I ostatnia garść wspomnień z naszych krótkich acz intensywnych wakacji na Rodos. Kilka uwag, przyjemności, ciekawostek. Za mało ich by je pogrupować i utworzyć osobne posty, za dużo by pominąć. Niech więc ta zbieranina różności będzie zakończeniem moich rodyjskich wspominek...
Te wakacje musiały należeć do udanych! Już od samego początku zapowiadało się wspaniale. A zaczęło się od tego, że w ostatniej chwili zmieniono nam hotel. Przyjęliśmy to nieco zawiedzeni, bo choć wiedzieliśmy, że przysługuje nam co najmniej ten sam standard, wiadomo jak to jest, kiedy się człowiek już nastawi. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że nie możemy narzekać. Hotel spełniał nasze oczekiwania, a nasz pokój nawet je przerastał!!!
Dostaliśmy pokój z własnym basenem!
O taaak, mogłabym zostać tam zdecydowanie dłużej niż tydzień...
Jako że październik to końcówka sezonu na Rodos, turystów było już niewielu. Dzięki temu ominęły nas tłumy w restauracji czy na basenie. Podobnie było na plaży. Nie trzeba było walczyć o leżaki. Czekały na nas, nawet jeśli przychodziliśmy około południa. Wieczorem plaża świeciła pustkami i zachęcała do romantycznych spacerów.
Na Rodos po raz pierwszy spotkałam się z kamykami o ciekawych naciekach. Różnokolorowe kamienie łączyła jedna cecha - białe kreseczki. Przywiozłam sobie ich kilka na pamiątkę.
Plaże Rodos są dość kamieniste. Przydaje się specjalne obuwie (my się obyliśmy bez niego, ale to wynik naszej kaszubskiej oszczędności. Sknerusy z nas i tyle). Turyści oblegają piaszczysty brzeg, my natomiast chętnie uciekaliśmy tam, gdzie ich nie było. Niedaleko naszej plaży znaleźliśmy kamienistą zatoczkę. Idealne miejsce na romantyczny spacer, kilka chwil tylko we dwoje, klimatyczne zdjęcia. Pięknie tam było!
Wyjazd na Rodos wspominam jako bardzo aktywny. W życiu nie uprawiałam takiej ilości sportu jak przez te kilka dni. I nigdy jeszcze nie wróciłam z wakacji all inclusive z wagą na minusie. Były i sporty wodne (parachuting), i gry zespołowe (siatkówka), rywalizacja w tenisie, dużo pływania. Bardzo podobała mi się taka forma odpoczynku.
Nie zwalnialiśmy tempa wieczorami. Animatorzy dbali, żeby codziennie działo się coś ciekawego. Nie zapomnę konkursu Miss hotelu, który, nie chwaląc się absolutnie, wygrałam :) A tu jedna z konkurencji w walce o najlepszą hotelową parę:
A na zakończenie...
Październik to u nas czas złotej jesieni, która jednak najczęściej przysłonięta jest deszczowymi chmurami, mgłą, pozbawionymi liści badylami smaganymi zimnym porywistym wiatrem. Tam, na Rodos, przyroda oddychała jeszcze pełną piersią ciepłym powietrzem. Nic więc dziwnego, że jej obfitość a przede wszystkim odmienność zwracały uwagę. Zupełnie nieświadomie moje oczy już pierwszego dnia powędrowały ku bananowcom, które akurat były w stanie... kwitnienia ;)
Pozostając w temacie, nie mogłam oprzeć się, żeby nie dorzucić wymownego okazu kaktusa ;)













Brak komentarzy:
Prześlij komentarz