wtorek, 4 marca 2014

Włochy 2013 - Wenecja po raz trzeci

Ostatni dzień naszej wyprawy miał upłynąć pod znakiem słodkiego lenistwa. I tak się też zaczęło. Pogoda od rana dopisywała, więc zaraz po śniadanku polecieliśmy na niesamowicie szeroką piaszczystą plażę, rozłożyliśmy ręczniki i oddaliśmy się błogiemu nicnierobieniu w pełnym słońcu odbijającym się w spokojnej tafli Morza Adriatyckiego. Poleżeliśmy, pogawędziliśmy, pozbyliśmy się wspomnienia o lekkim bólu głowy i pieczenia w przełyku, które pozostawił wczorajszy wieczór. I... zaczęliśmy się zwyczajnie nudzić, bo ileż można leżeć? Wybiło południe, zebraliśmy gadżety, zapakowaliśmy się do samochodu i popędziliśmy na północ, docierając po 200 km do Wenecji.


I stało się. Znów zupełnie niespodziewanie i całkowicie niecelowo dokładnie po roku zawitaliśmy do miasta na wodzie. I mimo że wydaje się nam, jakbyśmy znali każdy jego skrawek na pamięć, towarzyszyło nam  podekscytowanie wcale nie mniejsze niż za pierwszym razem. Zaczęliśmy od przejażdżki vaporetto. W godzinach popołudniowych ruch na Canale Grande nieco spowalnia, jednak nie brakowało okazji, aby przyjrzeć się kołyszącym się na wodzie gondolom.




Wysiedliśmy na Placu San Marco. Bazylika niestety była już zamknięta, ale kampanilla chętnie przyjęła ciekawskich podróżników, goszcząc ich wyjątkowo wylewnie - w momencie kiedy Asia i Michał byli na szczycie, rozhulały się dzwony, dając kilkuminutowy koncert, pozbawiając odwiedzających słuchu na dobre kilka minut...


Wracaliśmy spacerkiem, przyspieszając nieco kroku, w nadziei, że uda się nam uprzedzić deszcz. Zbierały się nad nami ciężkie chmury, jednak mimo to nie odmówiliśmy sobie przyjemności spojrzenia na Canale Grande ze słynnego mostu Rialto. Wenecja w świetle zachodzącego słońca okazała się bardzo fotogeniczna - właśnie z tego miejsca zrobiłam jej jedno z moich ulubionych zdjęć...




Nie udało nam się uciec przed deszczem. Zmokliśmy, ale może to na szczęście? Może właśnie ten deszcz sprowadzi nas tu z powrotem za rok... za dwa... kiedyś...


To była mega wyprawa!!! Aż żal mi, że trzeba zakończyć relację. Miło było powspominać. Przyjemnie jest oglądać film z tego szalonego wyjazdu, który bawi nas niezmiennie ilekroć go załączamy. Cholera, Asik, Michał, "że też musicie nas jeszcze na takie wyjazdy namawiać!!!"
 :) :) :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz