środa, 11 marca 2020

Sycylia - w głąb wyspy - Enna

 Co nas nie zabije to nas wzmocni, pomyśleliśmy, włócząc nogami po 6-godzinnym trekkingu (prawie na szczyt) i z powrotem. Ostatni raz rzuciliśmy wzrokiem przez lewe ramię (bo przez lewe zawsze trzeba, żeby nie kusić losu ;) ). Krajobraz nieco złagodniał, ale nadal był księżycowy, surowy, połatany taflami lodu i resztkami śniegu.
 

Nie daliśmy sobie czasu na odpoczynek. Plan nie zakładał przerwy. A Przygoda pchała nas do naszej wyścigówy. Citroen C1 czekał na pozycji, by zawieźć nas do Enny - miasteczka, które podobno posada najpiękniejszy widok na Sycylii.


Pagórkowaty, zielony teren Sycylii sprawił, że podróż minęła nam szybko i ciekawie. A oddalająca się Etna przypominała o wcześniejszych wrażeniach. Policzki piekły nas jeszcze od zimna i wiatru, ale mimo to świadomość, czego doświadczyliśmy wydawała się niewiarygodna. Ledwie zeszłam ze zbocza, a już zaczęłam wątpić, czy to zdarzyło się naprawdę :)




Enna jest miasteczkiem położonym w centrum wsypy na wysokości 1000 m. Z Katanii dojedziemy tu w niewiele ponad godzinę. Do pokonania jest 100 km. 
Początki osady sięgają starożytności. Turyści przyjeżdżają do miasta głównie ze względu na jego malownicze usytuowanie, wspaniałe widoki oraz ruiny zamku Castello Lombardia z XIII w.



Tuż przy zamku znajduje się bezpłatny parking. Wstęp do ruin również jest bezpłatny. Sam zamek prezentuje się dość okazale. Z pierwotnie 20 wież zachowało się 6, z których jedna jest udostępniona dla zwiedzających i rozciąga się z niej potężny widok na okolicę, majaczącą w oddali Etnę oraz położone po sąsiedzku miasteczko Calascibeta.












W Ennie zobaczyliśmy też Katedrę Najświętszej Maryi Panny w Ennie z XIV w., jednak z uwagi na to, że było już późno, nie mogliśmy wejść do środka.


Mimo że to był wykańczający dzień i wydawało się nam, że nie mamy już sił na podstawowe czynności, nie mogliśmy odmówić sobie spaceru po klimatycznym włoskim (sycylijskim, bo Sycylijczyk mógłby się obrazić)  miasteczku. Dla mnie miasto najpiękniej wygląda o zmierzchu. Kiedy jego brzydka twarz chowa się pod przykryciem nocy, a ciepłe światło zalewa wąskie uliczki. Do tego zapach aromatycznej bruschetty, łyk czerwonego wina, dźwięki melodii z pobliskiej knajpy i warkot silnika przejeżdżającego skutera. Oto mój sposób na najlepszy chillout właśnie!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz