wtorek, 12 marca 2013

USA z zachodu na wschód - w trasie


Dlaczego tak boimy się wypraw na własną rękę? Kupno biletów czy rezerwacja noclegów to tylko niewinny początek. Wesoło zaczyna się robić wtedy, kiedy wsiadamy za kółko i mając do dyspozycji nawigację albo i nie, wypływamy na głęboką wodę. Pierwszy dzień jest dość stresujący - poznajemy kulturę na drodze, oznaczenia, przepisy. Potem jest już z górki. Jeśli chodzi o USA, nie ma co się bać. Wystarczy uzbroić się w najistotniejszą wiedzę, reszta przychodzi z łatwością. Oznakowanie w Stanach jest tak proste, że niejednokrotnie miałam wrażenie, iż iloraz inteligencji amerykańskich kierowców musi być, delikatnie mówiąc, poniżej przeciętnej...
No ale po kolei...

PRZESTRZEŃ

Pierwsze, co rzuci nam się w oczy, to przestrzeń. Drogi są szerokie, miejsca parkingowe szerokie, pobocza szerokie. Nie wszędzie są autostrady, ale i na zwykłych drogach komfort jazdy jest bardzo duży. Odległości są spore, tereny raczej równinne, a więc drogi są gładkie, równe i proooste. Bywa, że nie widać końca, włączamy tempomat i suniemy kilka kilometrów bez wykonywania żadnego manewru. Ruch na jezdniach raczej jest niewielki. Niestety pomimo znakomitych warunków do jazdy, są ograniczenia i to sporo. I co ciekawe, wszyscy się raczej do ograniczeń stosują oprócz ciężarówek. My woleliśmy jeździć przepisowo, gdyż nie ujęliśmy mandatów w koszta i niejednokrotnie mieliśmy wrażenie, że zostaniemy stratowani przez siedzącego nam na ogonie tira..


TIRY

No właśnie, nie można ich ominąć, nie można o nich nie wspomnieć, są one bowiem nieodłącznym elementem ruchu drogowego w Stanach Zjednoczonych. Są olbrzymie, ale jakichkolwiek przymiotników w języku polskim bym użyła, nic nie określi ich lepiej jak angielskie "huge" :). Ciężarówki, choć ja te bestie zdecydowanie bardziej wolę nazywać truckami, są rzeczywiście takie, jak w filmach. Nie spotkamy tam modeli europejskich z obciętą maską, bo tak zaczęłam postrzegać nasze modele, gdy napatrzyłam się na amerykańskie. Poza tym są bardzo zadbane - wypucowane, nawoskowane, świecące, często z gadżetami, nieco stuningowane. Kierowcami najczęściej są siwi brodacze - wypisz wymaluj z amerykańskiego filmu. Niesamowity klimat. Dołóżmy do tego jeszcze przeraźliwy turkot - zostać wyprzedzonym przez taką maszynę, to dopiero przeżycie!





SAMOCHODY

Na zachodzie spotykaliśmy na ulicy głównie terenówki. Pokazywałam najciekawsze modele przy okazji wizyty w Jackson Hole. My naszym Hyundaiem nie wyróżnialiśmy się zbytnio w mieście, jednak na wsi czuliśmy się, jakbyśmy poruszali się maluchem. Szczególnie śmiesznie było, kiedy na jednej ze stacji benzynowych otoczyło nas z 10 takich terenówek, wszystkie 2x większe od naszej strzały...

 


W ofertach wypożyczalni samochodowych są oczywiście auta różnej klasy, ale im większy samochód, tym większa jego cena, o spalaniu już nie wspominając, stąd nasza decyzja o ekonomicznym samochodzie. Mimo jego niewielkich gabarytów, na trasie spisywał się rewelacyjne, w trudnych warunkach też sobie radził, fotele miał całkiem wygodne, a więc i wyspać się można było, a poza tym pełnił funkcję jadalni i... suszarni! Trzeba było sobie jakoś radzić, prawda?


SKRZYŻOWANIA

Tak, ten temat wymaga rozwinięcia...
W przypadku skrzyżowań ze światłami nie ma najmniejszego problemu. Nie trzeba wykazywać się znajomością przepisów drogowych, aby sobie poradzić, gdyż oprócz sygnalizacji świetlnej, znaków pionowych i poziomych, mamy jeszcze informacje. Wygląda to tak:




Ponadto w Stanach jest zasada, że jeśli nie ma dodatkowego zakazu, można skręcać w prawo na czerwonym świetle. Czerwone światło traktujemy jak u nas zielone światło warunkowe...
Aha, światła znajdują się za, a nie jak u nas, przed skrzyżowaniem. Jest to dość irytujące, ale można się przyzwyczaić. 

Oprócz skrzyżowań z sygnalizacją świetlną bardzo popularne są skrzyżowanie równorzędne, a więc te bez jakichkolwiek znaków lub ze znakami STOP na wszystkich wylotach. I tu rozgrywa się komedia - pierwszeństwo ma ten, kto nadjeżdża pierwszy. Jakkolwiek nierealnie to dla nas brzmi, naprawdę działa! Wszyscy podjeżdżający do skrzyżowania zgodnie zatrzymują się, a następnie pierwszy na pozycji rusza. Jeśli nie byłeś pierwszy, a mimo to ruszasz, zostaniesz otrąbiony, więc lepiej zachować kulturę na drodze, mimo że nam Polakom bardzo jej brakuje...

PRĘDKOŚĆ

W Stanach obowiązuje prędkość w milach, więc dobrze jest pamiętać, że 1 km = 0,62 mi, a 1 mi = 1,61 km. Warto zrobić sobie ściągę z podstawowymi wartościami, gdyż od nadmiaru informacji można dorobić się niezłego bólu głowy. 
Podobnie jest z resztą z temperaturą. Obowiązuje skala Fahrenheita. Być może niektórzy błyskawicznie potrafią przeliczyć stopnie F na C, mi jednak ta różnica tak doskwierała (zawsze muszę mieć bieżące informacje na temat pogody, a szczególnie temperatury), że zrobiłam sobie małą ściągawkę.


PARKOWANIE

W miastach raczej nie brakuje miejsc parkingowych. Nie mieliśmy problemu z miejscami parkingowymi w San Francisco, Los Angeles, Chicago, Washingtonie czy innych miejscach, a raczej poruszaliśmy się po centrum. W Hollywood zaparkowaliśmy tuż przy Alei Gwiazd, w Santa Monica kilkadziesiąt metrów od zejścia na plażę, w Washingtonie 10 min spacerkiem do Kapitolu. Co jednak jest ważne - parkingi są raczej płatne, a parkometrem jest takie oto ciekawe urządzenie:

 

Każde miejsce parkingowe posiada własny parkometr, który opłacamy monetą bądź kartą kredytową (no właśnie, kartą w Stanach możemy zapłacić za wszystko, jest niezbędna). Po dokonaniu opłaty zmienia się światełko (nie pamiętam z jakiego na jaki kolor). Radzę nie ryzykować parkowania na gapę, co, przyznaję z rumieńcem na twarzy, zdarzyło nam się nie raz...

TOLL,

czyli opłata drogowa pobierana za przejazd. Na Zachodzie nie trafiliśmy na żadną płatną autostradę, w miarę zbliżania się jednak do wschodniego wybrzeża, płaciliśmy za przejazdy już nieustannie.

BENZYNA

Z tankowaniem bywa różnie. Płaci się raczej kartą kredytową, uiszczając opłatę z góry. Jeśli chcemy płacić gotówką, trzeba uprzedzić pracownika stacji, który odblokuje dystrybutor. Bywa, że polskie karty nie działają na CPN-ach w Stanach - miewaliśmy z tym problemy. Na szczęście prawie wszędzie znajduje się bankomat, więc można wyciągnąć gotówkę. O ile w dzień nie ma z tym problemu, w nocy, jeśli zabraknie benzyny, może się okazać, że trzeba będzie poczekać na stacji do rana...
Benzyna sprzedawana jest nie w litrach, a w galonach i, co nas niesamowicie zdziwiło, jej cena waha się ogromnie! U nas koszt za litr różni się przeciętnie o ok. 10-20 gr, w Stanach na galonie można stracić bądź zyskać nawet dolara!

I ciekawostka na koniec - kemping!
Przy jednym z moteli natrafiliśmy na zabytkowego kampera.




5 komentarzy:

  1. Bardzo lubię czytać o Waszych wyprawach.. już nie po raz pierwszy jak zacznę to skończyć nie mogę.. co chwilę przysiadam :).. sama nie mam odwagi i nawet ochoty aż na takie podróże.. ale lubię podróżować czytając.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. super! fajnie słyszeć, że nie piszę tylko dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bobrze się czyta :)) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. piszcie wiecej :)

    pozdrawiam,

    aposluchaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń