środa, 2 marca 2016

Spacer po Atenach cz.II

Kawa, ciastko, trzy oddechy i pora iść dalej. Mamy jeszcze w planach Agorę Grecką, a to rozległy teren. Musimy się uwijać, gdyż o 15.00 zamykają. Sklepiki Plaki kuszą kolorami, gadżetami, zapachami. Przed oczami mienią się wszystkie kolory tęczy. Rozmaita ceramika, breloki, sukienki, kolorowe drewniane zabawki, biżuteria. Do tego nęci zapach świeżo parzonej kawy. Trudno iść przed siebie, ale to dopiero pierwszy dzień, zdążymy jeszcze kupić kubek, który przywozimy z każdej podróży. Dla córki też na pewno jeszcze uda się coś znaleźć. Mijamy więc rzędy kramów niewzruszenie, przechodzimy obok Agory Rzymskiej i Biblioteki Hadriana, które odwiedziliśmy o poranku i przekraczamy bramy Agory Ateńskiej.


Czym Agora Ateńska jest dzisiaj? Z dawnej świetności nie pozostało wiele. Całość przypomina raczej rozległy park. Zwiedzając, podążamy szutrowymi ścieżkami pośród drzew i ruin. Cóż się jednak dziwić. Agora Ateńska powstała na przełomie VII-VI w. p.n.e. Przetrwała do III w. n.e., kiedy została zniszczona przez Herulów - tych samych, którzy odpowiadają za zniszczenie Biblioteki Hadriana. Na miejscu antycznych ruin stopniowo powstawały budynki mieszkalne, nikt nie myślał o poszanowaniu starożytnej kultury. Zagospodarowywanie terenu trwało aż do XX w. Dopiero w ubiegłym stuleciu usunięto budynki mieszkalne, odkryto teren i wyeksponowano pozostałości po antycznych Atenach.

Pierwszym budynkiem, który od razu rzuca się w oczy (nie dlatego, że jest budowlą antyczną a ponieważ jest budowlą w ogóle - niewiele ich na terenie Agory) jest Kościół Świętych Apostołów.


Budowla pochodzi z X w. i dla miłośników architektury jest wyjątkowym egzemplarzem stylu bizantyjsko-ateńskiego. Zbudowana na planie krzyża z kopułą opartą na ośmiobocznym bębnie stała się przykładem dla wielu kościołów w miastach południowej Grecji.

 

Podążamy ścieżką w górę w kierunku Hefajstejonu - świątyni poświęconej Atenie i Hefajstosowi. Już patrząc z oddali, mieliśmy wrażenie, że budowla jest w niesamowicie dobrym stanie. Pierwsza myśl - świetna rekonstrukcja!

 

Przewodnik szybko wyprowadza nas z błędu. Hefajstejon to budowla całkowicie oryginalna.  Wzniesiona w V w. p.n.e., w całości z marmuru, zawsze pozostawała w cieniu Akropolu.


Dziś za to budzi podziw i uszanowanie - nie ma tak dobrze zachowanej budowli z czasów starożytnych nie tylko w Atenach ale i w całej Grecji kontynentalnej.


Jak to się stało, że Hefajstejon zachował się w tak dobrym stanie do dziś? Otóż budowla od zawsze pełniła funkcje sakralne. Najpierw była świątynią pogańską, później kościołem św. Jerzego. W XIX w. król Otton Bawarski nakazał przywrócić jej pierwotny wygląd i w takim kształcie podziwiamy ją do dziś.

Na terenie Agory znajduje się jeszcze Stoa Attalosa II - rekonstrukcja budowli wzniesionej w II w. Budowla ma kształt hali kolumnowej o wymiarach 116 m długości i 20 m szerokości. Dziś znajduje się tu Muzeum Agory, do którego niestety nie udało nam się dotrzeć. Spod Hefajstejonu przeganiano nas już gwizdkami (naprawdę! obsługa zaczęła przeraźliwie gwizdać na znak, że czas na zwiedzanie minął). Zdążyliśmy dosłownie zbiec ścieżką do wyjścia. Na szczęście wcześniej pozwoliliśmy sobie na krótki odpoczynek w najbardziej urokliwym miejscu na całym terenie wykopalisk. Z jednej strony widok na monumentalny Hefajstejon, a z drugiej wyłaniający się z zieleni Akropol - symbol nie tylko Aten ale i całej greckiej historii i kultury.



Skoro zabrnęliśmy w te okolice Aten, zdecydowaliśmy się zajrzeć na antyczny cmentarz Keramikos. Wiedzieliśmy, że nie wejdziemy na jego teren, ale po dotarciu na miejsce okazało się, że wystarczy nam to, co zobaczyliśmy zza stalowego płotu. Na cmentarzu znajdują się antyczne pomniki - niektóre zrekonstruowane z dostępnych materiałów. W grobach znaleziono wiele dzieł sztuki, które przeniesiono do muzeum.

Następnie przeszliśmy wzdłuż Technopolis (muzeum technologiczne) i dotarliśmy do stacji metra, skąd pojechaliśmy do stacji Syntagma, aby obejrzeć słynną wystawę archeologiczną. Zaciekawił mnie bardzo przekrój gleby, uwieczniony na ścianie.

 

Widać tam warstwy ziemi, pozostałości fundamentów, resztki antycznej drogi, są też groby.

 

Oprócz tego stoją gablotki ze znaleziskami.

 

Prace budowlane w mieście o starożytnej historii, takim jak Ateny czy Rzym, muszą być niesamowicie fascynujące i kłopotliwe, bo każde uderzenie łopatą dostarcza nowych znalezisk, odkryć i pytań bez odpowiedzi...

Słońce osuwało się po niebie coraz niżej, coraz bliżej było horyzontu. Dzień był intensywny, emocje zaczęły opadać, a ich miejsce zaczęła wypełniać fizjologia. Głodni! Byliśmy niesamowicie głodni! A im głód większy, tym trudniej znaleźć satysfakcjonujący lokal. W końcu się udało. Musaka i kebab - kiedy te dwa główne dania kuchni greckiej spoczęły przed nami, rzuciliśmy się na nie jak sępy. Skosztowaliśmy po połowie, zawsze tak robimy, żeby posmakować jak najwięcej tradycyjnych dań.



Było pysznie, choć sos na bazie masła i mąki w ogóle nie przypadł mi do gustu, a bakłażan nie należy do moich przysmaków. Za to mięso z kebaba, choć nieco twardawe, wspaniale pachniało aromatycznymi ziołami.

Uliczki Plaki wieczorem prezentowały się o wiele bardziej malowniczo niż w dzień, choć ludzi było tak samo dużo.


Tym razem mieliśmy czasu pod dostatkiem, więc mogliśmy oddać się zakupowemu szaleństwu, czego jednak tradycyjnie nie zrobiliśmy. Nie mam w sobie natury zakupoholiczki, na wyjazdach ograniczam się do symbolicznego kubeczka, ewentualnie breloka do kluczy czy pojedynczych kulinarnych specjałów.

Akropol spod Biblioteki Hadriana.


Pięknie prezentuje się plac Monastiraki o zmroku. Z jego centralnej części zachwyca widok na oświetlony Akropol. Za plecami mamy pyszną lodziarnię, po lewej stronie cerkiew Agia Pantanassa z XVII w. Całość niestety oblegana jest przez bezdomnych, co nie dodaje okolicy uroku, ale cóż, jesteśmy w metropolii, nie powinno to dziwić, takie realia...


Teraz należałoby napisać co nieco o życiu nocnym, o barach, klubach, dyskotekach... Nie tym razem. Ok. 21.00 powędrowaliśmy niespiesznie w górę ulicy Eolou. Deptakiem doszliśmy do samego Placu Omonia, skąd już tylko rzut beretem dzielił nas od hostelu. Po drodze zahaczyliśmy o ogromną cukiernię, czynną do późnych godzin nocnych. Nieee, nie skusiliśmy się na małe co nieco, mimo wielu pokus mamy swoje zasady, ale wybraliśmy śniadanie na jutro. Rzuciliśmy okiem na targ kwiatowy i udaliśmy się na nocleg, gdyż kolejny dzień zapowiadał się nie mniej emocjonująco i równie męcząco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz