Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słowenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słowenia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 września 2015

Wzdłuż Adriatyku - dzień 8 - Piran i Predjamski Grad

Słowenia to piękny kraj, szczycący się przede wszystkim pięknymi górami i ukrytymi pośród nich jaskiniami oraz urokliwymi maleńkimi jeziorkami. Niestety linia brzegowa jest tu bardzo uboga - Słowenia ma zaledwie 44,4 km dostępu do morza. Wybrzeże jest dość gęsto zabudowane, a plaż jak na lekarstwo. Ponadto nie są to plaże naszych polskich bałtyckich wyobrażeń, a głównie kamieniste bądź betonowe.

W celu zażywania słońca i kąpieli wodnych, nie wybrałabym się do Słowenii, ale są też inne opcje,  a tych słowackie nabrzeżne miasteczka oferują mnóstwo. Najciekawszy wydał mi się Piran i to tu skierowaliśmy się po wyjeździe z Puli. 100 km pokonaliśmy w niewiele ponad godzinę. Już z oddali kilkunastu kilometrów krajobraz przybierał coraz bardziej włoską szatę. Na pagórkowatym terenie wyrastały setki strzelających ku niebu cyprysów. Architektura również przypominała tę włoską. Bardzo nas to ucieszyło, bo włoskie klimaty należą do naszych ulubionych.

Zaparkowaliśmy na wjeździe do Starówki, gdyż centrum jest częściowo zamknięte dla ruchu kołowego. Trasę pokonaliśmy pieszo i był to bardzo dobry wybór. Stare Miasto Piranu jest bardzo urokliwe, warto powłóczyć się jego wąskimi kamiennymi uliczkami. Przy tym nie trudno się zagubić, ale toż to nie wyścig, dajmy sobie czas. Główne trakty trzeba odwiedzić, ale nie mniej malownicze są te rzadziej uczęszczane, gdzie szerokość ulicy jest mniejsza niż rozpiętość naszych ramion, a przez okna umieszczone mniej-więcej na wysokości oczu można zajrzeć do domostw mieszkańców.


 

Zwiedzanie Piranu zaczęliśmy od kościoła św. Jerzego. Budowla góruje nad miastem, położona jest na klifie, z którego rozpościera się widok na okolicę. Zbudowana w stylu włoskim kampanila jest udostępniona do zwiedzania. W tle przy dobrej pogodzie można dostrzec kontury Włoch. Trasa od kościoła w kierunku centrum prowadzi wzdłuż promenady. Tu napotykamy wielu turystów wylegujących się na rozgrzanym od słońca betonie. I może ktoś w końcu wyjaśni mi tę zagadkę, bo zrozumieć nie mogę, jak można czerpać przyjemność z leżenia plackiem na betonie??? Ja, miłośniczka złotego drobnego piaseczku na plażach Bałtyku, poprzestałam na spacerze po Piranie.




Wreszcie dotarliśmy do mariny, a ta promenadą poprowadziła nas wgłąb morza. Stąd roztaczały się bardzo przyjemne widoki, a morska bryza dawała ukojenie w upalny dzień.





Wreszcie zdecydowaliśmy się zanurzyć w słynną Starówkę Piranu porównywaną tak bardzo do weneckiej. Już odpoczywając na murku w porcie zauważyliśmy cechy architektury weneckiej w okolicznych budynkach, jednak prawdziwe podobieństwo obnażyło się po wejściu na plac Tartiniego. 

W centrum stoi pomnik samego Tartiniego, włoskiego muzyka urodzonego w Piranie, od którego nazwę wziął plac. Po lewej widać gmach ratusza. Nad zabudową góruje wcześniej wspomniany kościół św. Jerzego z ponad 40-metrową dzwonnicą, a w rogu stoi najbardziej charakterystyczna i najbliższa weneckiej architekturze kamienica. Ponadto posadzka na placu wyłożona jest lśniącym, białym kamieniem.


Przy placu działa mnóstwo kawiarni, knajpek i restauracji, jednak my zdecydowaliśmy zjeść przy promenadzie ciesząc oczy widokiem na przejrzystą wodę Adriatyku i oddychając rześkim powietrzem, jakie niosła bryza. I to był bardzo dobry wybór!

Ostatniego dnia naszej podróży zjedliśmy po włosku, jako że włoski klimat czuliśmy tu bardzo mocno.

 

 

Po posiłku musieliśmy pożegnać się z Piranem, jednak ku naszej uciesze, nie wypuścił nas tak łatwo. Musieliśmy się nieco nagłowić, jak wybrnąć z labiryntu uliczek i trafić w to samo miejsce, z którego przyszliśmy. Przypadkowo trafiliśmy na Privomajski Trg, niegdyś najważniejsze miejsce w mieście, które dziś straciło na znaczeniu na rzecz Placu Tartiniego.

 

Podsumowując, Starówka Piranu jest niewielka, ale bardzo urokliwa. Powierzchnię trudno określić, gdyż Stare Miasto rysuje się w kształt trójkąta. Długość wynosi ok. kilometra, a szerokość w najszerszym miejscu to nie więcej jak 600 m. Jednak jeśli ktoś liczy na półgodzinny spacer, może się przeliczyć. W labiryncie uliczek łatwo się zagubić. Nie ma co polegać na mapie. Nie nastawiałabym się na plażowanie, ale jak najbardziej można liczyć na ucztę dla zmysłów - piękne widoki dla oczu, szum fal Adriatyku dla uszu i przepyszna kuchnia dla podniebienia :) 

W drodze powrotnej mijaliśmy Pedjamski Grad. Musieliśmy zjechać kilka kilometrów z autostrady. Jak zwykle stwierdziliśmy, czemu nie, kolejny punkt na mapie, jaki uda się nam odwiedzić.


Zamek Predjama pojawia się w każdym katalogu promującym Słowenię. Jest tak popularny ze względu na swoje położenie - zamek został wbudowany w wysoką na 123 m skalną ścianę. Sprawia wrażenie, jakby w niej wisiał. Jego specyficzne umiejscowienie dało mu pozycję w Księdze Rekordów Guinnessa jako największy zamek powstały w jaskini.


Zamek został wybudowany w XII w. System naturalnych jaskiń i podziemnych korytarzy został użyty jako część integralna budowli i pozwalał chroniącej się tu w czasach wojen ludności na potajemne wychodzenie na zewnątrz w celu uzupełnienia zapasów żywności.


Predjamski Grad zamieszkiwał Erazm Lugger - słoweński Robin Hood, rozbójnik, który zdobyte łupy przekazywał biednym, dzięki czemu cieszył się szacunkiem miejscowej ludności. W 1438 r. na zamek napadły wojska austriackie i oblegały go przez rok. Prawdopodobnie nie doszłoby do jego zdobycia gdyby nie zdrada jednego ze służących. Białą flagą dawał on znać, w które miejsce Austriacy powinni atakować. Armatnia kula trafiła wprost w okno toalety, gdzie znajdował się Erazm. Rozbójnik zginął na miejscu.

Dziś zamek wraz z jaskinią krasową znajdującą się pod nim są udostępnione do zwiedzania.

I tu kończy się nasza wyprawa. Piękna i dziewicza, bo pierwsza we dwoje odkąd mała istotka o poważnym imieniu Łucja wywróciła nasz świat do góry nogami. Spędziliśmy w drodze 8 dni, w tym 3-krotnie spaliśmy w samochodzie. Pokonaliśmy 5000 km. Wydaliśmy... Nie... O tym się nie mówi. Bo czymże są pieniądze w obliczu takich widoków, przeżyć, doznań... Ludzie, którzy podróżują, są szczęśliwsi, mówią badania amerykańskich psychologów. Ja nie potrzebuję żadnych badań, wiem to już od dawna! Podróżować to żyć! A życie to nic innego jak wielka podróż...

Do następnego! 
:)

środa, 2 września 2015

Wzdłuż Adriatyku - dzień 1 - Bled i Bohinj


 

Bled. Miasteczko w słoweńskich Alpach. I jezioro o tej samej nazwie ukryte pośród wysokich gór. Piękne miejsce. Nawet w deszczu. A może licha pogoda była jednak plusem? Turystów jak na lekarstwo.
Ale zacznijmy od początku...

 

Miejscowość Bled liczy niewiele ponad 5 tyś. mieszkańców, a prawie drugie tyle przyjmuje w sezonie turystów. Samo miasteczko nie proponuje nie wiadomo jakiej ilości atrakcji. Skupiają się one raczej w jednym miejscu. Jest zamek - najstarszy w Słowenii, z XI w. Stoi na wysokiej, wznoszącej się 130 m n.p.m. skale. Znajdzie się jakiś kościół. Trochę deptaka wzdłuż jeziora. Parę restauracji, kawiarni i knajpek.

 

I jezioro. A po środku niego urokliwa mała zielona wysepka porośnięta drzewami z małym ukrytym pośród nich kościółkiem. I to właśnie ta maleńka wysepka przywodzi do Bledu rzesze turystów.

 

Na wysepkę można popłynąć "tramwajem". Łodzie - Pletny zabierają po 12 pasażerów, a koszt to 12E za osobę.

 

Istnieje też darmowy sposób dotarcia na wyspę - można wpław :) Dzięki gejzerom wód termalnych w dnie jeziora ma ono najdłuższy sezon kąpielowy wśród alpejskich jezior... My jednak skorzystaliśmy z trzeciej opcji - wynajęliśmy łódź na własną rękę. Zapłaciliśmy za godzinę 10E, a frajdy było co niemiara. A do tego mój mąż po raz kolejny stał się moim bohaterem! :)

 



Kiedy dotarliśmy na wyspę (a trwało to około 20 min), odpoczęliśmy chwilę, co w szczególności należało się mojemu dzielnemu wioślarzowi i wyruszyliśmy na spacer dookoła. Nie wchodziliśmy do kościółka, obejrzeliśmy go z zewnątrz i jedynie z wejścia zajrzeliśmy do środka.

 

Legenda, poparta z resztą znaleziskami, mówi, że zanim na wyspie powstał kościół, stała tam pogańska świątynia bogini Zivy, zniszczona w czasie walk z chrześcijanami. Pierwotny kościół zbudowany w stylu romańskim i przebudowany w gotyckim został zniszczony podczas trzęsienia ziemi w XVI w. Obecny barokowy kościół stanął na wyspie wiele lat później. Ciekawostką dla turystów jest XVI - wieczny dzwon życzeń, w który można uderzać. Stąd słychać częste bicie dzwonu, które po okolicy roznosi spokojna tafla jeziora Bled.

 

Będąc w Bled koniecznie trzeba skosztować kremówki, którą w lokalnym menu znajdzie się pod hasłem 'kremne rezine'. Bledzka kremówka jest w zasadzie podobna do tych wadowickich, paieskich, nie mniej jednak tradycji musi stać się za dość i degustację należy zaliczyć. Francuskie ciasto przełożone gęstym waniliowym kremem jest straszliwie słodkie, więc radzę zamówić jedną porcję dla dwojga. Gwarantuję, że dwie osoby spokojnie się nasycą.


Wieczorem, po długim spacerze po miasteczku Bled i wokół jeziora, skoncentrowaliśmy resztki sił i udaliśmy się na przejażdżkę do pobliskiego jeziora Bohinj. Zupełnie innego niż Bled, bo o ile w Bled znaleźliśmy odrobinę turystycznego zgiełku i harmidru, nad Bohinj panowała totalna pustka i cisza.


 

       

 
 kościół św. Jana Chrzciciela

Jezioro Bohinj jest największe i najgłębsze w Słowenii. Trasa wokół jeziora liczy 10 km, na co już nie było nas stać mimo najszczerszych chęci. Pospacerowaliśmy trochę wzdłuż brzegu, przycupnęliśmy na kilka minut na mostku, oddychając rześkim górskim powietrzem i wszechobecną ciszą. Uwieczniliśmy kilka widoków na zdjęciach i udaliśmy się w drogę powrotną, żeby odpocząć po wyczerpującej podróży i wspaniałym intensywnym dniu.


wtorek, 1 września 2015

Wzdłuż Adriatyku - dzień 1 - WĄWÓZ VINTGAR

Pojechaliśmy. I cało i zdrowo wróciliśmy do domu. Pojechaliśmy, choć wyjazd stał na włosku do samego końca. Pakowałam walizkę, choć nie byłam przekonana, czy uda się wyruszyć. Czy dam radę zostawić Córcię w ramionach Babci na całe 8 dni. Ach, dni jak dni, ale te długich 7 nocy... Przecież do tej pory każdą zaczynałam buziakiem w małe ciepłe czółko i kończyłam dotykiem małej delikatnej rączki na mojej twarzy... Do tego uporczywy kaszel i katar Lusieńki. Zostawić chore dziecko? Te wszystkie wątpliwości nie opuszczały mnie do samego końca, aż do momentu kiedy Babcia wygoniła nas z domu, zamknęła za nami drzwi i kazała jechać ostrożnie i bawić się dobrze. A więc pojechaliśmy, przypominając trzy razy o MMSach na dzień dobry i dobranoc.

15 czerwca w godzinach popołudniowych wyjechaliśmy z Lipnicy, kierując się najpierw na Berlin, potem na Monachium, następnie przecięliśmy Austrię. Gdzieś na trasie ucięliśmy sobie 3-godzinną drzemkę, by w godzinach przedpołudniowych dotrzeć do wąwozu Vintgar w Słowenii - pierwszego punktu na naszej mapie, który na plan naniesiony został tuż przed wyjazdem zupełnie spontanicznie.

 

Wąwóz Vintgar to część Tringlavskiego Parku Narodowego. Znajduje się kilka kilometrów od miejscowości Bled. Trasa o długości ok. 1,5 km wiedzie wzdłuż rzeki Radovna, która swoim silnym nurtem wydrążyła skały sięgające nawet 300 m wysokości.

 

Na trasie kilkukrotnie przecinamy rzekę, stąpając po wąskich drewnianych mostkach. Wiele z nich zawieszonych jest na skalnych półkach.

 

Po drodze mijamy liczne uskoki, kaskady i wodospady. Aby wrócić do parkingu, pokonujemy tę samą drogę.

 



Zdecydowanie warto zahaczyć o to miejsce, będąc w okolicy. Mimo że jest dość tłoczno (a byliśmy przed sezonem), bywa, że ruch odbywa się 1-kirunkowo, widoki są wspaniałe i wynagradzają wszelkie niedogodności. Nam zdecydowanie wynagrodziły paskudną pogodę. Siąpił deszcz, było chłodno i ponuro. Jedyne czego żałuję to kiepskiej jakości zdjęcia - światło nie sprzyjało, ale reszta była na 5+ :)



piątek, 12 czerwca 2015

Słowenia, Chorwacja, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina - PLAN SZCZEGÓŁOWY

Po wysłuchaniu kilku rad, przeczytaniu paru lektur i kilku dniach namysłu, uznałam, że jednak trzeba by co nieco zmodyfikować. Przede wszystkim postanowiłam dodać Trogir oraz skrócić wyjazd o 2 dni. Jak te pomysły zamienić w czyn, nie mam jeszcze pojęcia :)

Trasa przebiegać będzie następująco:

Bled/Bohinj - 323 km -  PN Jezior Plitwickich - 152 km - Zadar - 130 - Trogir - 30 km - Split - 228 km - Dubrownik (lub Split - 88 km - Makarska - 241 km - Dubrownik) - 50 km - Herceg Novi - 44 km - Kotor - 116 km - Monastir Ostrog - 180 km - Mostar - 650km - Pula - 100 km - Piran - 75 km - Predjamski Grad

15.06 poniedziałek
Wyjazd w godzinach popołudniowych. Do przejechania 1321 km. Google maps liczy nam 14 godzin. Jeśli wyjedziemy ok 18. powinniśmy być na miejscu rano.

16.06 wtorek
Dzień 1
Bled - interesuje tu nas wysepka na jeziorze z  kościołem Marii Wspomożycielki, na którą można popłynąć łodzią (ok.12 E/os). Ponadto w Bledzie znajduje się zamek umiejscowiony na 100-metrowej skale. W Bled podobno obowiązkowo należy zjeść kremówkę, więc i to planujemy uczynić. O ile warunki będą sprzyjać, poplażujemy też odrobinę, w końcu po tylu godzinach jazdy przyda nam się relaks.
Bohinj - w godzinach popołudniowych przejedziemy trasą pośród gór liczącą ok. 30 km do jeziora Bohinj. Jeśli będzie na to czas i siły, chciałabym obejść jeziorko dookoła. Naszym szybkim krokiem nie powinno to trwać dłużej niż 2 h. Wieczorem trochę odpoczynku i nocleg.

17.06 środa
Dzień 2
Musimy wyjechać rano, żeby o sensownej porze dotrzeć do PN Jezior Plitwickich. Do pokonania mamy ponad 300 km, potrwać to może do 4h, więc najpóźniej musimy się zebrać o 7.00.
Park Narodowy Jeziora Plitwickie określa się jako jedną z głównych atrakcji Chorwacji. Nie można tego miejsca ominąć. Co ciekawe, wbrew pozorom jeziora w parku zajmują zaledwie 1% jego powierzchni, reszta to wąwozy, pastwiska i łąki. Gdy wczytamy się w treść przewodnika "jezior jest łącznie 16, a łączą je 92 wodospady", wszelkie wątpliwości mijają i już jestem pewna, że bezwzględnie warto ten punkt umieścić na naszej mapie.
Spędzimy tu pewnie cały dzień, do zamknięcia ( a zamykają o 20.00).
Koszt - 110 kun od osoby ( ok. 60 zł) + parking 7 kun/h (3,50/h).

Ok. 20.00 wyjeżdżamy z Parku w kierunku Zadaru. Do pokonania 130 km - ok. 2h. Powinniśmy dojechać na 22.00 i załapać się na nocne zwiedzanie Starówki. Na nabrzeżu interesują nas najbardziej Organy wodne i pomnik Pozdrav suncu a na Starówce ruiny rzymskich świątyń, kościoły, mury obronne.

Tu zatrzymujemy się na nocleg. Choć sama zachodzę w głowę, czy jest sens rozpakowywać się w ogóle i układać do snu, kiedy wczesnym rankiem musimy wyruszyć już do Trogiru. Mamy do pokonania 130 km, czyli ok. 2h.
Jedno jest pewne, koniecznie musimy zaopatrzyć się w solidne zapasu Redbulla.

18.06. czwartek
Dzień 3
Ok. 10.00 powinniśmy być w Trogirze. Starówka miasta wpisana jest na listę Unesco. W przewodniku na temat Trogiru jest tyle ochów i achów, że nie wypada ominąć, przejeżdżając tuż obok. Oprócz spaceru po urokliwej średniowiecznej starówce rozważam wejście do Katedry św. Wawrzyńca - najważniejszego zabytku miasta. Koszt 25 kun ( ok. 14 zł).

Jako że w Trogirze nie ma plaż, na kąpiele słoneczne i wodne udamy się do Splitu. Dzieli nas tylko 30 km. O 14.00 mam nadzieję leżeć już na kocyku i wygrzewać się w chorwackim słońcu. W Splicie spędzimy noc, więc spacer po starówce zostawimy sobie na wieczór.

19.06 piątek
Dzień 4
I znów zrywamy się wczesnym rankiem, gdyż czeka nas 3-godzinna podróż do Dubrownika. Jeśli wyjedziemy nie później niż o 8.00, powinniśmy być ok. 11.00 na miejscu. Piszą, że Dubrownik jest najpiękniejszym miastem w Chorwacji i, jakby tego było mało, jednym z najwspanialszych na świecie. Na zwiedzanie Starówki trzeba więc przeznaczyć nieco więcej niż nasze standardowe 2 godzinki. Z listy atrakcji turystycznych wykreślamy muzea, ale zastanawiam się nad wejściem do synagogi oraz skarbca katedralnego... No i jest jeszcze wzgórze Srd, na które można wejść na piechotę (2-3h), wjechać kolejką (podróż w obie strony to ok.60 zł) lub, jak podpowiadają forumowicze, wjechać samochodem, zaparkować na dzikim parkingu i napawać się widokami do woli.

W Dubrowniku spędzamy noc.

Zaledwie przed sekundą zrodził się pewien plan B... Makarska nie daje mi spokoju. Wczoraj wykreśliłam ją z planu i chodzi teraz za mną, kusząc widokami z przewodnika. Jakby tak więc wyjechać ze Splitu ok. 7.00, o 9.00 być w Makarskiej, pospacerować po promenadzie i od 10.00 do 12.00 poleżeć na jednej z malowniczych plaż z widokiem na morze i góry jednocześnie? Po 12.00 ruszylibyśmy do Dubrownika, dojeżdżając na miejsce po 15.00. Godzina jeszcze młoda. Darowalibyśmy sobie ten skarbiec, synagoga też dla nas żaden priorytet. Hmmm. Myślę, że byłoby to do zrobienia :)

20.06. sobota
Dzień 5
Ok. 8.00 wyjeżdżamy do Herceg Novi, gdzie spacerujemy po Starówce ok. 2h. Następnie przejeżdżamy do Kotoru, gdzie relaksujemy się na jednej z urokliwych plaż Riwiery Kotorskiej. Widoki jakie serwuje wujek Google są tak oszałamiające, że warto poświęcić trochę czasu, aby się solidnie nimi nasycić. W przerwie chłoniemy niesamowite widoki zatoki i Starówki wpisanej na listę Unesco, a jeśli czas pozwoli, po południu znów wskakujemy do krystalicznie czystej wody Boki Kotorskiej. Noc spędzamy w małej miejscowości Dobrota oddalonej raptem o 2 km a o wiele tańszej.

21.06 niedziela
Dzień 6
Wyjeżdżamy wcześnie, najlepiej ok 6.00 do miejsca zwanego Monastir Ostrog w Czarnogórze. Jedziemy w góry, więc podróż może nam zająć ponad 3h mimo że do pokonania jedyne 122 km.  Monastir Ostrog to prawosławny klasztor umiejscowiony na prawie pionowej skale. Podobno dzieją się tu cuda, więc do miejsca masowo ciągną pielgrzymki. Miejsce to jest jednym z najczęściej odwiedzanych obiektów na całych Bałkanach.

Co robimy po wizycie w klasztorze?
Wsiadamy w samochód i pokonujmy trasę 800 km z powrotem w kierunku Słowenii. Możemy wybrać dłuższą o 30 km trasę i zahaczyć o Mostar, ale tu zdam się na intuicję.

22.06. poniedziałek
Dzień 7
Po 10-godzinnej podróży i w międzyczasie popełnionej drzemce dojeżdżamy do Puli - miasta gdzie Cesarstwo Rzymskie odcisnęło bardzo wyraźny ślad. I tu interesują nas szczególnie rzymskie pozostałości z amfiteatrem na przedzie (40 kun/ok. 20 zł).

Następnie przejeżdżamy do Piranu, gdzie zwiedzamy wenecką starówkę. Nie plażujemy, plaże nie nadają się zbytnio do tego. Skaliste, strome - zachęcają by co najwyżej pomoczyć nogi.

I co dalej? Najlepiej byłoby popędzić wieczorem do domu i we wtorek w godzinach przedpołudniowych tulić już (czy aby na pewno?) stęsknioną  córcię... Oznaczałoby to jednak drugą dobę bez kąpieli i porządnego noclegu. Kąpiel można zaliczyć na stacji benzynowej a sen? Nie w takich miejscach jak Golf IV już się spało ;)

czwartek, 4 czerwca 2015

Słowenia, Chorwacja, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina - PLAN

Ostatnio odezwał się do mnie Booking - "Kamila, mija rok odkąd dokonałaś u nas ostatniej rezerwacji". Boże, to już rok? Rzeczywiście. Rok temu o tej porze podziewaliśmy się na Słowacji. Z 8-miesięcznym brzuszkiem eksplorowałam jaskinie i wspięłam się na ostatni poziom zamku Orawskiego. Ostatni rok minął pod znakiem macierzyństwa. Nie żeby brakowało mi atrakcji, ale dziecię odchowane, sytuacja życiowa opanowana, więc wracają dawne pasje. I to wracają z taką siłą, że oprzeć się im nie można.

Nie planowaliśmy tego, nie przyszło nam to do głowy nawet, dopóki babcia nie zaproponowała rozwiązania, które choć przeraża to i zachwyca bardzo... Na samą myśl o kilkudniowej tułaczce po wschodnim wybrzeżu Adriatyku aż podskakuję cała do góry.  I choć decyzja na 100% nie została jeszcze podjęta, ramowy plan wyprawy powstał w ciągu dwóch dni :)

Co więc planujemy? 10 dni objazdówki po Słowenii, Chorwacji, Czarnogórze oraz Bośni i Hercegowinie. Trasa ambitna, kilometrów sporo, czasu niewiele, czyli po naszemu :)

Dziś tylko pobieżnie, szczegóły wkrótce.

dzień 1 - 1350 km - jezioro Bled - Słowenia
Wyjeżdżamy dzień wcześniej w godzinach popołudniowych, drzemka na trasie, dojeżdżamy rano. Zwiedzamy miejscowość Bled z jeziorem o tej samej nazwie, trochę plażingu, przejazd nad jezioro Bohinjsko - odpoczynek, nocleg (gdyż tu taniej).

jezioro Bled
 [https://www.youtube.com/watch?v=1YuDKPh7vQA]

 jezioro Bohinj

[http://kraji.eu/slovenija/bohinjsko_jezero/eng]


dzień 2 -  55 km Lublana
Wyjeżdżamy rano, ok. 9.00 jesteśmy w Lublanie. Przeznaczamy kilka godzin na spacer po uliczkach Lublany, posiłek.
W godzinach wieczornych przejazd do PN Jezior Plitwickich - 270 km. Jako że na zwiedzanie parku trzeba przeznaczyć cały dzień, żeby nie tracić czasu na dojazdy, śpimy w samochodzie gdzieś niedaleko.
Cenna uwaga* - parkingi na terenie parku płatne, więc z noclegiem trzeba rozbić się nieco dalej :)
* dzięki Dorotka :)


Lublana
[ http://www.globtroter.pl/zdjecia/16961,slowenia,brak,lublana,lubjana.html]

dzień 3 - PN Jezior Plitwickich


[http://szokblog.pl/Park-Narodowy-Jezior-Plitwickich/Blog/1345228621383]

Zwiedzamy park od rana. Wieczorem przejazd do Zadar 120 km. Tu interesują nas szczególnie morskie organy. Kwaterujemy się i zwiedzamy Zadar po zmroku.

[http://www.croatica.eu/?l=fre]

dzień 4 - Split 160 km
Rano przejeżdżamy do Splitu. Plażowanie przed południem, zwiedzanie miasta po południu.

[http://www.thebigsail.com/blog/the-route-in-detail-split-croatia/]

Przejazd do Dubrownika 230 km, nocleg.

dzień 5 -  Dubrownik
Zwiedzanie miasta, nocleg.

 
[http://www.umysl.pl/podroze/701.php]

dzień 6 -  Monastir Ostrog

[https://www.youtube.com/watch?v=VEuLBj3xz5c]

Przejazd 122 km, zwiedzanie i powrót do Kotoru 117 km - tu odpoczynek, łykanie widoków i nocleg w pobliskiej - tańszej miejscowości Dobrota.

[http://turystawadowice.pl/wycieczka/albania/]

dzień 7 - Herceg Novi - 45 km

 [http://www.montenegrotravelidea.me/photo-gallery/herceg-novi]

300km - przejazd do Makarska przez Mostar, nocleg.

 [http://wallpapers111.com/mostar-bridge-images/]

dzień 8 - Makarska odpoczynek

 
[http://apartments-pisak.com/pl/makarska/]

Przejazd do Puli - 570 km.

dzień 9 - Pula - zwiedzanie i odpoczynek, nocleg

[http://www.thousandwonders.net/Pula]

dzień 10 - Piran - przejazd 100 km

 
[http://zuways.pl/?p=object&id=236&m=84]

Zwiedzanie miasta, spacer po starówce, wejście na mury obronne - widok z góry, odpoczynek.

W drodze do domu:
- Jaskinie Szkocjańskie - 50 km

 [http://turystyka.wp.pl/query,jaskinie%20szkocja%C5%84skie,tag.html?ticaid=114fcc]

 - Predjamski Grad - 30 km

 [http://www.travelin.pl/atrakcja-turystyczna/predjamski-grad]

Powrót do domu - 1470 km (14 h)

Uf, jest co robić, ale nie po to jeździ się na urlop, żeby nic nie robić. W naszym wydaniu przynajmniej ;)