poniedziałek, 14 marca 2016

Peloponez

Peloponez określa się mianem kolebki greckiej kultury. Półwysep jest przesiąknięty mitami. Pełen żywych tradycji obfituje w historyczne pałace, zamki, kościoły, wykopaliska. Nie trzeba się zagłębiać, wystarczy spojrzeć na mapkę zamieszczoną w przewodniku, żeby przed oczami zaroiło się od wykopalisk. Z pewnością każdy kojarzy takie nazwy jak: Olimpia, Mykeny, Korynt, Sparta, a to jedynie namiastka tego, co oferuje.

 

Półwysep jest sporych rozmiarów: ok 200 km długości i 160 km szerokości daje powierzchnię 21,4 tyś. km2. To za dużo, żeby w ciągu jednego dnia poznać jego walory. Trzeba by dać sobie co najmniej 3 doby, nocować na trasie. Nie mieliśmy tyle czasu. Początkowo plan był ambitny. Chciałam zobaczyć Kanał Koryncki wraz ze starożytnym miastem Korynt, intrygował mnie teatr w Epidauros - najpiękniejszy i najlepiej zachowany starożytny teatr Grecji, miałam ogromną chęć na Mykeny ze słynnym grobem Agamemnona, kusił też położony na trasie Nafplion ze Starym Miastem i twierdzami. Dużo jak na jeden dzień, zdawałam sobie z tego sprawę, ale trudno było zrezygnować z czegokolwiek. Sytuacja wyjaśniła się sama. Strajk ogólnopaństwowy skutecznie pokrzyżował nam plany. Okazało się, że tego dnia wszystkie wykopaliska będą nieczynne, więc na próżno jechać do Myken czy Epidauros. Ale kanał... Dosłownie. Koryncki :)


Historia Kanału Korynckiego sięga VII w. p.n.e. Już wtedy pojawiły się wizje jego powstania. Ówczesny władca nakazał przekopać przesmyk, aby usprawnić żeglugę między Morzem Egejskim a Jońskim. Niestety możliwości techniczne jakimi dysponowano okazały się niewystarczające. Plan zakończył się fiaskiem, zamiast kanału powstała brukowana rampa, po której przeciągano na rolkach mniejsze statki. System ten funkcjonował do XIII w. Do przedsięwzięcia powrócili Francuzi w XIX w. Kanał Koryncki w obecnym kształcie otwarto w 1893 r. 
Przesmyk ma 6,5 km długości, szerokość od 24 m (nad lustrem wody) do 70 m (odległość górnych brzegów) oraz 7,5 m głębokości. Wysokość ścian sięga 90 m. Rocznie przepływa przez niego ok. 12 tyś. statków. Największe wrażenie wywiera, kiedy patrzy się na niego z góry - z mostu na jednej z bocznych dróg. Jeszcze lepiej musi się prezentować podczas gdy przepływa przezeń statek ciągnięty przez holownik. Podobno taki widok przynosi szczęście. Nam się niestety nie udało tego zobaczyć.  Za to mieliśmy okazję przejechać przez drewniany most usytuowany u wejścia do kanału. Konstrukcja ta, kiedy przez kanał przepływa okręt, chowa się całkowicie pod taflę wody. 

Kanał Koryncki jest dużą atrakcją turystyczną Peloponezu. Towarzyszy mu parking, liczne sklepiki z pamiątkami, kawiarnie. Jego widok widnieje na folderach i w katalogach, a z Aten odbywają się wycieczki fakultatywne, podczas których jest jedną z głównych atrakcji. 

Skoro już dotarliśmy tak daleko, postanowiliśmy zajrzeć do starożytnego miasta Korynt, mimo że zdawaliśmy sobie sprawę, że obejrzymy je jedynie zza płotu. Na szczęście wykopaliska znajdują się na otwartym terenie i okrążając je, można wiele zobaczyć. 

 

Potęga Koryntu przypadała na okres VIII - V w. p.n.e. Miasto kontrolowało szlaki z Grecji na Peloponez, stąd jego potęga. Korynt słynał z pięknej ceramiki, którą kupowano w całym basenie Morza Śródziemnego. 

 

Prace archeologiczne prowadzą tu Amerykanie od 1896 r.


Patrząc z daleka w oczy rzucają się ruiny licznych świątyń: Hery, cesarzowej Oktawii, Apollina, Asklepiosa. Wśród porozrzucanych niczym klocki głazów można odnaleźć ruiny fontann, greckiej Agory, Drogi Lechajskiej (marmurowy trakt który łączył miasto z portem), bramy, łaźni. 


Najlepiej zachowała się świątynia Apollina, która góruje nad całym terenem archeologicznym. Jest to najstarsza budowla Koryntu. Do naszych czasów dotrwało 7 z 32 kolumn. 


Spacer dookoła terenu archeologicznego zajął nam ok. 40 min. Podążaliśmy z widokami na antyczny Korynt po prawej stronie i wśród lokalnych współczesnych zabudowań po lewej. Towarzyszył nam zapach pomarańczy unoszący się z okolicznych sadów. Jeden z nich wydawał się opuszczony, więc skusiliśmy się na kilka soczystych owoców.


Mmmmm, nigdy wcześniej nie jadłam pomarańczy prosto z drzewa. Były pyszne. Po skosztowaniu jednej, spakowaliśmy do plecaka więcej :)

Ostatni rzut oka na wykopaliska:



Mimo że tak niewiele zostało, tak niewiele, co tworzyłoby całość, ruiny pięknie komponowały się z soczystą zielenią i błękitem nieba. Przyjemnie było popatrzeć choć z daleka. Poza terenem wykopalisk znajdują się pozostałości rzymskiego odeonu, antycznego teatru oraz nikłe ruiny gimnazjonu. 

 

Będąc w okolicy starożytnego Koryntu nie da się nie zauważyć fortecy górującej nad całym terenem. To Akrokorynt - wzgórze wysokie na 575 m n.p.m, które od czasów prehistorycznych wykorzystywano jako naturalna twierdzę. 

 

Pierwszą budowlę postawili tu Grecy, później rozbudowali ją Rzymianie, następnie Bizantyjczycy, Frankowie, Wenecjanie i Turcy. Wszyscy wzmacniali jej mury i udoskonalali ją. Na samym wierzchołku skalistego wzgórza wznosiła się świątynia Afrodyty, z której do dziś przetrwały jedynie słabo widoczne ruiny. 


Na wzgórze można dojechać samochodem. Droga jest kręta ale bezpieczna. Po drodze pasą się owce, doglądane przez pasterzy. Ich beczenie roznosi się po okolicy. Podobnie jak zapach tymianku, którym porośnięte jest wzgórze. Z wierzchołka rozciąga się widok na współczesny Korynt, morze oraz położoną u stóp wzgórza dolinę. Idealne miejsce na odpoczynek, piknik, relaks. Cisza, spokój i wspaniałe widoki w tle. Może i mieliśmy pecha, że zamknęli nam wszystkie obiekty archeologiczne, ale w przeciwnym razie nie moglibyśmy liczyć na tak błogi nastrój, ciszę i spokój. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz