środa, 8 kwietnia 2020

Sycylia - Taormina

 

Taormina

W przewodniku same superlatywy. Że idealny do wypoczynku klimat, że wyjątkowo czyste morze, wiele wartych odwiedzenia budowli. Podobno będąc na Sycylii, nie można nie odwiedzić Taorminy i choć takie slogany średnio mnie przekonują, w przypadku Taorminy wystarczyło mi kilka znalezionych w internecie zdjęć.



Miasto położone jest na zboczu. Budynki oplatają je szczelnie, tłocząc się na górzystym terenie pomiędzy skałami. W takich oto warunkach wyrasta kurort ściągający latem tysiące turystów, którzy pędzą, by eksplorować jego ciasne uliczki, ale zanim wylegną z aut, wloką się samochód za samochodem w górę jedną jedyną krętą, prowadzącą do miasteczka drogą.



Na szczęście nas ominęły takie atrakcje. Będąc tam w kwietniu, nie natrafiliśmy na tłumy ani na drodze ani w mieście. Swobodnie przechadzaliśmy się urokliwymi uliczkami, za cel obierając sobie największą atrakcję miasta - Teatr Grecki.



Oj tam, oj tam, Teatr Grecki, też mi atrakcja, pomyślą ci, którzy gwiżdżą na historyczne i kulturowe walory odwiedzanych miejsc. Jednak teatr w Taorminie to coś więcej niż ruiny antycznej budowli. To krajobraz, jakim nie może poszczycić się żaden inny amfiteatr. Widok na miasteczko położone u jego stóp, rzut okiem na lazur wody Morza Jońskiego (a może jednak Śródziemnego, bo nie mam pojęcia, gdzie to pierwsze się kończy, a to drugie zaczyna) na którym wyrasta nosek włoskiego kozaka, aż wreszcie chwila oczarowania na widok drzemiącej Etny, która wznosi się majestatycznie i co jakiś czas przypomina o sobie, wyrzucając z ośnieżającego krateru kłęby gorącej pary...


 



Teatro Greco powstał w III w.p.n.e., a za czasów Rzymian został przebudowany, prawdopodobnie po to, aby odgrywać tu walki gladiatorów. Do jego budowy wykorzystano naturalne ukształtowanie terenu - teatr jest wbudowany w otaczające go skały, dzięki czemu sama budowla jak i okoliczny krajobraz prezentują się bardzo malowniczo. Teatr zachował się w całkiem przyzwoitym stanie. Co roku odbywają się tu festiwale, pokazy i inne kulturalne wydarzenia. Obiekt szczyci się doskonałą akustyką. Wystarczy będąc na dole, wypowiedzieć jedno zdanie, by przekonać się o kunszcie ówczesnych budowniczych.









Co tak ciągnie mnie do starożytnych budowli, sama nie wiem. Uwielbiam panującą wokół aurę. Dla mnie te miejsca mają duszę, a gdyby umiały umówić, opowiedziałyby niezliczone ilości fascynujących, niekiedy przerażających historii. Tu sacrum zderza się z profanum. Teatro Greco zaserwował mi ogromną ucztę. Będąc tam, z chęcią policzyłabym każdy schodek, zajrzałabym w każdy zakamarek, jednak w takim miejscu, gdzie widoki wewnątrz rywalizują z krajobrazem dookoła, trudno skupić myśli. Zbyt wiele wrażeń, za dużo zachwytów, ogrom obrazów do uchwycenia. Do wielu z nich wracam po latach i odkrywam niedostrzeżone wcześniej szczegóły na nowo...







Nie chciało się opuszczać ruin, mimo że pogoda była kapryśna, zrosił nas deszcz, a chmury odkryły wierzchołek Etny jedynie na chwilę. Jednak poza teatrem, Taormina ma do zaoferowania urokliwą starówkę, którą warto się przespacerować, co też uczyniliśmy.



Na stare miasto weszliśmy przez Porta Messina i od razu znaleźliśmy się na głównej ulicy - Corso Umberto - deptaku, który rozciąga się na długość 800 m i stanowi główny trakt turystyczny miasteczka. Tu (lub w pobliżu) znajdują się główne atrakcje, knajpki, restauracje, sklepy i ...rzesze turystów (na co my jednak nie możemy narzekać; w kwietniu miasteczko nie było zatłoczone).







Przechadzając się po deptaku warto rozglądać się na boki, gdyż, po pierwsze, architektura jest różnorodna (budynki pamiętają czasy Arabów - X w. i Normanów - XI w.), a po drugie, najbardziej przyciągają wzrok ciasne uliczki z pnącymi się ku górze schodkami, przyozdobionymi lokalną ceramiką i roślinami. Warto się w nich pokręcić, poszukać wyjątkowych zakamarków, niepowtarzalnych panoram, czy dyskretnych knajpek.







Włoskie miasteczka charakteryzują się placami i skwerami, które najczęściej rozpościerają się przed najważniejszymi w mieście kościołami. Na placu tętni życie, tłoczą się ludzie, często gra muzyka. Nie brakuje tu restauracji i kawiarni, ciekawej architektury. Idąc Corso Umberto przecinamy kilka takich placów, jednak na dłużej na pewno zatrzymamy się na Piazza IX Aprile.



Może uda nam się zajrzeć do kościoła San Giuseppe (który nie zawsze jest otwarty), może kupimy coś na stoisku z pamiątkami, pewnie zwrócimy uwagę na wieżę zegarową z XII w., spojrzymy pod nogi i zdziwimy się ciekawą posadzką, którą jest wyłożony plac. Jednak to, co zatrzyma nas tu najdłużej jest widok rozciągający się z tarasu.



U końca Corso Umberto, niedaleko bramy Porta Catania, zamykającej Stare Miasto, znajduje się plac Piazza del Duomo z XIII - wieczną katedrą św. Mikołaja oraz fontanną z Minotaurem na szczycie.



Na chętnych czeka panoramiczna ścieżka, którą można dojść na szczyt Monte Tauro do ruin średniowiecznego zamku. Podobno widok stamtąd jest jeszcze lepszy. Podobno... bo nie byliśmy.

Za to w drodze do Katanii na nasz ostatni nocleg zatrzymaliśmy w porcie rybackim, gdzie doczekaliśmy zachodu słońca, siedząc na skałach z widokiem na Riviera Dei Ciclopi. Najlepszy widok jest z molo w Aci Trezza. Niech was nie zwiedzie widok spokojnego portu, kolorowych domków i sielskiej pustki. Wieczorem zjeżdżają tu tłumy młodzieży na balety. To jest bardzo imprezowe miasteczko!


 
 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz