HARZ to masyw górski w środkowych Niemczech. Nie są to wysokie góry, nie zachwycają nietypową budową czy zjawiskowymi widokami, a mimo wszystko są bardzo oblegane przez turystów. Dlaczego?
Mimo, że góry Harzu nie należą do najwyższych, a ich najwyższy szczyt - Brocken, liczy zaledwie 1142 m wysokości, klimat jest tam bardzo surowy, porównywalny z klimatem na Śnieżce czy w Alpach na wysokości 2000 m. Rocznie odnotowuje się tu ok. 300 dni mglistych, a średnia temperatura to 2,6 C.
To właśnie pochmurny mglisty klimat sprawił, że na temat gór Harz, a szczególnie ich najwyższego szczytu Brocken, istnieje wieje legend. W przeszłości wierzono, że w noc Walpurgii (30 kwietnia) na szczyt zlatują się czarownice na sabat.
Górę najlepiej zdobyć szlakiem Goetheweg. Nazwa pochodzi od samego Goethe, który w 1777 roku pokonał tę drogę. Wyprawa ta wywarła tak wielkie wrażenie na pisarzu, że swoje wspomnienia zawarł w Fauście.
Wędrówkę zaczynamy w niewielkiej osadzie Torfhaus. Tu na parkingu zostawiamy samochód za kilka euro. Jest też informacja turystyczna, gdzie można zaopatrzyć się w mapkę. Trasa jest dobrze oznaczona, więc i bez mapki można wybrać się w drogę. Na przejście 8-kilometrowego szlaku trzeba zarezerwować ok. 3 godzin.
Brocken można zdobyć również wjeżdżając na niego kolejką, ale czy taką formę można nazwać zdobyciem? Podróż kolejką oszczędzi nam czasu i wysiłku, ale pozbawi nas wspaniałych widoków, przyjemnego uczucia zmęczenia, no i przede wszystkim ekscytującego momentu triumfu, kiedy ocierając pot z czoła można postawić nogę na samym szczycie...
My nie zastanawialiśmy się ani chwili, mimo, że pogoda nas nie rozpieszczała. Zaopatrzeni w podwójne bluzy, płaszcze przeciwdeszczowe oraz kanapki i oczywiście aparat wyruszyliśmy w drogę!
Najpierw trasa wiedzie przez rozległe torfowiska. Ścieżka jest utwardzona, a przez torfowiska prowadzą drewniane kładki. Początek nie jest męczący. Poruszamy się po płaskim terenie, a trasa oznaczona jest co chwilę znakiem czarownicy na miotle.
Wchodząc coraz wyżej, teren staje się coraz bardziej stromy, więc i męczący, ale wynagradzają to coraz wspanialsze widoki. Mimo, że góry Harz z dołu wyglądają niepozornie, wyżej widoki aż się proszą, żeby przysiąść i popatrzeć...
Jeśli się dobrze przypatrzymy, zobaczymy małe miasteczka przylegające do podnóży. Jedno z nic postanowiliśmy odwiedzić, ale o tym później...
Po około 3 godzinach stanęliśmy wreszcie na szczycie!
Sam szczyt nie zachwyca. Trudno mówić o jego urodzie... Dworzec kolejowy, muzeum, hotel, biało-czerwony maszt przekaźnikowy...
Jednak wchodząc na szczyt, nie o jego podziwianie przecież chodzi! Chodzi o widoki rozpościerające się ze szczytu, a te rzeczywiście są magiczne...
Wokół szczytu wiedzie 2,5-kilometrowa ścieżka, przy której można napotkać Teufelskanzel czy inaczej mówiąc Hexenaltar - ulubione miejsce schadzek diabłów i czarownic.
Po powrocie z gór w planie mieliśmy jeszcze miasteczko Quedlinburg. Jest wiele miasteczek przylegających do ponóża gór, jednak to wydawało nam się najbardziej urokliwe. Zachowało sie tam ponad 1300 zabytkowych domów, a większość z nich to malownicze budynki z muru pruskiego. Jeden z nich, najstarszy w kraju, sięga 1310 roku . Starówka wpisana jest na listę UNESCO.
Przechadzając się wąskimi wybrukowanymi uliczkami można poczuć się jak w bajce...
Historyczna architektura sprawia, że czas stoi tam w miejscu. Tak, jakbyśmy przekraczali magiczne wrota do przeszłości...
Ratusz porośnięty pnączami:
Najważniejszym miejscem miasteczka jest kompleks zamkowy znajdujący się na wzgórzu. Wchodzimy przez kamienną bramę, dróżka wiedzie stromo. Kompleks zamkowy składa się z kościoła, skarbca, zabudowań zamku-klasztoru.
Ponieważ zamek góruje nad miastem, z jego niewielkiego ogrodu rozpościera się widok na całe malownicze miasteczko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz