sobota, 12 marca 2016

Grecja - Delfy, Arachova

 

4 dni to zdecydowanie za dużo, żebyśmy usiedzieli w jednym miejscu. Z kolei to też za mało, aby odwiedzić wszystko, co warte zobaczenia w okolicy. Patrząc na mapę Grecji, oczy wędrują ku Peloponezowi. Półwysep wyróżnia się geografią i określany jest najpiękniejszą częścią kraju. Z kolei w Grecji centralnej znaleźć można takie perełki jak Delfy, Termopile, Monastyr Ossios Loukas, Teby. Otaczająca stolicę Atttyka również obfituje w atrakcje: urokliwy przylądek Sounion, pamiętny Maraton, antyczny Brauron, liczne porty. Jak więc zagospodarować 2 dni, które nam pozostały? Co więcej, jak je zaplanować, by zaspokoić apetyt na Grecję, ale jednocześnie nie zmęczyć się bieganiną, nie być ciągle w trasie? Nieskromnie powiem, że jak zwykle poradziliśmy sobie z tym zadaniem ;). Na nasze chęci i możliwości zrobiliśmy wszystko, na czym nam zależało i plan uznajemy za wyczerpujący i zrealizowany, choć z pierwotnego zamysłu zaliczyliśmy tylko część zaznaczonych na mapie punktów.

 

Pierwszy wyjazdowy dzień zaczął się nieco później, niż planowaliśmy. Zaczęliśmy od słodkiego śniadanka - bez pośpiechu i stresu, po grecku miało być, nie po polsku :) Potem wynajęcie samochodu. Grecy nie zaczynają pracy skoro świt. Nie ma co zbyt wcześnie zrywać się z łóżka. W końcu ok. godz. 10.00 byliśmy już w drodze do Delf. Do pokonania mieliśmy ok. 200 km. Połowa drogi autostradą, połowa drogami lokalnymi. Jechało się sprawnie, prędkość niezła, drogi dobre. Wyjazd z Aten nieco nas przyhamował, ale na trasie kilometry upływały w niezłym tempie. Widoki podczas podróży dość monotonne. Krajobraz górzysty. Wzgórza porośnięte zaroślami, mało lasów, dużo kamieni. Moją uwagę przykuły pola bawełny. Tego jeszcze nie widziałam. Kiedyś lokalni mieszkańcy żyli z uprawy bawełny, dziś jednak interes podupadł.
Na miejsce dotarliśmy wczesnym popołudniem.

 

Ogromne oczekiwania miałam co do tego miejsca. Tyle się na historii o Delfach słyszało. Miejsce to od zawsze kojarzyło mi się z mistycyzmem. Fascynowała mnie jego tajemnica. Zachwycała historia. Pierwsze słowa na temat Delf przeczytane w przewodniku tylko podsyciły mój apetyt: " Antyczne Delfy, w starożytności uważane za pępek świata, należą do najpiękniejszych i najbardziej poruszających wyobraźnię wykopalisk archeologicznych Grecji". Z moją bujną wyobraźnią powinnam głęboko przeżyć tę wizytę, pomyślałam. I...? Nie powiem, żebym się pomyliła, ale znów przyznam, że nie do końca ujrzałam to, czego się spodziewałam...

 

Zwiedzanie zaczęliśmy od góry - z tego względu, że górne partie zamykali wcześniej. Doszliśmy do stadionu i stamtąd powoli schodziliśmy, odkrywając kolejno tajemnice tego miejsca.

Delfy to kompleks budynków sakralnych - Sanktuarium Apollina wraz z wyrocznią, ołtarzami, świątyniami oraz skarbce, teatr i stadion. Cały obszar określano mianem Świętego Okręgu. Nie bez przyczyny uznawano to miejsce za centrum świata - położone w otoczeniu gór, umiejscowione u podnóża pionowych skał, wysoko nad morzem, sprawiało wrażenie, jakby wisiało w połowie drogi między światem ludzkim a boskim. Rzeczywiście starożytne Delfy robią wrażenie, nie tylko ze względu na archeologiczną wartość, ale przede wszystkim za sprawą położenia, widoków, jakie rozpościerają się z miejsca wykopalisk na okolicę jak i z daleka na obszar Świętego Okręgu.


Skąd pomysł na wyrocznię w tym miejscu? Jak to się stało, że ten schowany pośród gór skrawek ziemi stał się decydującym o losach Grecji narzędziem? Skąd jego świętość? Otóż na terenie świątyni Apollina znajdowała się niegdyś rozpadlina skalna, z której wydobywały się trujące opary. Kto się ich nawdychał, wpadał w odmienny stan świadomości, czyli, mówiąc krótko, został odurzony, bredził, miał halucynacje. Jakkolwiek banalnie to dziś brzmi, w starożytności do wyroczni delfickiej po radę zwracali się władcy nie tylko Grecji ale i Persji czy Egiptu, ufając w trafność przepowiedni Pytii. Pytią była młoda dziewczyna z okolicznej wioski. Jej funkcja, uznawana za jakże wielkie wyróżnienie, namaszczenie, błogosławieństwo, w rzeczywistości oznaczała szybką śmierć. Będąca jedynie narzędziem w rękach kapłanów wieszczka, poddawana nieustannie działaniom szkodliwych gazów, umierała prędko, a na jej miejscu stawała kolejna okoliczna wieśniaczka. Jaką rolę pełnili kapłani? Przepowiednie Pytii dla przybywających po radę były jedynie niezrozumiałym bełkotem, plątaniną słów. I tu wkraczali do dzieła kapłani. Wierzono, że potrafią rozszyfrować bełkot "natchnionej" Pytii. Ich zadaniem więc było przełożenie pielgrzymowi proroctwa na zrozumiały dla nich język. Kapłani delficcy należeli do najlepiej poinformowanych osób w całej Helladzie - ich działania miały wielki wpływ na polityczne decyzje władców. Ze swojej działalności czerpali też ogromne korzyści majątkowe, gdyż każdy przychodzący po pomoc uiszczał opłatę oraz składał ofiarę na ołtarzu Apollina.

 

Ostatni okres świetności starożytne Delfy przeżyły w II w. n.e. Później funkcjonowały już raczej jako ciekawostka - do wyroczni kierowano się w sprawach rodzinnych, rozterkach sercowych. W IV w. n.e. nastąpił jej kres, później nawiedziła ją fala kataklizmów. Na ruinach wyrosło miasteczko, jednak starożytne sanktuarium nigdy nie znikło z powierzchni ziemi. Wykopaliska archeologiczne prowadzone są od początku XIX w.

Na szczycie położony jest stadion. Przylega on do sosnowego lasu. Niewielu turystów dociera tak daleko, więc tym bardziej warto się tam wspiąć. Miejsce jest spowite ciszą, której towarzyszy zapach świeżej żywicy. Delficki stadion należy do najlepiej zachowanych w Grecji. Widownia mieściła 7 tyś. widzów, którzy siedzieli na kamiennych ławkach. W pierwszym rzędzie na kamiennych tronach zasiadali honorowi goście. Ponad stadionem świecą się w słońcu resztki antycznego muru okalającego niegdyś sanktuarium oraz pionowe ściany Parnasu. Przy odrobinie szczęścia można ujrzeć kołujące nad szczytami orły.


Powoli schodzimy antyczną drogą, mijamy liczne ruiny, pozostałości po dawnych budowlach. Trudno wyobrazić sobie, jak to miejsce wyglądało przed wiekami. Odbudować oczami wyobraźni świątynie i skarbce to za mało. Należy dodać jeszcze tysiące rzeźb i posągów ze złota, srebra i brązu.

 

Przed nami teatr z IV w. p.n.e. Mieścił 5 tyś. widzów. Jest całkiem dobrze zachowany. Wspaniale prezentuje się z góry, równie imponujące sprawia wrażenie, kiedy staje się na jego scenie. Nietrudno stracić tu poczucie czasu i zatopić się w wyobrażeniach o odbywających się tu niegdyś konkursach poetyckich i muzycznych.

 

Mało tego, jak wrócić na ziemię, kiedy widoki po drugiej stronie są nie mniej urzekające. Z widowni rozpościera się wspaniała panorama okolicy. Naprawdę można poczuć się jak w połowie drogi między niebem a ziemią.


Można by tak płynąć na fali wyobrażeń bez końca, gdyby nie zegarek na dłoni, sygnalizujący, że czas goni, a zamykają przecież już o 15.00! Zbieramy się więc do dalszej drogi. Przed nami najważniejsze miejsce w Świętym Okręgu - Świątynia Apollina


I tu mogę przyznać, że spotkało mnie rozczarowanie, bo centralna budowla Delf jest w najbardziej opłakanym stanie. Tworzy ją podest i kilka kolumn, z których też już niewiele zostało. Owszem, wielkość robi wrażenie, ale jakże to musiało wyglądać w okresie sprzed licznych trzęsień ziemi, które to tę budowlę doprowadziły do takiej ruiny. Przed wejściem stał kiedyś wielki ołtarz Apollina, na którym składano ofiary. W głębi stał złoty posąg boga, a dalej tajemnicza rozpadlina z siedzącą na trójnogu Pytią. Co ciekawe, nigdy nie odkryto nawet śladu po owej rozpadlinie skalnej, ale cóż się dziwić, skorupa ziemska jest w ciągłym ruchu, zmiany leżą w jej naturze.

Święta droga wije się, schodzimy, mijając liczne skarbce. Najlepiej prezentuje się ten należący do Ateńczyków, wzniesiony w V w. p. n. e. na pamiątkę zwycięstwa pod Maratonem. Budynek jest zrekonstruowany na podstawie odnalezionych inskrypcji. 

 

Poniżej stoi granitowy stożkowy kamień, omfalos, czyli pępek świata. Podobno należy go dotknąć, aby przyniósł szczęście. 

Wychodzimy. Żegnają nas pozostałości po rzymskiej agorze i widok na Maramrię, czyli sanktuarium Ateny Pronaja. To tam teraz zmierzamy.


Po drodze mamy minąć źródło Kastalskie, więc decydujemy się zostawić samochód i przejść się, a dystans całkiem spory. "W połowie drogi między Świętym Okręgiem a Marmarią z pionowego urwiska wytryska święte źródło Kastalii" - przeczytałam w przewodniku. Po dotarciu na miejsce okazało się, że wody brak a szczątki archaicznej fontanny to dosłownie szczątki... No nic, za daleko, by się cofać. Idziemy w skwarze i słońcu. Właściwie, przypominając sobie pogodę w Polsce w dniu wyjazdu, jest bardzo przyjemnie :).


Pośrodku sanktuarium poświęconym Atenie, a wcześniej jakiejś nieznanej bogini, wznosi się tolos - okrągła budowla sakralna otoczona kolumnami. Z antycznego oryginału ocalała trójstopniowa podstawa oraz trzy zrekonstruowane kolumny. Pierwotnie na zewnątrz stało 20 kolumn doryckich, nad którymi biegł bogato zdobiony fryz. 

 

Za tolosem znajdują się pozostałości kolejnej świątyni Ateny, a poza sanktuarium w dole są ruiny gimnazjonu.

Delfy to nie tylko teren archeologiczny ale i muzeum, które zawiera artefakty znalezione na miejscu wykopalisk. Do najcenniejszych eksponatów należą posągi, fragmenty dekoracji rzeźbiarskich m.in. ze świątyni Apollina, okrągły ołtarz ze świątyni Ateny, trójnóg Pytii oraz posąg woźnicy delfickiego. My konsekwentnie ominęliśmy muzeum, w zamian za to zatrzymaliśmy się w małym urokliwym miasteczku, które mijaliśmy po drodze i tam wybraliśmy się na spacer i zaliczyliśmy obiad.


Arachova - miasteczko określane zimową stolicą Grecji. To miejsce w sezonie narciarskim tętni życiem. Mnóstwo hoteli, stoki i wyciągi narciarskie. W listopadzie ulice i lokale świeciły pustkami. Spacerując, mijaliśmy nielicznych leniwie spędzających popołudnie tubylców. Trudno było znaleźć czynny lokal, aby zjeść obiad.


 

 

 

I bardzo nam to pasowało, bo pięknym widokom towarzyszyła kojąca cisza. Żadnego zgiełku, hałasu, tłoku, tylko widoki na okoliczne góry Parnas. Piękne miejsce. Idealne na przystanek. Na odpoczynek od gwarnych ulic Plaki, zatłoczonej Omonii czy zdeptanego Akropolu. Na chwilę zadumy, na reset, na romantyczny spacer we dwoje. 

A w lokalu z takim widokiem nawet sałatka grecka smakuje niczym wykwintne danie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz