wtorek, 5 czerwca 2012

Turcja lipiec 2011 - jeep safari

Na ogół nie mam problemów z pisaniem... tym razem jednak zastanawiałam się kilka dni, od czego zacząć... Jaką wybrać kolejność. Chronologicznie? Alfabetycznie? Zdecydowałam, że zacznę od tego, co wywarło na mnie największe wrażenie, pozostawiło najsilniejsze wspomnienia. Jest to oczywiście JEEP SAFARI! Nie mogło być inaczej...


Zaczęło się spokojnie. Mknęliśmy jeepem ulicami Alanii, towarzyszył nam przyjemny wietrzyk, dzięki któremu upał nie był aż tak bardzo uciążliwy. Jednak po chwili utwardzona droga stała się polną, za nami pojawiły się tumany kurzu, a naszym oczom ukazały się wysokie szczyty Gór Taurus.



Spoglądaliśmy co chwilę za siebie. Morze oddalało się, a my mknęliśmy coraz wyżej. Droga stawała się coraz bardziej kręta, a samochód zdawał się przyspieszać zamiast zwalniać...
Po kilkunastu minutach odbył się pierwszy postój - tak zwany photo break. Towarzyszyło mu wielkie lanie wody, które zgotowaliśmy sobie nawzajem. Przyjemnie ochłodzeni i przemoknięci do suchej nitki kontynuowaliśmy wyprawę.




Podczas wariackiej przejażdżki towarzyszyły nam skrajne emocje. Wszyscy czuliśmy to samo. Z jednej strony był to ogromny lęk i zdenerwowanie. Kierowca nie zdejmował nogi z gazu, a my zwyczajnie baliśmy się o nasze życie... Co nam strzeliło do głowy, żeby oddawać je w ręce jakiegoś szalonego Turka? Zaczęliśmy zastanawiać się nad stanem technicznym pojazdu, który budził wiele wątpliwości... Strach przybierał na sile, gdy trasa wiodła po grzbiecie góry tuż nad przepaścią. Wielokrotnie przed oczami miałam naszego jeepa turlającego się po zboczu... Jednak ani mowy nie było, aby przerwać tę wyprawę! W życiu! Nie pamiętam, czy miałam kiedykolwiek podobny ubaw! Krajobrazy przyprawiały o zawrót głowy, a towarzyszące im emocje można było wyrazić jedynie jednym niecenzuralnym słowem, które zrozumiały nawet towarzyszące nam Słowaczki :) Krzyczeliśmy więc ze strachu i z radości zarazem, śmialiśmy się nerwowo i z zachwytu na przemian. Dla wzmocnienia wrażeń, bo po pewnym czasie okazało się, że zaczyna nam ich brakować, wstawaliśmy, tańczyliśmy, śpiewaliśmy.

I tu mogę jedynie wspomnieć słowa Asi: "tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć". Żadne słowa ani zdjęcia nie oddadzą tego, co czuliśmy...

 

Jeep safari to nie tylko jazda samochodem po górach. To także zwiedzanie, poznawanie tureckiej kultury, kosztowanie tradycyjnych dań.
Pierwszym punktem był najstarszy w Alanii meczet (XIIIw). Aby do niego wejść, kobiety muszą się przygotować...


Kolejny punkt to restauracja turecka. Tu można było zjeść tradycyjny turecki placek, jednak my poprzestaliśmy na soku z pomarańczy, który okazał się naszym przysmakiem podczas całego wyjazdu.


 Nie odpuściłyśmy sobie też przywdziania tradycyjnych strojów.


 Chłopcy dali się namówić jedynie na czapki.


I ostatnia atrakcja dnia - zjazd do kanionu i obiad w restauracji przy rzece. Po obiedzie wszyscy ruszyliśmy do basenu utworzonego na rzece. Skusiła nas woda - nienaturalnie jak na Turcję zimna. Było to nietypowe doznanie, gdyż woda w Morzu Śródziemnym jest cieplutka jak w wannie. W rzece natomiast temperatura zbliżona była do Bałtyku.


 Filmik z basenu:

 

Największą uciechą okazała się zjeżdżalnia. Największa, jaką do tej pory widziałam... Skusiłam się na nią jedynie raz, gdyż po drodze zgubiłam połowę garderoby. Chłopcy nie odpuścili. Na filmie widać i wysokość zjeżdżalni i prędkość zjazdu. Była ona tak duża, że po "wylądowaniu" sunęło się jeszcze kilka metrów po wodzie. Odlot! :)


Jak można krótko opisać jeep safari? Jednym słowem się nie da, ale w kilku brzmiałoby to tak: szaleństwo, adrenalina, prędkość i niesamowita zabawa. Nie można być w Alanii i nie zaliczyć tej przygody...

Dla zainteresowanych ważna wskazówka - nie korzystajcie z ofert rezydentów. Są okropnie drogie! A niczym nie przebijają miejscowych. My udaliśmy się do biura U Leny (można też znaleźć je na facebooku) pierwszego dnia, gdzie wykupiliśmy atrakcje na cały tydzień. Zaoszczędziliśmy na tym sporo pieniędzy, a na realizację wycieczek i standard nie narzekamy.

1 komentarz: