wtorek, 5 marca 2013

USA z zachodu na wschód - Washington D.C.


Washington, centrum nie tylko amerykańskiej ale i światowej polityki, zupełnie nie przypomina typowej amerykańskiej metropolii. Zamiast tonących w chmurach wieżowców, zatłoczonych chodników i ulic pełnych żółtych taksówek mamy mnóstwo zieleni i interesującą neoklasycystyczną architekturę. Założone u schyłku XVIII w. miasto swój okres intensywnego rozwoju miało na początku XIX w. Washington jest więc miastem bardzo młodym, a mimo to spacerując jego ulicami, czujemy się, jakbyśmy przenieśli się co najmniej  kilka stuleci wstecz. Skąd więc ta ciekawa architektura? Otóż Washington zaprojektowano w celach reprezentacyjnych i rzeczywiście zadanie to miasto spełnia perfekcyjnie, gdyż corocznie odwiedza je 20 mln turystów. 


 


Zwiedzanie Waszyngtonu zaczęliśmy od Kapitolu. Zaparkowaliśmy na jednej z uliczek, najbliżej jak się dało, opłaciliśmy parkometr i udaliśmy się w kierunku z daleka widocznej białej kopuły. Dobrze, że nasz cel góruje nad miastem, bo idąc zgodnie z zawartym w przewodniku planem miasta, znaleźlibyśmy się na drugim jego końcu - autor mapy rysował ją chyba po kilku głębszych ;)

United States Capitol znajduje się na wzgórzu Capitall Hill. Dzięki temu widać go z daleka. Dodatkowo jego śnieżnobiały kolor sprawia, że lśni w słońcu, a jego elegancja dodaje majestatu i uroku. Kopuła wygląda dość znajomo - wzorowana jest bowiem na rzymskiej katedrze św. Piotra.


Obeszliśmy wzgórze dookoła, zeszliśmy na dół, skąd rozciąga się widok na Kapitol od zachodniej strony. Dalej podążaliśmy wzdłuż parku i Independence Aveniue w kierunku obeliska, odwracając się co chwilę, rzucając okiem na oddalającą się budowlę i jej zmieniające się oblicze.


 

 
Mieliśmy do pokonania spory kawałek, ale nie nudziło się nam,gdyż weszliśmy w Aleję Muzeów. Minęliśmy United States Holocaust Memorial Museum, Smithsonian Castle, Freer Gallery of Art, National Museum of Afican Art, Hirshorn Museum, National Air and Space Museum, National Museum of American Indian, National Gallery of Art i wiele innych. Wszystkie przyciągały wzrok ciekawą architekturą. Jeszcze bardziej z pewnością zachwycałyby zbiorami, jednak na to potrzebowalibyśmy kolejnych 3 tygodni...

Na zdjęciu National Archives:

 

 

Przez cała drogę nie straciliśmy obeliska z oczu ani na chwilę - i całe szczęście, bo na mapie nie mogliśmy polegać...
Washington Monument liczy 169 m wysokości i jest najwyższą budowlą metropolii. Na wysokości 153 m znajduje się platforma widokowa, my jednak byliśmy w Washingtonie po południu, kiedy platforma była już zamknięta.



Minęliśmy więc obelisk, podziwiając go jedynie z zewnątrz i idąc brzegiem jeziorka, doszliśmy do Jefferson Memorial - budowli przypominającej rzymski Panteon. W środku znajduje się olbrzymi, ponad 6-metrowy pomnik Jeffersona.


 


Na zachodnim brzegu Tidal Basin znajduje się pomnik Franklina Delano Roosevelta, choć nie jestem pewna, czy pomnik to odpowiednie określenie. Jest to cały kompleks położony wśród drzew, z licznymi kaskadami, pośród których wyrastają kamienne ściany z cytatami sławnego prezydenta. Jest też część poświęcona jego żonie, Eleanor.




Zupełnie przypadkiem natknęliśmy się na olbrzymich rozmiarów pomnik M.L. Kinga. Nie był on zaznaczony na mapie, a warto, przechodząc, podejść bliżej.


Kierując się w stronę Białego Domu minęliśmy National World War II Memorial, skąd mieliśmy też widok na Lincoln Memoral.


 

The White House prezentował się równie dostojnie jak w amerykańskich filmach. Ze wszystkich stron otoczony płotem, oblężony przez turystów. Na dachu co chwilę pojawiał się ochroniarz. Nie można było podejść bliżej niestety, ale solidny zoom w kamerze umożliwił nam głębokie spojrzenie w oczy strażnikowi, a nawet dokładne oględziny żyrandola zawieszonego w jadalni :)
O ile w przypadku widoku na tylną fasadę budynku możemy mówić o majestacie i dostojeństwie, o terenie wokół Białego Domu powiedzieć tego nie można. Otaczający apartament Obamy park usłany jest minami, zbliżając się do płotu trzeba bacznie spoglądać pod nogi, aby nie wdepnąć przypadkiem w kupę licznie występujących tam gęsi... ;)


Kupy nieco nadszarpują nieskazitelny wizerunek miasta, podobnie jak na każdym kroku protestujący obywatele. Może i nie ma pikiet czy burd, jednak takie obrazki napotykaliśmy często. 

 

Z Washingtonu wyjeżdżaliśmy po zmroku. Mieliśmy okazję zobaczyć wieczorne oblicze miasta, zupełnie inne niż to, które widzieliśmy za dnia. Szczególnie pięknie prezentował się podświetlony Kapitol.


Spacer po centrum miasta zajął nam całe popołudnie. W Washingtonie spędziliśmy około 5 godzin, co wystarczyło nam w zupełności, żeby przyjrzeć się najważniejszym zabytkom, poznać architekturę miasta, zasmakować jego atmosfery. Po 21. szczęśliwi z powodu udanego dnia i braku mandatu, który groził nam za dawno już nieważny bilet parkingowy, wyruszyliśmy dalej, za kierunek obierając New York...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz