sobota, 19 grudnia 2020

Tajlandia z 4-latkiem i 6-latką - jak to zorganizowaliśmy

Już od dawna chodziła nam po głowie myśl o Tajlandii, jednak wizja tak długiej i wymagającej podróży z maluchami skutecznie nas odstraszała. Tłumiliśmy więc apetyt na egzotykę, przekładając wyjazd o kolejny rok i kolejny, aż dzieci podrosną. 

I podrosły...

Czy 4-latek i 6-latka to dobre towarzystwo na Tajlandię? Czy to się da? I czy to może być przyjemne? 

Ano spójrzcie tylko! 


Jeszcze jakieś pytania?

Podróż do Tajlandii to nie jest wyjazd, który można zorganizować w 1 dzień. Tu się trzeba przyłożyć. To nie jest też kierunek na pierwszą wyprawę z dziećmi. Trzeba być zahartowanym. Kilkunastogodzinny lot, zmiana klimatyczna i czasowa, inna kultura, inny świat. Na takie rewolucje nie można się przygotować. Z resztą w podróży zawsze więcej jest niespodzianek niż możemy się spodziewać. I najważniejsze na co trzeba się nastawić, aby w trakcie nie zwariować, jest to, że nie wszystko można przewidzieć, nie wszystko idzie zgodnie z planem, a plany są po to, żeby je zmieniać!

 

Nasz wyjazd do Tajlandii zaczął się w styczniu 2020. Bilety kupiliśmy pół roku wcześniej. Były w niesamowitej cenie. Za całą rodzinę zapłaciliśmy 6 tyś. zł. To się raczej nie zdarza, żeby dostać się z Berlina do Bangkoku za 1500 zł/os. Lecieliśmy liniami Scoot. 

 

To singapurskie niskobudżetowe linie lotnicze. Oznaczało to brak wygód w samolocie, wąskie i ciasne siedzenia, dodatkowe opłaty za wyżywienie i 18-dniową podroż na bagażu podręcznym. Do tego dochodziła przesiadka na lotnisku w Singapurze  i kilkugodzinne czekanie. Nie będę udawać, że było łatwo, bo nie było, ale daliśmy radę! Wspólnymi siłami i z zastosowaniem wypracowanych już strategii. 


Bilet to początek długiej drogi. Największy wydatek, ale paradoksalnie najprostsze zadanie. Klik i gotowe. Decyzja podjęta i początek długiej drogi przygotowań.

Ubezpieczenie - zdrowotne i od rezygnacji. Dla nas obie te kwestie są obowiązkowe. Podróżując z dziećmi, nigdy nie wiesz, jakiej pomocy na miejscu możesz potrzebować oraz czy w ogóle uda ci się wylecieć. Kilka razy ubiegaliśmy się już o zwrot kosztów w przypadku rezygnacji. Dziecię się rozchorowało, wyjazd trzeba było odwołać. Strat moralnych nikt nie wyrówna, ale przynajmniej nie pozbyliśmy się ani złotówki (prócz kosztów ubezpieczenia oczywiście). 

Plan. Bo plan musi być. Taka podróż nie zdarza się często. Niełatwo będzie ją powtórzyć. Aby później nie żałować, lepiej się solidnie merytorycznie przygotować! :)

W planie uwzględniam więc rozpiskę na każdy dzień, miejsca do zobaczenia, noclegi, atrakcje. W podróży wielokrotnie go modyfikuję, dodaję, odejmuję, ale bardzo cenię sobie tę stabilność jaką daje mi plan. 

Przygotowania do wyjazdu.

Ciuchy. Trzeba je sprawdzić wcześniej, bo może się okazać, że dzieciaki przez zimę wyrosły z letnich ubrań, a w styczniu o spodenki, t-shirty i sandały wcale nie tak łatwo. Nasze ciuchy ograniczamy do minimum, ale dla dzieci trzeba wziąć więcej - a to się pobrudzą, obleją, posikają. Musi być długi rękaw, długie spodnie. Jednak więcej nie znaczy bardzo dużo! W podróży też można zrobić pranie! Wystarczy że rano zaniesiesz brudne rzeczy do pralni, a wieczorem je odbierzesz. Czyste, suche, wyprasowane. Wskazówka? Lepiej nie robić tego w hotelu - ceny na mieście spadają kilkukrotnie!

A wiecie jaką atrakcją dla dzieci jest pranie na wakacjach? 

Leki. Dobrze poszukać kompaktowych rozwiązań. Przy nieco starszych dzieciach można znaleźć wiele leków dostępnych w tabletkach, a nie w syropach, co jest lżejsze i zajmuje mniej miejsca. Nieodłącznym i największym elementem naszej apteczki jest inhalator. Na niego zawsze musimy znaleźć miejsce. 

Można pomyśleć, po co leki, przecież wszędzie są apteki, jednak ja cenię sobie poczucie bezpieczeństwa, które daje mi apteczka. Wiem, jakie leki mam przy sobie, jak je dawkować, wiem, że działają. Poza tym nie chciałabym w środku nocy szukać paracetamolu, a zdarzało się już, że właśnie w nocy był potrzebny. Podobnie jak Dicortinef (ucho), Nebudd (kaszel) czy Furagina (drogi moczowe).

Kosmetyki. Bierzemy tylko podstawy. Przelewamy do małych pojemniczków, by mieć na początek. Później dokupujemy. Moje kobiece potrzeby kurczą się do minimum. Krem do twarzy i pasta do zębów to maksimum luksusu, jaki mieści się w naszym bagażu.

Zabawki. Przydają się na czas podróży: na lotnisku podczas przesiadek, w samolocie, na  łodzi, w hotelu. Muszą być wielofunkcyjne, niewielkie, wytrzymałe, angażujące i niedrogie, bo często się gubią. Na każdą kolejną podróż robię dzieciom nowe pakiety, bo ciekawość angażuje dzieci najdłużej. Dawkuję je stopniowo, bo nadmiar wrażeń nikomu nie służy. Zakupy robię w tanich sklepach, bo jakość tu nie zawsze popłaca. Szkoda zgubić lego za 150 zł, ale utrata klocków za 9.99 zł nie budzi już takich emocji (u rodziców, bo dzieciom jest obojętnie). Pod względem gadżetów króluje u nas Pepco. Można znaleźć tam kompaktowe cuda, które zajmują nasze dzieci na długie chwile. 


 

 

 

Spędzone w podróży długie godziny to super okazja do edukacji! Rozwiązujemy z dziećmi zadania, ćwiczymy czytanie i pisanie, uczymy się geografii z mapą świata czy tłumaczymy zjawiska przyrodnicze. Poniżej lekcja o strefach czasowych, bo dzieciom trzeba było jakoś wytłumaczyć, że kiedy u nas w domu jest jeszcze noc, to w Tajlandii  jest południe :)

 

W podróży najtrudniejszy do przetrwania jest czas w drodze. Kiedy się już siedzi w samolocie, świadomość pokonywania kolejnych kilometrów i bycia coraz bliżej celu pozwala jakoś przebrnąć przez niedogodności. Jednak kilkugodzinny pobyt na lotnisku ciągnie się w nieskończoność. Czasem lotniska oferują strefę dla dzieci. Błogosławieństwo.

  

Jednak bywa,  że nie ma kompletnie nic dla dzieci, ledwie jest gdzie usiąść. Wtedy w ruch idą gadżety przygotowane na podróż, przez co ich zasoby niebezpiecznie się kurczą.

 I czym ja ich zaskoczę w samolocie? Obawiam się czasem...

I tu z pomocą przychodzą wypracowane w domu umiejętności. Wszak życie nie składa się z samych podróży. Relacje budujemy na co dzień i to właśnie w zwyczajne codzienne popołudnia dzieci uczą się, jak spędzać czas, jak zagospodarować nudę. Zamiast odpalać kolejną bajkę, nauczcie dzieci grać w karty! Karty zajmują minimum miejsca i dają maksimum możliwości. U nas karty sprawdzają się w każdej awaryjnej sytuacji. Gdy dopada nas nuda, wyciągamy karty. Gramy? To pytanie zawsze wzbudza dziki entuzjazm!

 [Wojna na lotnisku]

 [Wojna podczas przesiadki autobusowej]

Oprócz kart w podróży sprawdzają się też gry. Plansza i pionki nie zajmują wiele miejsca. A nauczone takiej rozrywki dzieci znajdują ją sobie w różnych miejscach i dają staruszkom odrobinę spokoju.

 [Ko Phi Phi]

Oczywiście kiedy pojawia się większy kryzys, kiedy rodzic nie ma siły, a dziecko ochoty na samodzielną zabawę, można uciec się do ostateczności. Wszystko jest dla ludzi, a technologia jest po to, aby ułatwiać nam życie. Ale niech to będzie ostateczność. Tylko wtedy takie rozwiązanie będzie skuteczne!

 Podróż z dziećmi jest męcząca, ba, jest nawet wykańczająca. Aby to przeżyć, trzeba się nastawić, że lekko nie będzie. Trzeba uzbroić się w narzędzia, które pomogą przetrwać. Dobrze jest zrobić listę zabaw, w które można z dziećmi pograć (gry słowne, historyjki, zagadki). Gdy dzieci śpią w samolocie, dobrze jest się zdrzemnąć. A co zrobić, gdy nie śpią???

 

 W rezultacie po przybyciu na miejsce, będziemy zapewne obrazem nędzy i rozpaczy...

  

Ale nawet największe trudy podróży przestają się liczyć, gdy wita nas taki widok...



Nasz bagaż jest ciężki i wypchany po brzegi, ale w rzeczywistości jest ograniczony do minimum. Bierzemy wszystko, co konieczne, staramy się nie kupować zbyt wiele na miejscu, bo to też generuje dodatkowe koszty. Rezygnujemy ze swoich potrzeb, o ile to możliwe, na rzecz dzieci i w rezultacie od lat podróżujemy na bagażach podręcznych, co daje nam swobodę przemieszczania się i oszczędności. Od kilku wyjazdów towarzyszy nam plecak z Decathlonu, który bardzo sobie chwalimy. Dzieciom też się podoba :)


 Często podróżujemy zimą. Wyskakujemy w ciepłe miejsce, naładować baterie. W takiej podróży dodatkowy bagaż jest ogromnym obciążeniem, więc staramy się go pozbywać. Co zrobić z kurtkami, które są nam niezbędne na lotniku, ale będą zupełnie niepotrzebne przez całą podróż? Nie zabieramy ich. Ubieramy się na cebulkę, nakładamy jedną bluzę na drugą, bo te mogą się przydać, a potem pakujemy je do plecaka, gdy robi się ciepło. 

 Czy urlop z dziećmi może być wypoczynkiem? 

A to zależy jak kto rozumie termin 'wypoczynek' 😅

 

 [Ja na urlopie wypoczęta na maxxxa] 😂


[Wypoczęte dziecko i wypoczywający tata] 🙈

W podróży są chwile lepsze i gorsze. Najtrudniejsze jest zmęczenie, bo to ono jest przyczyną nerwowości, znudzenia. Dzieci marudzą ze zmęczenia, kapryszą, są złośliwe. Dorośli ze zmęczenia nie mają cierpliwości. Tak jest i to jest normalne. Tego nie przeskoczysz. To trzeba zaakceptować. Można to zminimalizować, ale nie uda się tego całkowicie wykluczyć. 

Jest jednak kilka kwestii, o które da się zadbać, które da się przewidzieć i których można uniknąć.

W podróży zawsze trzeba mieć coś do jedzenia dla dzieci. I nie mówię tu o słodkościach czy słonych przekąskach, bo tak karmiąc dzieci w podróży, daleko nie zajedziemy. Skończy się pawiem albo rozstrojem żołądka. Tu chodzi o głód i pragnienie oraz ich zaspokajanie. Musi być bułka, jabłko, marchewka - to zależy od diety w domu. I woda. Dziecko nie pije wody? Spragnione wypije. 

Jedzenie w podróży może być kwestią problemową. Trudno przekonać 4-latka, że ma zjeść pad thai. Nasz 4-latek się nie przekonał. Bywało, że jadł sam ryż. Zdarzało się, że zamawialiśmy porcję specjalnie dla niego, a on nie tknął widelca... W takim układzie przyda się plastikowy pojemnik. Można spakować na później, jak się już książę namyśli. Albo zgłodnieje.

Bywają też takie chwile, że kilkulatek nas kulinarnie zaskoczy! Zachwyci się menu w innym języku zapisanym obcym alfabetem. Chwyci pałeczki i będzie chciał jeść tylko nimi. Albo z zapałem i smakiem pochłonie lokalne danie. Podróż z kilkulatkiem (a co dopiero z dwoma) to ciągłe pasmo zdziwień i niespodzianek.

 

 

 

 

Zawartość plecaka.

W plecaku jest kilka przedmiotów obowiązkowych, których się z niego nie wyjmuje, chyba że są potrzebne. Tylko wtedy trzeba pamiętać, aby je uzupełnić.

Po pierwsze, odkażacz i plastry. Bez tego ani rusz. W Tajlandii tuż po przylocie do Bangkoku, kiedy czekaliśmy na przesiadkę do SkyTrain Kajtek się przewrócił i rozwalił głowę. Potem otarł oba kolana. Pół opakowania plastrów poszło od ręki. Na szczęście wszystko mieliśmy przy sobie.

Po drugie, ciuchy na zmianę. Portki i koszulka. Dzieci się brudzą, zmoczą, obrzygają. Ciuchy na zmianę to całkowity must. Kto ich zapomni, oddaje swoją koszulkę dziecięciu, a sam popiernicza w przewiązanej na cyckach chustce... 🙊


Po trzecie, chusteczki nawilżające. Nadają się do wszystkiego: wytrzeć twarz, ręce, pupę, deskę sedesową w toalecie na dworcu. Wyczyścisz nimi sól z siedzenia w samochodzie, obrzygany fotelik. Chusteczki są niezawodne!

Po czwarte, jeśli masz synka, pusta butelka. Może być też pełna - jeśli będzie potrzebna, po prostu wypijesz zawartość. Po co? Zdarzało ci się już usłyszeć w najmniej spodziewanym i dogodnym momencie 'siku'? Ano na pewno. Co zrobić, gdy samolot właśnie ląduje. Albo jesteś w autobusie i nie ma możliwości postoju. Chłopiec to ma zawsze łatwiej. Wystarczy butelka. Nam już nie raz ratowała życie... No, może nie życie, ale suche spodnie na pewno!

Czy Tajlandia jest dla dzieci?

I to jak!

Ta zupełnie obca kultura i religia fascynuje nie tylko dorosłych ale i dzieci! Wszystko jet nowe, inne, ciekawe. Przyciąga wzrok. Złote posągi, kolorowe świątynie, ludzie o innej urodzie. Uśmiechający się. Weseli. Bogate zdobienia, orientalne zapachy. Odmienna przyroda. Gorący klimat. 

Dzieci są wrażliwe na odmienność świata. Powiem, że nawet bardziej niż dorośli. Egzotykę postrzegają jednak inaczej niż my. Pozwólmy im przeżywać na swój sposób. Uczmy ich o kraju, który odwiedzają, a wtedy one na pewno nauczą też czegoś nas. 

Zwolnijmy. Nie zobaczymy tyle, ile dalibyśmy radę, będąc we dwoje, ale za to nie raz uda się nam dostrzec coś, co bez spojrzenia okiem dziecka zapewne by nam umknęło...

 

Dla dziecka frajdą jest to, co my uznajemy za konieczność. Dziecko z podróży pociągiem zrobi atrakcję.  Jeśli na co dzień nie podróżujecie autobusem, taka przejażdżka w podróży już zrobi na nich wrażenie. Nasze dzieci odbyły więcej podróży samolotowych niż autobusowych! To zabawne 😅


 

No i wreszcie, taka nasza osobista uwaga... Ciągniesz kilkulatki przez pół świata, więc zrób też coś typowo dla nich. Coś im się w końcu należy. To nie one zamarzyły o Tajlandii. I to nie musi być od razu lunapark! My staramy się zabierać je co jakiś czas na jakiś fajny plac zabaw. Im to wystarczy, a my możemy odpocząć, pogadać. To przecież nic nie kosztuje...


I na zakończenie... (pierwszego wpisu, bo to przecież dopiero początek tej fascynującej opowieści)...

Wrzuć na luz, nie pędź (chyba że właśnie ucieka ci samolot), nie stresuj się (chyba że właśnie skradziono ci paszporty). Czego zapomniałaś, możesz kupić. Co się nie udało, pomoże ci zdobyć doświadczenie na później. A zamiast popaść w szaleństwo eksplorowania, pozwól sobie zanurzyć się w błogiej ciszy. Cisza w Tajlandii brzmi inaczej niż u nas...

A przeglądając Instagrama, nie daj się nabrać na te wymuskane obrazki radosnej i beztroskiej rodzinki. 

Bo za każdą sweet focią, pełną błogiej harmonii, stoi taka oto rzeczywistość...


 

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. 😀
      Dzięki za feedback

      Usuń
    2. Super sprawa taka podróż. Wrażenia niezapomniane tym bardziej, że miejsce wyjątkowe. Do takiej wyprawy trzeba się przygotować, wiadomo. Trzeba też wziąć pod uwagę wykupienie odpowiedniego odpowiedniego ubezpieczenia na podróż. Dzięki http://kochamubezpieczam.pl/ można zrobić to samemu i to w fotelu przy komputerze, ipadzie czy tablecie bez wychodzenia z domu. Przy każdym rodzaju ubezpieczenia jest wiele przydatnych informacji. Wygoda, jeśli w ciągu kilku minut można bez problemu wykupić sobie ubezpieczenie.

      Usuń