studentów. Wieczorem wybraliśmy się do pubu, gdzie za 3$ dostaliśmy piwo i hamburgera z frytkami. Fajna studencka miejscówa za 58$.


Po raz kolejny sprawdziliśmy stan kart kredytowych. Łuuups, okazało się, że nieco nadszarpnęliśmy budżet. Trzeba było nieco ograniczyć wydatki. Na jedzeniu już bardziej oszczędzać się nie dało, więc padło po raz kolejny na nocleg w aucie. W ten sposób zaparkowaliśmy samochód w miasteczku Niagara Falls City zanim jeszcze ktokolwiek pojawił się w parkingowej budce...

W drodze do Waszyngtonu zatrzymaliśmy się w Wiltshire Motel w miejscowości Breezewood. Motel znajdował się w pobliżu McDonalda, więc można było rano wyskoczyć na śniadanko. Zapłaciliśmy tu 60$ - bardzo dobrze jak na amerykańskie warunki.




Skoro udało się zaoszczędzić, nie mieliśmy wyrzutów sumienia, nocując dzień później w Super 8. Było to mniej więcej w połowie drogi z Waszybgtonu do Nowego Jorku. Zapłaciliśmy 68$ ze śniadaniem.


I ostatnie dwie noce w USA spędziliśmy na przedmieściach NY w Fountain Motel. Nie zrobiłam niestety zdjęcia, nie mogę znaleźć strony w internecie. Motel widmo? Noc tutaj kosztowała nas 90$. Nie dostaliśmy niestety śniadania, ale warunki były ok. Na Manhattan jechaliśmy jakieś pół godziny autobusem. Motel przy głównej ulicy, nietrudno było trafić. 90$ jak na NY to też znośna cena.

Sennie się zrobiło na koniec....
Temat "USA z zachodu na wschód" uważam za wyczerpany!
DOBRANOC :)

2 komentarze:

  1. Witam czy moglibyście mi powiedzieć ile kosztowała was cała podróż za osobe? moj email: seba299@op.pl
    z góry dziekuję za pomoc

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, jako że we wrześniu planuję miesięczną podróż ze wsch na zach wybrzeże, jestem ciekawy ostatecznych kosztów wyprawy. ps - świetna relacje, czyta się jednym tchem ;) Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam Tomek
    mail tomcravt@wp.pl

    OdpowiedzUsuń